Wyjątkowo dobre nastroje w Warszawie
REKLAMA
REKLAMA
Lepsze niż się spodziewano dane z amerykańskiego rynku pracy wydatnie wsparły starania naszych byków i poprawiły nieco nastroje w Europie. Liczba wniosków o zasiłek dla bezrobotnych wyniosła 512 tysięcy, podczas gdy spodziewano się 522 tysięcy. Dobry początek sesji za oceanem daje szansę przynajmniej na przerwę w korekcie spadkowej.
REKLAMA
GPW
REKLAMA
Słaba końcówka wczorajszej sesji za oceanem, w trakcie której amerykańskie byki nie zdołały utrzymać wcześniejszych sporych zdobyczy, nie zrobiła najlepszego wrażenia na naszych inwestorach. Indeks największych spółek zaczął od spadku o prawie 1,2 proc., a WIG zniżkował o 0,7 proc. Wskaźniki małych i średnich spółek rozpoczęły dzień w okolicach wczorajszego zamknięcia. W pierwszej fazie handlu słabo zachowywały się walory banków, tracąc po ponad 1 proc., za wyjątkiem zniżkujących o 0,5 proc. akcji PKO. Liderem spadków były jednak papiery Telekomunikacji Polskiej, które traciły 1,7 proc. Zdecydowanie lepiej wiodło się firmom paliwowym. Lotos zyskiwał początkowo ponad 1 proc., z czasem dochodząc do zwyżki o 1,9 proc. To efekt zaskakująco dobrych wyników spółki w trzecim kwartale. Zysk netto wyniósł prawie 580 mln zł, podczas gdy spodziewano się 392 mln zł.
Po ponad godzinie od rozpoczęcia notowań popyt zaatakował bardziej odważnie i główne wskaźniki szybko wyszły na plus. Diametralnie zmieniło się nastawienie do banków, z wyjątkiem BRE. Około południa walory BZ WBK zyskiwały ponad 2 proc., Pekao o ponad 1,3 proc. i PKO o niemal 2 proc. Dzięki temu indeks największych spółek zwiększył swoją wartość do około 1 proc. i należał do najsilniejszych w Europie. Ta siła wzrosła jeszcze bardziej po publikacji danych z amerykańskiego rynku pracy.
Ostatecznie indeks największych spółek zwiększył swoją wartość o 2,52 proc., WIG wzrósł o 1,87 proc., mWIG40 zyskał 0,65 proc., a wskaźnik najmniejszych spółek 0,36 proc. Obroty wyniosły 1,4 mld zł.
Giełdy zagraniczne
REKLAMA
Wczorajsza sesja w Stanach Zjednoczonych wpisała się tradycyjny schemat zmienności nastrojów inwestorów. S&P500 zaczął nieśmiało, zaledwie 2 punkty nad wtorkowym zamknięciem. Na fali entuzjazmu niewiadomego pochodzenia byki błyskawicznie zdobyły 15 punktów i uporczywie ten stan posiadania starały się utrzymać w oczekiwaniu na to, co z góry było wiadomo. Komitet otwartego rynku stóp nie ruszył i zapowiedział, że jeszcze przez „jakiś czas” będzie się tego trzymał. Ale w okolicach ogłaszania tej rewolucyjnej decyzji zapanowała większa nerwowość. Indeks najpierw wyraźnie stracił na wartości, by po chwili ustanowić dzienne maksimum. Po „przemyśleniu” tego co się stało, już konsekwentnie ruszył w dół, zatrzymując się o punkt wyżej niż we wtorek. Niby nie ma się czemu dziwić. W końcu handel na giełdzie bez zmian cen akcji nie miałby większego sensu. Ale dobrego wrażenia przebieg sesji nie zostawił. Ze wzrostu o 1,3 proc. zostało 0,1 proc. Po trzech dniach „korekty” byki nie mają zbyt wielkiego powodu do zadowolenia.
Widać to było na rynkach w Azji. Dziś przeważały tam spadki. Nikkei stracił 1,29 proc., koreański KOSPI zniżkował o 1,75 proc., w Hong Kongu i na Tajwanie spadki sięgały po 0,6 proc. Na tle tego spadkowego pejzażu wyróżniały się giełdy w Indiach i Chinach. Indeks w Bomabju zyskał 0,9 proc. Shanghai Composite zwiększył swoją wartość o 0,85 proc., a Shanghai B-Share o prawie 1 proc. Sierpniowy szczyt tych wskaźników jest „w zasięgu ręki”.
Główne europejskie parkiety także nie tryskały optymizmem. Po otwarciu na niewielkim minusie, w ciągu pierwszej godziny handlu, nastroje wyraźnie się pogorszyły i wskaźniki traciły po niemal 1 proc. Około południa napór podaży znów się zmniejszył i straty zostały ograniczone do około 0,5 proc. Rynki naszego regionu nie odbiegały zbytnio od pozostałych, za wyjątkiem Sofii, gdzie indeks spadał o ponad 2 proc. Na plusach znalazły się jedynie indeksy w Warszawie i Bukareszcie. Lepsze niż się spodziewano dane zza oceanu i mocne rozpoczęcie handlu na Wall Street zdecydowanie poprawiły nastroje na wszystkich europejskich parkietach.
Waluty
Dolar przyczajony aż do wczorajszego wczesnego popołudnia w okolicach poziomu 1,47-1,475 za euro wyraźnie osłabł w ślad za zwyżkującymi na Wall Street indeksami. Spore ruchy towarzyszyły „zapoznawaniu się” z decyzją w sprawie stóp procentowych. Przez moment „zielony” znalazł się na poziomie 1,49 za euro. Przed zakończeniem handlu trochę się opanował, ale za spadającymi giełdowymi wskaźnikami nie nadążył. Złoto, po drugiej popołudniowej próbie bicia kolejnego rekordu, w końcu dało za wygraną i tracąc niemal 8 dolarów na uncji od najwyższego poziomu, zakończyło dzień ceną 1087 dolarów za uncję.
Dziś przed południem dolar nadal odzyskiwał siły, dochodząc do 1,48 dolara za euro, ale sytuacja tych dwóch walut wobec siebie była dość zmienna. Odwróciła się na dobre tuż przed południem. W ciągu kilku godzin euro zdrożało do 1,49 dolara.
Po wczorajszym umocnieniu się, dziś nasza waluta nieznacznie się osłabiała. Za dolara rano trzeba było płacić 2,87 zł, o dwa grosze drożej niż w środę. Euro zdrożało o trzy grosze i wyceniano je na 4,26 zł. Franka można było kupić za 2,82 zł, płacąc dwa grosze więcej niż wczoraj. Osłabienie dolara wzmocniło złotego, który zyskał po 2 grosze wobec głównych walut.
Podsumowanie
Mimo słabego początku sesji, byki zdobyły się jednak na dźwignięcie indeksów w górę. Kontynuacja wczorajszej mocnej zwyżki sprawia więc bardzo dobre wrażenie. Tym bardziej, że warszawski parkiet już drugi dzień wykazuje sporą odporność na kiepskie sygnały płynące z europejskiego otoczenia. Jedynym mankamentem jest to, że wzrosty odbywają się przy bardzo niskich obrotach. To zmniejsza wiarygodność tego ruchu.
REKLAMA
REKLAMA