Testowanie poziomu 2800 pkt.
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Dość szybko jednak byki zdołały poradzić sobie z tym zagrożeniem i wyprowadziły indeks na wzrosty. Po tej niewielkiej dawce optymizmu podaż próbowała zaatakować jeszcze raz, ale przy powrocie rynku do minimów, po raz kolejny kupujący przejęli inicjatywę i na rosnących obrotach doprowadzili do solidnej zwyżki.
REKLAMA
Jak zwykle w poniedziałki dane makro były bardzo ubogie i dlatego media ekscytowały się weekendowymi oskarżeniami szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego. W praktyce ta sytuacja nie ma dla rynków żadnego znaczenia. W najgorszym przypadku ustalenia kolejnego pakietu pomocowego dla Grecji zostałyby przesunięte o kilka dni, ale nawet dziś nikt totalnie nie przejmował się tym. Z danych makro dużo ciekawsza była inflacja w strefie euro, która nie zaskoczyła i sięgnęła 2,8 proc., zgodnie z prognozami i zdecydowanie powyżej ambicji ECB. Gorzej wyglądał wzrost cen po wyłączeni paliw i żywności, bo ten wskaźnik wzrósł z 1,6 do 1,8 proc., a po takim odczycie szybko powrócił sentyment do euro, ponieważ dane jasno wskazują na to, że stopy procentowe w strefie euro trzeba będzie podnosić. Nawet spadki cen surowców nie pomogą, gdy inflacja bazowa rośnie.
Dowiedz się także: Co wpływa na wzrost cen srebra i złota?
Również gorszy od oczekiwań był indeks NY Empire State, opisujący rozwój sektora usług w rejonie NY, bo spadł do poziomu 11 pkt. Na to jednak nikt nie zareagował – po niedawnej publikacji indeksu ISM-usługi było jasne, że trzeba przygotować się na możliwość negatywnego zaskoczenia. Samym amerykanom słabszy odczyt też zupełnie nie przeszkadzał i chwilę po rozpoczęciu sesji tamtejsze rynki notowały wzrosty.
Polecamy serwis: Lokaty
Druga część poniedziałkowej sesji była znacznie ciekawsza. Szczególną siłą wyróżniały się spółki sektora finansowego i energetycznego. Przy takim układzie WIG20 może zyskiwać, ale szeroki rynek jest wciąż w gorszej sytuacji, co uwidacznia się przy całej statystyce: 140 spółek zyskiwało, ale aż 221 traciło na wartości. Zainicjowanie odbicia od największych i najpłynniejszych spółek, po blisko dwóch tygodniach powolnego opadania, nie dziwi, lecz nie może też być uznane za szybki powrót do wzrostów. O tym, czy zagrożenie minęło, przekonamy się po sile tego wzrostu. Zbyt łatwe cofnięcie się popytu będzie sygnałem przysłowiowego „odbicia zdechłego kota”, co dodatkowo spotęgują kolejni inwestorzy, likwidujący swoje pozycje w przekonaniu, że ponowny test 2800 pkt. może zakończyć się wyłamaniem. Na tą chwilę jednak nadal bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz krótkoterminowego zatrzymania, a następnie powrotu do majowych szczytów.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.