REKLAMA

REKLAMA

Kategorie
Zaloguj się

Zarejestruj się

Proszę podać poprawny adres e-mail Hasło musi zawierać min. 3 znaki i max. 12 znaków
* - pole obowiązkowe
Przypomnij hasło
Witaj
Usuń konto
Aktualizacja danych
  Informacja
Twoje dane będą wykorzystywane do certyfikatów.
Porada Infor.pl

Jak funkcjonował czarny rynek 20 – 30 lat temu?

Subskrybuj nas na Youtube
Dołącz do ekspertów Dołącz do grona ekspertów
 Comperia.pl
Porównywarka finansowa nr 1
Aby lepiej zrozumieć motywy postępowania ludzi w wieku średnim, warto cofnąć się 20 – 30 lat wstecz.
Aby lepiej zrozumieć motywy postępowania ludzi w wieku średnim, warto cofnąć się 20 – 30 lat wstecz.
inforCMS

REKLAMA

REKLAMA

Jakie sposoby oszczędzania preferowano dwie – trzy dekady temu? Na czym można było dużo zarobić w czasach PRL-u? Analitycy finansowi odpowiadają na te pytania.

Dzisiejsza młodzież oraz pokolenie 30-latków z niedowierzaniem może słuchać swoich rodziców i dziadków, wspominających szalone czasy Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Odnalezienie się w rzeczywistości, która – dla większości „na szczęście” – minęła bezpowrotnie, z perspektywy dzisiejszych dni wydaje się nie lada wyzwaniem. A jaki był finansowy „Miś” na miarę tamtych czasów?

REKLAMA

REKLAMA

Dziś spłacający raty walutowego kredytu mieszkaniowego narzekają na okropne banki, ustanawiające spread walutowy na poziomie nawet kilkunastu procentów. To istotnie niemiłe, ale nie takie kwiatki już w Polsce istniały. Bo jak określić choćby taką sytuację, gdy pracujący w czasach PRL-u na obczyźnie miał możliwość wpłacenia zarobionych pieniędzy na swoje konto walutowe, ale w Polsce mógł wybrać tylko złotówki, i to o śmiesznie małej wartości, w porównaniu z zarobkiem. Nijak skorelowany z rzeczywistością kurs złotego do dolara sprawiał, że tak naprawdę istniał drugi przelicznik – kurs czarnorynkowy. Rolę „kantorów” przejęli działający nielegalnie cinkciarze, zazwyczaj czekający na swoich „klientów” pod Pewexami.

Na dolarach można było zrobić niezły interes. Przykładowo, w październiku 1977 r. amerykański pieniądz, licząc po kursie wolnorynkowym – na czarnym rynku – kosztował 120 zł. W ciągu 3-4 miesięcy zdrożał o 15-20 zł – kurs zależał wszak od kondycji finansowej państwa. A ta pogarszała się. Cena dolarów skokowo rosła – jeśli trafiło się na dobry czas, w ciągu kilku tygodni można było zyskać na różnicy kursów kilkanaście proc. Warto było mieć wtedy znajomych, zwłaszcza takich, którzy pracowali na zagranicznych kontraktach. Przydatni okazywali się też „obrotni” przyjaciele, potrafiący przywieźć do kraju walutę.

Waluta zza oceanu nie była bynajmniej jedynym dobrem zagranicznym, na którym zarabiało się. Ba, każda wycieczka musiała wręcz się zwrócić. Jeżdżono zatem z biurem podróży do krajów demoludu, a tam handlowało różnymi towarami – przykładowo do Kijowa warto było jechać z markowymi ubraniami i kosmetykami, które sprzedawano tam, uzyskując dolary. Z kolei do NRD woziło się frotki – gumki do włosów, które tam chodziły po marce. Co bardziej obrotni wsiadali do pociągu relacji Warszawa-Berlin Zachodni i podróżując w strasznych warunkach, w tłoku i dymie, przy braku toalet, docierali do stolicy Niemiec. Tam kupowali komputery, np. ZX Spectrum i sprzedawali je z kilkukrotną przebitką w Leningradzie, dzisiejszym Sankt Petersburgu.

REKLAMA

Za naszą wschodnią granicą utrzymywał się bardzo duży popyt na rozmaite towary. Opłacało się handlować w szczególności z mieszkańcami wielkich miast byłego Związku Radzieckiego. Kupowali dosłownie wszystko – od gum do żucia po sprzęt elektroniczny. Oczywiście, najwięcej zyskiwali Ci, którzy nie dali sobie wciskać rubli, lecz otrzymywali zapłatę z twardej walucie – najlepiej w dolarach. A skąd mieli je Rosjanie, np. mieszkańcy Sankt Petersburga? Od Skandynawów – np. Finów, u których wódka była bardzo droga. Zaradni mieszkańcy Północnej Europy masowo odwiedzali blisko położone, radzieckie miasta, gdzie zaopatrywali się w „ognistą wodę”, płacąc za nią w amerykańskiej walucie.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Ale wróćmy do Polski. Nielegalny handel, i to nie tylko dolarami, był wodą na finansowy młyn dla wielu, bardzo wielu Polaków. Stanowił namiastkę wolnego rynku, w których podaż spotyka się z popytem tam, gdzie wypada, a nie tam, gdzie zażyczą sobie tego władze. A że podaż niemalże w każdym przypadku, nie licząc octu, była znikoma, czarny rynek kwitł w najlepsze, generując olbrzymie zyski. Przykładowo, jeśli ktoś pracował w fabryce pralek, to przysługiwała mu raz na jakiś czas nowa maszyna po naprawdę atrakcyjnej cenie. Z duszą na ramieniu można było podejść do przemykających pod bramami zakładu handlarzy – „pośredników”, i zaproponować im odsprzedanie urządzenia. Choć komunistyczna władza surowo karała spekulantów, interes kwitł, bo kilkukrotne przebicie kusiło. Gdzie znajdziemy dzisiaj okazję, aby „głupim” zestawem opon do malucha czy futrami spłacić sporą część kredytu? To były dziwne czasy...

Dowiedz się także: Dlaczego w Europie płaca minimalna gwarantuje zakup dwa razy większego mieszkania?

Można było też oszczędzać na przyzwoitsze sposoby. Funkcję dzisiejszych kont osobistych, oszczędnościowych, lokat itd. spełniały książeczki oszczędnościowe. Zanoszono do banku pieniądze, w książeczce nanoszono wpis o przyjętej kwocie, potwierdzany pieczątką. Środki można było zdeponować nawet na 36 miesięcy, zyskując na tym 4,5 - 5 proc. Działało to jak dzisiejsze ROR-y. Najwięcej osób posiadało książeczkę w PKO, ale były istniały inne banki państwowe - np. BGŻ, ponadto na rynku funkcjonowały banki spółdzielcze. Notabene, do dziś w banku PKO BP istnieje coś takiego jak książeczka obiegowa.

Książeczki oszczędnościowe prowadzone były także na określony cel. Istniały choćby książeczki samochodowe czy motocyklowe. I tutaj, nie do końca zgodnie z prawem, można było nieźle zarobić. Przykładowo, maluch kosztował w latach 70. ok. 262 tys. zł, ale człowiek, który kupił go w tej cenie na podstawie książeczki, mógł odsprzedać pojazd... nawet za 500 tys. zł. Co więcej, niektóre z książeczek uczestniczyły w losowaniach, zwanych wówczas „ciągnieniami”. Depozyty było nisko oprocentowane, ale umożliwiały wylosowanie nagrody – najczęściej pojazdu mechanicznego lub sprzedu AGD. Za każdy wkład przysługiwał 1 los – zatem większe oszczędności oznaczały więcej szans na wygraną.

Warto wspomnieć też o innych książeczkach – mieszkaniowych. Uprawniały one do ubiegania się o mieszkanie spółdzielcze. Tych ostatnich było jak na lekarstwo, więc na książeczkach mieszkaniowych oszczędzały już... kilkuletnie dzieci. Oczywiście rękami swoich rodziców, ale jednak. Obecnie brzmi to jak kuriozum, chociaż czy na pewno? Dziś do przedszkola czy żłobka usiłuje zapisywać się nienarodzone jeszcze dzieci…

Polecamy serwis: Lokaty

Były zresztą i programy oszczędnościowe stricte dla najmłodszych. Chodzi oczywiście o Szkolne Kasy Oszczędności, czyli filie SKO. Jak działały? Uczniowie wpłacali nauczycielowi pieniądze, ten odnosił je do banku, a podopiecznym zapisywał na książeczce wpłacane kwoty. Uczniowie nie mieli od tego procentów, ale za to szkoła dostawała różnego rodzaju gratisy, np. piórniki PKO dla uczniów, którzy oszczędzali najwięcej. Pomysł całkiem dobry – uczył młodych ludzi oszczędzania. Wielkość wpłat była wyznacznikiem sytuacji rodzinnej lub gospodarności ucznia. Ba, zorganizowano nawet akcję „październik miesiącem oszczędzania”.

W czasach PRL-u zysku szukano także w innych aktywach. Dziś nazwalibyśmy to alternatywnymi inwestycjami. Na przykład w złoto, albo ogólniej – „wszystko, co się świeci”. Oprócz wyrobów jubilerskich, niemałą popularnością cieszyły się tzw. świnki. Były to złote pięciorublówki z przełomu XIX i XX wieku. Zainteresowaniem cieszyły się też południowoafrykańskie monety krugerrandy – ponoć „najbardziej znane złote monety bulionowe na świecie”), złote dwudziestodolarówki oraz polskie monety okolicznościowe, np. z okazji wyboru papieża Polaka. Takie zainteresowanie numizmatami można skwitować krótkim, acz logicznym wywodem - ludzie inwestują w złoto, kiedy idą złe czasy. A w PRL-u rzadko kiedy można było mieć poczucie, że Polska będzie krainą mlekiem i miodem płynącą. Choć propaganda wieściła co innego.

Polska Ludowa oraz początek kapitalizmu były rajem dla spryciarzy. Dotarliśmy do ciekawej historii, dotyczącej tzw. zakładowych kas zapomogowych. Otóż pewien mężczyzna pożyczył od 100 osób po 1 mln zł – była to kwota, odpowiadająca mniej więcej jednej piątej ówczesnego wynagrodzenia. Uzyskane 100 milionów wpłacił do kasy jako wkład, następnie szybko zgłosił się po pożyczkę, dostał jakieś 250 milionów i po oddaniu wierzycielom miał 150 milionów, za które wybudował dom.

W zakładowych kasach zapomogowych można było pożyczyć środki w kwocie dwóch wkładów i dwóch pensji. Wkład obejmował pulę pieniędzy, którą zdążyło się odłożyć jako pracownik zakładu. Każdy pracownik deklarował, jaką kwotę chce odprowadzać miesięcznie do kasy zapomogowej i tyle właśnie środków odtrącano mu z pensji.

To tylko jedna z opowieści o finansowej przebiegłości z czasów Polski Ludowej albo inaczej – „przełomu systemów”, których niezliczone ilości przekazywane są pod strzechami polskich domów. Porównanie tamtych czasów ze współczesnością może okazać się trudne, bo chociaż i wówczas i dziś wszystkim zależy na tym, żeby jak najwięcej zarobić i jak najmniej wydać, to jednak obie rzeczywistości wydają się być z różnych bajek. Obecnie bogacenie się następuje na tzw. „wolnym” rynku. Oprocentowanie lokat czy kont oszczędnościowych zależy pośrednio od kondycji finansów państwowych, zaś wartość Twojego koszyka inwestycyjnego odzwierciedla sytuację przedsiębiorstw.

Dziś na pewno mamy nieporównywalnie więcej możliwości, a świat stoi przed nami otworem. Jednakże w praktyce wszelkie nasze działania wymagają pieniędzy i dóbr materialnych, a te – tak samo jak przed laty – bywają trudne do zdobycia. Zawsze na czasie jest handel: kupić tanio, sprzedać drogo. Gdybyśmy cofnęli się w czasie o te kilkadziesiąt lat, mówiąc o funduszach inwestycyjnych, kontach internetowych czy podatku od zysków kapitałowych, zostalibyśmy pewnie potraktowani niczym przybysze z innej planety. Zwłaszcza że nasi słuchacze nic a nic nie wiedzą o istnieniu „artefaktów” takich jak hipoteczna pętla kredytowa, którą sami sobie zakładamy na szyję, biorąc pożyczki na 30 lat.

Paweł Puchalski, Mikołaj Fidziński

Zapisz się na newsletter
Zakładasz firmę? A może ją rozwijasz? Chcesz jak najbardziej efektywnie prowadzić swój biznes? Z naszym newsletterem będziesz zawsze na bieżąco.
Zaznacz wymagane zgody
loading
Zapisując się na newsletter wyrażasz zgodę na otrzymywanie treści reklam również podmiotów trzecich
Administratorem danych osobowych jest INFOR PL S.A. Dane są przetwarzane w celu wysyłki newslettera. Po więcej informacji kliknij tutaj.
success

Potwierdź zapis

Sprawdź maila, żeby potwierdzić swój zapis na newsletter. Jeśli nie widzisz wiadomości, sprawdź folder SPAM w swojej skrzynce.

failure

Coś poszło nie tak

Źródło: INFOR

Oceń jakość naszego artykułu

Dziękujemy za Twoją ocenę!

Twoja opinia jest dla nas bardzo ważna

Powiedz nam, jak możemy poprawić artykuł.
Zaznacz określenie, które dotyczy przeczytanej treści:
Autopromocja

REKLAMA

QR Code

© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.

REKLAMA

Moja firma
Zapisz się na newsletter
Zobacz przykładowy newsletter
Zapisz się
Wpisz poprawny e-mail
Gdy przedsiębiorca jest w trudnej sytuacji, ZUS może przejąć wypłatę zasiłków

Brak płynności finansowej płatnika składek, który zatrudnia powyżej 20 osób, może utrudniać mu regulowanie świadczeń na rzecz pracowników. Takimi świadczeniami są zasiłek chorobowy, zasiłek macierzyński czy świadczenie rehabilitacyjne. W takiej sytuacji Zakład Ubezpieczeń Społecznych może pomóc i przejąć wypłatę świadczeń. Potrzebny jest jednak wniosek płatnika lub ubezpieczonego.

Pracodawcy będą musieli bardziej chronić pracowników przed upałami. Zmiany już od 1 stycznia 2027 r.

Dotychczas polskie prawo regulowało jedynie minimalne temperatury w miejscu pracy. Wkrótce może się to zmienić – rząd przygotował projekt przepisów wprowadzających limity także dla upałów. To odpowiedź na coraz częstsze fale wysokich temperatur w Polsce.

Przywództwo to wspólna misja

Rozmowa z Piotrem Kolmasem, konsultantem biznesowym, i Sławomirem Faconem, dyrektorem odpowiedzialnym za rekrutację i rozwój pracowników w PLL LOT, autorami książki „The Team. Nowoczesne przywództwo Mission Command”, o koncepcji wywodzącej się z elitarnych sił specjalnych, która z powodzeniem sprawdza się w biznesie

Rośnie liczba donosów do skarbówki, ale tylko kilka procent informacji się potwierdza [DANE Z KAS]

Jak wynika z danych przekazanych przez 16 Izb Administracji Skarbowej, w I połowie br. liczba informacji sygnalnych, a więc tzw. donosów, skierowanych do jednostek KAS wyniosła 37,2 tys. Przy tym zestawienie nie jest pełne, bowiem nie zakończył się obowiązek sprawozdawczy urzędów skarbowych w tym zakresie. Zatem na chwilę obecną to o 4,2% więcej niż w analogicznym okresie 2024 roku, kiedy było ich 35,7 tys. Natomiast, zestawiając tegoroczne dane z tymi z I połowy 2023 roku, widać wzrost o 6%. Wówczas odnotowano 35,1 tys. takich przypadków. Poniżej omówienie dotychczasowych danych z Krajowej Administracji Skarbowej.

REKLAMA

Wygoda, bezpieczeństwo, prestiż – trzy filary nowoczesnego biznesu

Cyfryzacja, zielona transformacja i konieczność reagowania na coraz szybsze zmiany rynkowe sprawiają, że współczesnym firmom potrzebne są nie tylko tradycyjne narzędzia finansowe. Przedsiębiorcy oczekują nowoczesnych rozwiązań, które usprawnią zarządzanie biznesem, oszczędzą czas i zminimalizują ryzyko. Bank BNP Paribas odpowiada na te potrzeby, oferując innowacyjne pakiety rachunków oraz prestiżową kartę Mastercard Business World Elite. To narzędzia, które pomagają firmom z różnych branż - od e-commerce, przez usługi i budownictwo, aż po handel międzynarodowy - zachować stabilność i skutecznie rozwijać biznes.

Webinar: Architekci zmiany

Jak dobrać zespół, który skutecznie przeprowadzi transformację?

Ponad 156 mln zł na zagraniczną ekspansję firm! PARP ogłasza wyniki naboru "Promocja marki innowacyjnych MŚP"

Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP) opublikowała wyniki naboru w konkursie „Promocja marki innowacyjnych MŚP”, realizowanym w ramach programu Fundusze Europejskie dla Nowoczesnej Gospodarki (FENG). Wsparcie trafi do 183 projektów na łączną kwotę ponad 156 mln zł, które pomogą polskim przedsiębiorstwom w promocji produktów i usług na rynkach międzynarodowych.

Kim jest rzecznik patentowy i jak wspiera przedsiębiorców?

Do 5 września trwa nabór na aplikację rzecznikowską. To ścieżka kariery m.in. dla absolwentów kierunków prawniczych, technicznych i ścisłych. Problem w tym, że wielu studentów nie ma świadomości, że taki zawód zaufania publicznego istnieje i jaka jest jego rola. W Polsce jest dziś 1 tys. rzeczników patentowych.

REKLAMA

Weto prezydenta dla ustawy wiatrakowej a weto dla ustawy o deregulacji w energetyce

Jakie znaczenie ma weto prezydenta dla ustawy wiatrakowej? Najbardziej poszkodowani są mieszkańcy posiadający domy w bezpośrednim sąsiedztwie farm wiatrowych. Mieli otrzymać nawet do 20 tys. zł do podziału dla mieszkańców posiadających nieruchomości w promieniu 1 km od turbiny. Natomiast bardziej problematyczne dla rozwoju OZE jest weto dla Ustawy o deregulacji w energetyce.

Poławianie pereł. W jaki sposób łączyć technologię z autentycznością, by pozyskiwać jak najlepszych kandydatów?

Wyobraź sobie świat, w którym rekrutacja to już nie tylko „polowanie” na talenty, lecz dynamiczny ekosystem przewidywania i kreowania przyszłości organizacji. To scena, na której algorytmy AI nie tylko analizują CV, ale z chirurgiczną precyzją tropią osoby, które za moment zmienią rolę. Czy rekruterzy są gotowi na to, by wykorzystać potencjał AI mądrze, z korzyścią zarówno dla firmy, jak i kandydata?

REKLAMA