Mity o e-learningu
REKLAMA
REKLAMA
Myślę, że jest to w dużej mierze spowodowane strachem przed nieznanym. Przedwczesne, niezbyt udane próby wprowadzenia nauczania na odległość w oświacie i biznesie skutkują teraz tzw. czarnym PR.
REKLAMA
Większość ludzi słyszała o tym, że e-learning jest kosztowny i nie przynosi zamierzonych celów. Dobrym przykładem może być ww. projekt Scholaris, który pochłonął łącznie 19,2 mln zł. Portal w 75 proc. sfinansowany został z unijnego Europejskiego Funduszu Społecznego.
Ale z końcem grudnia 2006 roku skończyła się umowa na zarządzanie serwisem - portal przeszedł we władanie Ministerstwa Edukacji Narodowej (MEN) i „upadł”. Od przejęcia projektu resort nie wydał na niego ani grosza, nie finansował rozwoju, zapomniał o administracji.
Polecamy: Zalety e-nauki
REKLAMA
Obecnie za jego rozwój odpowiedzialny jest Centralny Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli (w nowej strukturze pod nazwą Ośrodek Rozwoju Edukacji) i miejmy nadzieję, że odrodzi się on na nowo. Jego założenia były bardzo dobre i gdyby sprawnie dalej pokierowano tym projektem, to powstałaby potężna baza wiedzy.
Tymczasem brak marketingu, kampanii informacyjnej w szkołach i uczelniach, a także błędy w zarządzaniu przyczyniły się do tego, że projekt stał się fiaskiem. Właśnie takie informacje stawiają e-Learning w negatywnym świetle wysokich wydatków prowadzących w końcu do upadku założeń.
Celem nowych firm szkoleniowych staje się teraz misja przekonania zarówno społeczeństwa, jak i ludzi odpowiedzialnych za edukację, że metody nauczania na odległość są jedyną drogą do wkroczenia w nowy, lepszy wymiar nauczania.
Polecamy: E-learning wciąż jest nowością
Artykuł jest fragmentem raportu „Nauczanie na odległość 2010” WebHat
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.