Zdążyliśmy już się do tego przyzwyczaić, iż zabezpieczeniem kredytu hipotecznego jest wpisana w dziale czwartym księgi wieczystej hipoteka (lub hipoteki). Jest to wprawdzie podstawowa, ale w żadnym wypadku nie jedyna forma zabezpieczenia. Banki, jak się bowiem okazuje, dysponują dość pokaźnym arsenałem środków, które wykorzystują do zabezpieczenia swoich wierzytelności.
Zakup nieruchomości na kredyt wiąże się nie tylko z kosztami odsetek, czy prowizją za udzielenie kredytu. Do całkowitego kosztu transakcji, należy doliczyć również opłaty notarialne, sądowe, skarbowe, jak i ewentualnie prowizje agencji nieruchomości. Dopiero zsumowanie wszystkich opłat pozwala przygotować się świadomie transakcji zakupu nieruchomości.
Powyższy tytuł nie jest mojego autorstwa, ale w ostatni piątek przyciągnął moją uwagę kiedy przeczytałem go na pierwszej stronie jednego z głównych źródeł informacji Warszawiaków, czyli jednej z gazet, którą można bezpłatnie otrzymać wchodząc lub wychodząc z metra. Tamten artykuł nie odnosi się co prawda do bieżącej sytuacji ekonomicznej tylko przedstawia przyszłego emeryta, który żeby nie klepać przysłowiowej biedy już dziś musi zacząć oszczędzać i jak łatwo się domyślić zaleca mu się inwestycje w obligacje skarbowe dający pewny zysk i brak ryzyka. Idea oczywiście szczytna i godna poparcia, ale rekomendacja już daleka od ideału.
Chociaż już ponad 200 lat temu Adam Smith zauważył, że niewidzialna ręka rynku jest w stanie samodzielnie sprawnie regulować rynek dóbr i usług, rządzący krajem wydają się nie zauważać tej obserwacji. Także uważane za liberalne partie polityczne prowadzą politykę, którą prezydent Stanów Zjednoczonych Ronalda Reagan określiłby słowami: „Jeżeli coś działa, opodatkuj. Jeżeli nadal działa, reguluj. Jeśli przestanie działać, dotuj”. Nikogo nie dziwi zatem fakt, iż szeroko zakrojony program „Rodzina na Swoim” ma swój istotny wpływ zarówno na rynek nieruchomości, jak i na rynek kredytów.