Ostatnie kilkadziesiąt godzin to okres istnej histerii wśród inwestorów, która zaowocowała dość wyraźnym umocnieniem się amerykańskiego dolara, silnymi spadkami cen surowców i mocną przeceną na giełdach. I po części jest ona pewnym zbiegiem okoliczności, gdyż czynniki, które doprowadziły do tak silnego ruchu były znane od jakiegoś czasu – jak chociażby potencjalne problemy fiskalne części krajów strefy euro, o których spekulowano od kilku tygodni.
Zapachy unoszące się w biurze mają kilka źródeł – higiena pracowników, stosowane dezodoranty, perfumy i wody kolońskie, schorzenia, na które cierpią pracownicy, posiłki spożywane w miejscu pracy, przy biurku.
Oczekiwanie na dane dotyczące tempa wzrostu amerykańskiej gospodarki sparaliżowało aktywność naszych inwestorów. Gdy okazało się, że w czwartym kwartale PKB skoczył aż o 5,7 proc. radość nie była zbyt wielka. WIG20 znalazł się na niewielkim plusie, a na pozostałych indeksach nie zrobiło to niemal żadnego wrażenia. Dopiero fixing spowodował nieco większą reakcję. Wskaźniki za oceanem rosły na początku sesji zaledwie o około 0,6-0,7 proc.
W kontaktach dyplomatycznych podczas przedstawiania osób, nawiązywania i prowadzenia rozmowy ważna jest wiedza, jak zwracać się do poznanych osób. Na tym polu, niestety, często zdarzają się błędy. W obrębie własnego państwa błędy zostaną prawdopodobnie łatwiej wybaczone, niż w kontaktach międzynarodowych, gdzie istnieje większe niebezpieczeństwo, że niewłaściwa forma nie zostanie odczytana jako pomyłka wynikająca z braku wiedzy, ale zamierzone działanie, mające na celu zdeprecjonować osobę.
Europejskie rynki, w tym nasz, starały się przez niemal cały dzień powstrzymać indeksy przed głębszymi spadkami. Udawało się to aż do momentu, gdy okazało się, że sprzedaż nowych domów w Stanach Zjednoczonych była znacznie mniejsza, niż się spodziewano. Ta informacja trafiła na „podatny” grunt i korekta mogła nadal się rozwijać.