Nie odkładaj na wakacje, kup obligacje?
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Przede wszystkim rekomendowanie dzisiejszym 30-latkom 30-letniej inwestycji w obligacje jest mało spójne z standardowym pojęciem, że im dłuższy czas i bardziej ambitny cel – w tym przypadku jak najwyższa emerytura – tym mocniej wiąże się on z możliwie największym udziałem akcji w takiej inwestycji. Ten zaskakujący fakt można jednak łatwo zrozumieć skoro to Ministerstwo Finansów w ten sposób „reklamuje” siebie i swoje produkty inwestycyjne. Trudno więc żeby zachęcało do kupowania akcji chociażby właśnie prywatyzowanej GPW. Jak pojawi się „reklama” Ministerstwa Skarbu to będziemy czytać o najlepszych akcjach na świecie.
REKLAMA
To co jednak najważniejsze to sam tytuł i jego przekaz. Jakoś nie bardzo wierzę, że wszyscy zainteresują się obligacjami i pobiegną do okienka PKO BP, żeby przygotować się na spokojną starość. Dużo bliżej i łatwiej będzie im nabyć jednostki funduszy obligacyjnych, które już dziś chwalą się świetnymi wynikami rocznymi i co miesiąc przyciągają potężne ilości gotówki. Wyniki, które nie mają żadnych możliwości się powtórzyć chociażby z uwagi brak dalszych obniżek stóp czy ograniczony efekt kolejnych wykupów obligacji przez banki centralne, ale to co się liczy dla klienta to procentowy wzrost za ostatni rok i ideologia, że skoro było dobrze, to może być tylko lepiej.
Przeczytaj Nowe fundusze inwestycyjne warte ryzyka?
Ideał na wyciągnięcie ręki
Polski inwestor nie jest w tym przypadku osamotniony. Identycznie inwestują teraz Amerykanie, Niemcy czy Japończycy. Dług wszędzie sprzedaje się świetnie – czy to skarbowy czy korporacyjny. Przez to jego ceny rosną do niebotycznych rozmiarów, a do amerykańskich funduszy dłużnych w ciągu ostatniego 1,5 roku napłynęło ponad 550 mld dolarów. Duże zyski, przekonanie o jego gwarancji i całkowite bezpieczeństwo – czego więcej chcieć? Wygląda to trochę jakby właśnie w świecie finansów znalazł się instrument dobry dla młodych i starych, bogatych i biednych, profesjonalistów i amatorów. Informowanie o tym dużymi literami na pierwszej stronie wspomnianego dziennika jest zaproszeniem nowego kapitału. Zaproszeniem z względnie krótkim terminem przydatności do spożycia, który ma otworzyć oczy wszystkim nieświadomym. Oni mają sięgnąć po gotówkę, rozłożyć się w fotelu i tylko liczyć zyski. Wszystko pięknie tylko, że rynkowi wyjadacze doskonale wiedzą, że to schemat ograny i już do bólu nudny. Prosta powtórka z roku 2007 kiedy identycznie pisano o akcjach lub 2008 kiedy hitem były surowce i złotówka. Jesteśmy przy minimach inflacji, więc teraz na okładki wkraczają obligacje.
Polecamy rynek finansowy
Oczywiście ostateczna strata na obligacjach, jeżeli pominąć ekstremalne przypadki bankructw, jest dość rzadka, ale zysk i jego trwałość to już zupełnie inna sprawa. Czasem trzeba mieć dużo cierpliwości, bo bieżące ceny mogą się wahać w zależności od globalnych nastrojów. A jak bardzo mogą się wahać wystarczy spojrzeć na dług Grecji czy Portugalii. I teraz proszę wyobrazić sobie reakcję pospolitego inwestora, który dowiaduje się, że co prawda aktualnie traci kilkanaście procent, ale jak tylko poczeka 4-5 lat to wszystko odrobi. Czy to nie brzmi znajomo ? Czy nie tak uspokajano wszystkich zapakowanych w akcje przy rozpoczynającym się kryzysie? I co takiego zrobił ten inwestor? Spokojnie czekał czy może w pośpiechu sprzedawał bo przeszedł szybką lekcję ekonomii, że za zyskiem idzie też ryzyko. Ale akcje to przecież był ryzykowny instrument, który mógł stracić na wartości. Strata na obligacjach traktowanych obecnie jak lepsza wersja lokaty dopiero będzie szokiem. Będzie płacz i zgrzytanie zębów, ale jak mówił klasyk inwestycji na Wall Street: „Byki zarabiają, niedźwiedzie zarabiają, tylko świnie idą na rzeź”.
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
REKLAMA