Komu sprzyja rosnący kurs euro i dolara?
REKLAMA
REKLAMA
Na fali kolejnych odsłon kryzysu zadłużeniowego w strefie euro kurs złotego systematycznie osłabia się wobec walut bazowych, takich jak euro. Od początku sierpnia do połowy września wyrażony w złotych kurs wspólnej europejskiej waluty wzrósł o 9,3 proc., a jeszcze bardziej – 13,3 proc. – podrożał dolar. I nie mają na to większego wpływu informacje, płynące z polskiej gospodarki; bez względu na to, czy są lepsze czy gorsze od oczekiwań. Dla inwestorów liczy się bezpieczeństwo, a to w ich opinii prędzej zapewni im dolar, frank, euro czy jen.
REKLAMA
REKLAMA
Słabnący złoty jest zmartwieniem dla osób, które spłacają swoje zobowiązania w walutach obcych, ale ci, którzy w nie inwestują, zacierają ręce, obserwując rosnące zyski. I choć większość uczestników funduszy inwestycyjnych nie ma w ostatnim czasie powodów do zadowolenia, to jednak można znaleźć i takich, którym obecna sytuacja na rynku walutowym bardzo sprzyja.
Mowa przede wszystkim o posiadaczach jednostek uczestnictwa funduszy papierów dłużnych, denominowanych w euro i dolarach. Spośród dostępnych na naszym rynku takich funduszy, to właśnie te dwie waluty zdecydowanie dominują. Prezentują się one najlepiej pod względem wysokości średnich stóp zwrotu w ramach poszczególnych kategorii funduszy w zestawieniach za ostatni miesiąc, kwartał, pół roku czy rok. Przykładowo w ostatnim miesiącu (licząc do 15 września br.) średnia stopa zwrotu funduszy obligacji dolarowych wyniosła 8,9 proc. i była to najlepsza w tym czasie grupa funduszy. Najwyższą stopę zwrotu wypracował tu KBC Dolar FIZ – plus 11,5 proc. Fundusze papierów dłużnych, denominowanych w euro, w skali miesiąca przyniosły nieco mniejszy zysk, wynoszący 5,4 proc.
Przeczytaj również: Czy uda się powstrzymać przyrost zadłużenia w strefie euro?
W przypadku tych funduszy za zyski w lwiej części odpowiada zmiana kursu walutowego. W obecnej sytuacji, przy dużej zmienności kursów, ryzyko, na jakie wystawiają się posiadacze jednostek takich funduszy, jest wyjątkowo wysokie. Na pewno nie można nazwać tych funduszy bezpiecznymi (w odróżnieniu od funduszy akcyjnych czy mieszanych), jak to często czyni się w przypadku funduszy polskich obligacji. Ryzyko kursowe sprawia, że klasa aktywów, jaka jest przedmiotem lokat funduszu, nie ma większego znaczenia.
W większości przypadków fundusze zagranicznych obligacji sprzedają dwa lub czasem i więcej rodzajów jednostek uczestnictwa, różnicując je pod względem waluty, w jakiej są rozliczane. Oznacza to, że jednostki można nabyć za złote, a wpłata jest potem przeliczana po kursie średnim NBP z danego dnia na docelową walutę, czyli np. USD czy EUR. Ale jeśli ktoś dysponuje oszczędnościami, zgromadzonymi w walucie, to jest też opcja zainwestowania ich bezpośrednio. W tym drugim przypadku ryzyko kursowe zostaje więc wyeliminowane, a ewentualne zyski biorą się wyłącznie ze zmian cen poszczególnych papierów dłużnych w portfelu, które z kolei wynikają ze zmian ich rentowności.
Polecamy serwis: Inwestycje
Bezpieczeństwo może i jest większe, bo choćby zakres wahań wartości jednostek sporo mniejszy, ale z pewnością także znacznie mniejszy potencjał zysków. Przykładowo fundusz PKO Papierów Dłużnych USD w ciągu ostatnich trzech lat odnotował wzrost wartości jednostki w złotych o blisko 80 proc. Jednostki dolarowe mogą pochwalić się „tylko” 33-proc. wzrostem. Ale tak wygląda to wyłącznie w dłuższym terminie, bo jeśli popatrzeć na wyniki za okres, nie przekraczający jednego roku, to wyraźnie rzuca się w oczy, że za zyski, osiągane przez fundusze obligacji dolarowych i euro, odpowiada niemal wyłącznie osłabienie złotego.
Tak długo, jak długo europejscy politycy będą zwlekać z podjęciem konkretnych, satysfakcjonujących rynki rozwiązań i jak długo trwać będzie ta grecka tragedia (pamiętając, że w kolejce czeka już Portugalia, Irlandia, Hiszpania czy nawet Włochy), należy liczyć się z tym, że złoty będzie dalej tracił na wartości. To z kolei oznacza, że i tak już bardzo pokaźne zyski funduszy zagranicznych papierów dłużnych, denominowanych w euro czy dolarach, mogą być jeszcze większe. Nie należy jednak zapominać, że przyszłość jest na tyle niepewna, iż jakiekolwiek prognozowanie kursów walutowych, choćby w perspektywie miesiąca, okazuje się wyjątkowo trudne i z dużym prawdopodobieństwem skazane na niepowodzenie. Potencjalne ryzyko inwestycji w obligacje, denominowane w europejskiej lub amerykańskiej walucie, może odstraszyć inwestorów, którzy nie chcą polegać na wahającym się kursie euro czy dolara.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.