Po pierwszym tygodniu obroty na minusie
REKLAMA
REKLAMA
Spadki, zwłaszcza w drugiej części dnia, można było uzasadnić danymi makro z USA. Po środowym raporcie ADP, który pokazał prawie 300 tysięcy nowych miejsc pracy w sektorze prywatnym, rynek po cichu liczył na to, że dzisiejsze, oficjalne dane z Departamentu Pracy znacznie przekroczą prognozy 125 tysięcy zatrudnionych. Tymczasem w sektorze pozarolniczym przybyło jedynie 103 tysiące pracowników. Słaby wynik, w porównaniu do prognoz, wynikał ze znacznie mniejszego udziału sektora prywatnego, który stworzył 113 tysięcy nowych miejsc pracy, a nie aż 180 tysięcy, jak prognozowano. Na pocieszenie popyt dostał informacje, że w całym 2010 roku stworzono łącznie ponad 1,1 mln miejsc pracy, a stopa bezrobocia w USA spadła z 9,7 proc. do 9,4 proc., czyli jest najniższa od maja 2009. Brzmiałoby to lepiej, gdyby spadek nie wynikał z większej liczby osób pracujących, a ze zmniejszania się zasobów siły roboczej, co już tak optymistyczne nie jest. Prawdziwe bezrobocie, wliczające pracujących z przymusu na pół etatu oraz tych, którzy zrezygnowali z szukania pracy, sięga 16,7 proc. Ponadto znów padł rekord średniej długości pozostawania bez pracy, który sięga ponad 34 tygodnie.
REKLAMA
Dowiedz się także: Jak silna jest gospodarka Niemiec w porównaniu z USA?
REKLAMA
Jak najlepiej próbował przedstawiać całą sytuację ekonomiczną Ben Bernanke, zeznający dziś przed komisją Senatu USA. Twierdził, że widać już pozytywne efekty OE2, że trwa umiarkowanie silne ożywienie gospodarcze, ale ponieważ rynek pracy wróci do normy dopiero za 4-5 lat, może on zagrozić ciągle niepewnemu wzrostowi. Nikt co prawda nie wie, jak wygląda teraz „normalny rynek pracy”, ale wydaje się, że cechuje się on 6-7 proc. bezrobociem. Jeżeli tak, to do normalności będziemy powracali przez pół dekady, a przy jakiejkolwiek recesji w tym czasie bezrobocie powróci do dwucyfrowych wartości, co będzie oznaczało giełdowe spadki.
Pierwszy tydzień, choć w znacznym stopniu niepełny, przez poniedziałkowy brak handlu w Londynie i czwartkowe święto w kraju kończy się spadkiem WIG20 o 2,2 proc. Nie jest to żadna tragedia, bo końcówka roku cechowała się wypychaniem indeksu w górę przy mikro-obrotach, co można było często odnotowywać. Pomijając tamten nienaturalny okres, wróciliśmy do trendu bocznego sprzed okresu świątecznego i każde zejście w okolice 2630 pkt. należy traktować jako okazję do kupna tańszych akcji. Problemy pojawią się 2-3 proc. poniżej tego poziomu.
Polecamy serwis: Kursy walut
W ramach ciekawostki można wspomnieć, że najlepszym parkietem w Europie w tym tygodniu była giełda estońska, należąca do państwa, które od początku roku znajduje się oficjalnie w strefie euro. Tamtejszy giełdowy indeks TALSE w pierwszym tygodniu zyskał blisko 10 proc., widać więc, że przyjęcie euro pomaga, przynajmniej inwestorom giełdowym.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.