ESP w aucie firmowym – czy wiemy jak działa?
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
ESP to system, który już niedługo zagości na stałe w naszych samochodach. Gdy opublikowałem taką informację na popularnym w cyberprzestrzeni Facebooku, natychmiast pojawiły się głosy niezadowolenia. Dokładnie tak samo reaguje większość pracowników – szczególnie młodych gniewnych, gdy świadomy pracodawca wyposaży ich w samochód z tym właśnie systemem. Mało tego: nierzadko podczas szkoleń z zakresu doskonalenia techniki jazdy obserwuję różnego rodzaju kombinacje kierowców flotowych, którzy sprytnie wyłączają działanie tego systemu – o zgrozo - nawet wtedy, gdy producent takiej możliwości nie daje.
REKLAMA
Na pytanie, dlaczego, zawsze pada taka sama odpowiedź: ESP ogranicza swobodę kierowcy. Najczęściej jednak właśnie Ci królowie lewego pasa zupełnie nie radzą sobie z poślizgiem już przy prędkościach rzędu 50-70 km/h, z resztą nie tylko oni. Problemy z poślizgiem ma większość kierowców z dużym doświadczeniem i wieloma setkami tysięcy kilometrów na swoim koncie. Precyzyjne opanowanie różnego rodzaju poślizgów wymaga wielu godzin ćwiczeń praktycznych.
A my zwykli kierowcy ile czasu poświęcamy na takie ćwiczenia? Raz w miesiącu nie wystarczy. Obawiam się, że raz w tygodniu dla doświadczonego kierowcy również może być za mało!
Zacznijmy, więc od początku. Czym jest ESP? Electronic Stability Program - to system, którego głównym zadaniem jest stabilizacja toru jazdy.
Jak działa? Dane z czujników, których w zależności od rozwiązania technicznego z reguły jest kilkanaście tworzą swego rodzaju bazę danych na podstawie, której jednostka sterująca pracą ESP wykonuje sekwencję czynności (hamowanie, odcięcie paliwa, wykonanie lekkiego skrętu kierownicą) w celu wyeliminowania niekorzystnego zjawiska, jakim jest poślizg. Najważniejszym z tych czujników jest ten na kolumnie kierownicy. To właśnie z tego czujnika do jednostki centralnej dociera informacja, „co poeta ma na myśli”.
Działanie tego systemu w wielkim skrócie przybliżę poniższymi przykładami.
REKLAMA
Wjeżdżamy zbyt szybko w zakręt. Jest ślisko i mimo, że wykonaliśmy skręt kierownicą, samochód nie reaguje (wyjeżdża przodem z zakrętu – jest podsterowny). W takiej sytuacji komputer uzyskuje informację od kierowcy „SKRĘĆ”, jednocześnie do komputera z kół przednich dociera informacja „NIE SKRĘCA - POŚLIZG”. System bez naszej jakiejkolwiek ingerencji przyhamuje odpowiednie koło i jednocześnie odetnie dopływ paliwa, kierując pojazd na zadany przez kierowcę tor jazdy.
Wszystko wygląda banalnie jednak, jeżeli weźmiemy pod uwagę, że taka sekwencja powtarza się w całości 10 a czasem do 20 razy na jedną sekundę to pojawia się pytanie: czy istnieje jakikolwiek kierowca na świecie, który potrafi to zrobić szybciej? Czy istnieje na świecie kierowca, który w ogóle potrafi coś takiego zrobić?
Wjeżdżamy w zakręt tym razem z odpowiednią prędkością. Wykonaliśmy skręt i tym razem z różnych powodów przednie koła samochodu doskonale zareagowały. Pojawił się jednak problem z tylną osią, która zaczęła się uślizgiwać na zewnątrz zakrętu (samochód jest nadsterowny).
Tu sytuacja wygląda analogicznie, a dodatkowy czujnik żyroskopowy wyczuwa obrót samochodu względem jego pionowej osi. I znów wszystkie dane idą do jednostki centralnej, która znów nawet 20 razy w ciągu jednej sekundy przyhamuje poszczególne koła, aby nie dopuścić do zmiany założonego toru jazdy przez kierowcę oraz do niebezpiecznego poślizgu.
A jak to wygląda w praktyce podczas szkoleń w SJS? Znacząca większość uczestników wykonując manewry poślizgowe samochodami wyposażonymi w ESP nie ma większych problemów z prawidłowym ich wykonaniem. Jednak po wyłączeniu systemu ESP prawidłowe wykonanie ćwiczenia prawie zawsze wiąże się z koniecznością większej ilości powtórzeń przy jednoczesnym znacznym ograniczeniu prędkości.
Z powyższych przykładów widać, że system ESP zdecydowanie poprawia bezpieczeństwo kierowcy.
Oczywiście tak jak w przypadku ABS i tutaj pojawią się sceptycy. Ich najważniejszym argumentem jest motorsport. Rzeczywiście w motorsporcie ESP z małymi wyjątkami nie występuje. Pozwólcie zatem, że przypomnę królową morotsportu - Formułę 1 sprzed trzech lat. W 2008 roku w F1 każdy bolid wyposażony był w system stabilizacji toru jazdy (ESP) i co? No właśnie nic. Nic się nie działo. Prawie zawsze kolejność na mecie wyglądała tak jak na starcie. Nie było poślizgów, utraty kontroli nad bolidami, opuszczeń toru - Formuła straciła na atrakcyjności. A zatem pytam: czyż nie o to nam chodzi w normalnym ruchu? Czy chcieli byśmy dojechać na spotkanie bez obawy, że kierowca z naprzeciwka nie wjedzie w nas „bo samochód wpadł w poślizg”?
Drodzy ESP sceptycy, pamiętajcie proszę, że przyczyną 80 % wypadków jest poślizg! A samochód nie wpada sam w poślizg – to kierowca wprowadza samochód w poślizg niestety najczęściej nieświadomie.
Na szczęście od 1 listopada 2011 roku każdy nowy samochód przeznaczony na rynek Unii Europejskiej będzie obligatoryjnie wyposażony w system ESP.
Polecamy: Eko drivng dla firm - moda, czy konieczność?
Czy to oznacza, że będziemy super bezpieczni? Czy to oznacza, że nie będziemy potrzebowali szkoleń?
Nic podobnego. Znów nawiążę do poprzedniego artykułu na temat ABS. Nasze samochody są bezpieczne, a nasze systemy w 100 % działają prawidłowo tylko wtedy, gdy je dobrze poznamy i potrafimy z nich korzystać. Bo przecież nie chodzi o to żeby tylko wyposażyć samochód pracownika w te cuda techniki i niech sobie radzi sam. Chodzi o to żebyśmy wiedzieli jak z nich korzystać i korzystali prawidłowo – a nie tylko wozili ze sobą.
Polecamy: Jaki wpływ na jazdę ma pozycja za kierownicą?
*ESP jest nazwą zastrzeżoną przez Daimler AG. Inni producenci oznaczając systemu stabilizacji toru jazdy używają własnego nazewnictwa np.: VSC, VSA, VDC, PSM, DSTC, DSC, STC…
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.