Jak duże cięcia budżetowe pomogłyby rozwiązać problemy USA?

REKLAMA
REKLAMA
W ostatni piątek lipca nadal nie było porozumienia pomiędzy Republikanami a Demokratami w sprawie podniesienia limitu zadłużenia USA i związanych z tym planów oszczędności budżetowych na kolejne lata. Złoty środek został znaleziony dopiero 31 sierpnia. W nocy z czwartku na piątek okazało się, że sami Republikanie mają problem z wypracowaniem wspólnego stanowiska – kompromisowa propozycja Johnego Boehnera, zakładająca podniesie limitu o 900 mld USD (w praktyce na nieco ponad pół roku) i podobne cięcia wydatków, została mocno skrytykowana przez gospodarczych liberałów z frakcji Tea Party, którzy chcieliby znacznie wyraźniejszych oszczędności. Niektórzy republikańscy kongresmeni obawiali się, że plan Boehnera nie doprowadzi do żadnego kompromisu z Demokratami, którzy od razu zapowiedzieli jego odrzucenie w Senacie (tam mają większość, w przeciwieństwie do Izby Reprezentantów). Co ciekawe, propozycja Demokraty Harry’ego Reida okazała się dość zbliżona do tego, co oferował Boehner (Demokraci zrezygnowali z podwyżek podatków), ale zakładała, iż limit zadłużenia zostanie podniesiony na tyle, aby zapewnić finansowanie do końca 2012 r., a więc również po wyborach prezydenckich – Demokraci chcieliby uniknąć kłopotliwej debaty w czasie kampanii. Niemniej w obecnym sporze to właśnie oni, a nie Republikanie, mają poparcie amerykańskiego społeczeństwa. I to właśnie ten fakt skłaniał Republikanów do szukania porozumienia. Zwłaszcza że w przeciwnym razie mogliby zostać obarczeni winą za ewentualny kryzys gospodarczy, podczas kiedy fakty są takie, że gospodarka zaczyna znów spowalniać i to za rządów Baracka Obamy.
REKLAMA
Przeczytaj również: Co mogłoby uchronić USA przed bankructwem?
Niemniej trzeba sobie jasno powiedzieć, że każde kompromisowe rozwiązanie, zakładające niewielkie cięcia w budżecie na najbliższe 10 lat, nie zostanie zbyt dobrze przyjęte przez agencje ratingowe, które oczekują kwot rzędu 3,5-4,0 mld USD. Z drugiej jednak strony sprawa nie jest taka łatwa, jeżeli spojrzy się na ostatnie, coraz bardziej rozczarowujące dane makroekonomiczne – rewizja PKB za I kwartał poszła w dół do +0,4 proc. i zaledwie 1,3 proc. wzrost PKB w II kwartale. Gospodarka USA zaczyna wchodzić w stagnację i chyba brakuje pomysłów, jak temu zaradzić. Kolejny program QE w wykonaniu FED nie będzie miał raczej racji bytu, zwłaszcza w sytuacji, kiedy agencje ratingowe spełniłyby swoje groźby i rzeczywiście obniżyły rating USA. Wtedy inwestorzy zaczeliby żądać większych premii za ryzyko i długoterminowe stopy procentowe prawdopodobnie poszłyby w górę.
Polecamy serwis: Kredyty
Tak czy inaczej w średnim okresie to nadal strefa euro będzie mieć większe problemy niż USA. Mimo determinacji francuskiego ministra finansów, nie będzie łatwo o polityczną zgodę na wdrożenie wszystkich pomysłów, które zostały zaprezentowane podczas ostatniego szczytu ws. Grecji. W efekcie inwestorzy nadal będą się obawiali, czy kryzys nie rozleje się na pozostałe kraje PIIGS. W minionym tygodniu Włosi zostali zmuszeni do niekorzystnej sprzedaży własnych obligacji (rentowności 10-letnich papierów były najwyższe od 11 lat), a w piątek hiszpański premier zapowiedział wcześniejsze wybory parlamentarne na listopad (wcześniej agencja Moody’s przestrzegła przed obniżką ratingu dla tego kraju).
Raport jest fragmentem tygodniowego opracowania DM BOŚ dla rynków zagranicznych.
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
REKLAMA