Stany tracą w oczach wierzycieli
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Skalę niesamowitości tego weekendowego wydarzenia można porównać tylko do upadku Lehman Brothers czy ataku terrorystycznego z 2001 roku. To nie miało prawa się zdarzyć, a jednak się zdarzyło! Pytanie jednak, czy rynki zareagują podobnie jak w tamtych przypadkach?
REKLAMA
Podchodząc na sucho do liczb, sama zmiana raitingu nie powinna budzić żadnych emocji. Realnie wzorową wiarygodność, ocenianą na szóstkę, zamieniono na 5+, co i tak wydaje się wynikiem zaskakująco dobrym, w porównaniu do długu, który w zaledwie dekadę wzrósł 2,5-krotnie, do astronomicznych 14,3 bilionów dolarów. W tym samym czasie gospodarka USA zwiększyła się o 44 proc., więc idąc tym tempem, za kolejne 10 lat dług Stanów wynosiłby 170 proc. PKB, czyli procentowo dogoniłby Japonię, ale nominalnie sięgnąłby połowy światowego PKB! Nie sposób realnie oszacować, ile kosztowałby odsetki od tego zadłużenia (a tym bardziej, skąd wziętoby na nie środki), bo trudno oczekiwać, aby były porównywalne do obecnego 1,1 proc. PKB, jakie płaci za swoje zobowiązania Japonia. Dla rozwiniętej gospodarki dług o takiej skali, kosztujący powyżej 3-4 proc., oznacza długoterminowe bankructwo. Dodatkowo 90 proc. długu Japonii stanowi zadłużenie krajowe, a w Stanach co drugi pożyczony dolar należy do zagranicznego właściciela.
Przeczytaj również: Jak duże cięcia budżetowe pomogłyby rozwiązać problemy USA?
Zaskoczeniem nie jest więc nie skala zmiany, ale sam fakt jej zaistnienia. „Triple A” dla USA przetrwało poprzednie kryzysy, wojny i afery polityczne i było integralnym elementem dumy narodowej. Ponadto był to fundament inwestycji współczesnych finansów, który, podobnie jak Lehman Brothers czy AIG, przez ostatnie kwartały bardziej wynikał z sentymentu przeszłości niż z perspektyw, rysujących się na przyszłość. Warto dodać, że pojawiające się spiskowe teorie o obecnych próbach sterowania rynkami przez prywatne instytucje, jakimi są agencje, nie potwierdza się, bo gdyby ogłoszono obniżenie raitingu dzień wcześniej, spadki byłyby pewnie dwukrotnie większe niż obserwowaliśmy.
Polecamy serwis: Kursy walut
REKLAMA
Długoterminowe znaczenie takiego ruchu agencji S&P niesie ze sobą realnie konsekwencje. USA nie mają wyjścia i dalej będą się zadłużać, ale tempo przyrostu długu powinno zwolnić, a koszt pozyskania finansowania, zgodnie z wyliczeniami JP Morgan – podnieść się o około 70-80 pkt. bazowych. Przynajmniej o tyle samo, a najprawdopodobniej więcej, wzrosną koszty spłaty kredytów i pożyczek, a to już uderzy w amerykańskiego konsumenta, który i tak ostatnio nie radzi sobie najlepiej. Ciekawostką stanowi zachowanie się rynków w krótkim terminie, a więc w ciągu kilku dni i tygodni. Nie ma alternatywy dla olbrzymiego, płynnego rynku amerykańskich papierów dłużnych. Złoto, frank i jen nie udźwignęłyby realokacji kapitału tej skali, więc nie wykluczone jest, że choć raiting został obcięty, to amerykańskie 10-latki będą zyskiwać na wartości. Problemem może być w tym przypadku klasyfikacja długu USA przez instytucje i fundusze, zobligowane pieniężne oraz obligacyjne, zobowiązane statutem do posiadania papierów o najwyższej wiarygodności. Jednak szybka podaż z ich strony powinna zostać powstrzymana przez pozostałe agencje, które nadal klasyfikują Stany na równi z Anglią, Niemcami czy Francją.
Rynki akcji mają za sobą 13-20 proc. przecenę, która nasiliła się w ostatnich dniach, więc część tego trzęsienia ziemi jest już w cenach. Trudno uwierzyć, aby przynajmniej niektórzy inwestorzy nie wiedzieli o planowanej zmianie. Jednak w najbliższym tygodniu na pewno czekają nas spore emocje, a do bezpiecznych finansowych przystani zawiną kolejne tankowce gotówki. Frank i złoto nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.