Jakie mogą być skutki dodatkowego poluzowania polityki pieniężnej USA?
REKLAMA
REKLAMA
Na temat rzeczywistej skuteczności drugiej tury skupu aktywów, która została oficjalnie zatwierdzona przez FED w listopadzie ur., a zakończyła się w czerwcu br. opinii jest mnóstwo. Osobiście bardziej przychylałbym się do tych, które wskazują, iż programy QE nie są zbyt skuteczne. Dla rynku pojedyncze opinie nie znaczą jednak wiele – kluczowy jest masowy odbiór danego zjawiska. A w oczach inwestorów szef FED nie wykonał wcale takiej złej roboty – dał zarobić na bardziej ryzykownych aktywach (akcje, surowce, waluty rynków wschodzących). Jednocześnie wielokrotnie już pokazywał, że FED potrafi przyjść z odsieczą. No dobrze, ale w końcu wszystko, co dobre się kończy… chyba, że żyjemy w krainie wiecznej iluzji.
REKLAMA
Przeczytaj także: Czy likwidacja spreadów walutowych pozwoli obniżyć raty?
W ostatnich tygodniach wielu ekonomistów wskazywało, że w przypadku dodatkowego poluzowania pieniężnego , problemem może stać się inflacja, która zresztą od kilku miesięcy sukcesywnie rośnie – warto tutaj spojrzeć na przebiegi bazowej PPI i CPI w ujęciu rocznym na przestrzeni ostatniego czasu. Dane za lipiec potwierdziły tę tendencję. Na ten problem uwagę zwracali też w pewnym sensie trzej dysydenci, którzy na ostatnim posiedzeniu mieli odrębne zdanie od szefa FED. Narayana Kocherlakota przyznał, że jego zdaniem dane makroekonomiczne nie uzasadniały innego wydźwięku komunikatu FED (przypomnijmy, iż stwierdzono, że stopy procentowe pozostaną niskie przynajmniej do połowy 2013 r.), chociaż nie wykluczył zmiany stanowiska w zależności od napływających kolejnych danych. Nieco bardziej jastrzębi był Richard Fisher – przyznał, że poluzowanie polityki pieniężnej nie jest konieczne, gdyż ostatnie dane makroekonomiczne zostały zaburzone przez zamieszanie wokół tematu „2 sierpnia” (widać, że na ten argument lubią się też powoływać giełdowi optymiści). Najbardziej jastrzębi (tego można było się też spodziewać) był Charles Plosser, którego zdaniem FED zostanie zmuszony do podwyższenia stóp wcześniej niż w drugiej połowie 2013 r. Sceptyczne opinie nt. konieczności szybkiej zapowiedzi programu QE3 padały również ze strony członków FED, nie będących w tym roku w FOMC (np. Jamesa Bullarda).
Polecamy serwis: Inwestycje
Tym samym, jeżeli Ben Bernanke wspomni w piątek o programie QE3, to jednocześnie wyjdzie przed szereg opinii, także własnych – warto zwrócić uwagę, iż szef FED do tej pory dawał do zrozumienia, iż wprawdzie bank centralny ma dostępne narzędzia, ale na ich użycie jest jeszcze za wcześnie. Paradoksalnie, słowa o QE3, jeżeli padną, mogą mieć też swoje drugie dno, jakim stały się obawy, związane z ryzykiem poważnej i długiej stagnacji/recesji (tylko dzięki niej FED nie będzie obawiał się utraty kontroli nad inflacją). Czy zatem aby na pewno będziemy cieszyć się po piątkowym wystąpieniu szefa FED? A co, jeżeli zapowiedź padnie, ale finalnie skala programu QE3 okaże się być znacznie mniejsza od oczekiwań rynku? I wreszcie kto bardziej ucierpi na obecnym spowolnieniu? Stany Zjednoczone czy strefa euro? To jest już jednak temat na kolejną dyskusję. Być może rynkowych impulsów trzeba szukać gdzie indziej...
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.