Clickjacking – czym jest i jak się przed tym uchronić?
REKLAMA
REKLAMA
Cyberprzestępcy zaczęli korzystać z nowych narzędzi, które wykorzystują luki w zabezpieczeniach znanych stron, jak też słabe punkty przeglądarek. Na ich celownik trafiły te obszary Internetu, które cieszą się największą popularnością a tym samym, liczbą użytkowników. A gdzie znajdziemy największą liczbę użytkowników w tym samym czasie? Odpowiedzią są portale społecznościowe, a w szczególności najpopularniejsze miejsca takie jak Facebook, Twitter czy Nasza Klasa.
REKLAMA
REKLAMA
Obecnym zagrożeniem, które dopiero się rozwija, jest tak zwany clickjacking, czyli w tłumaczeniu na język polski - porywanie kliknięć. Proceder ten polega na wykorzystywaniu często używanych przycisków popularnych serwisów internetowych. Jak to działa?
Poprzez luki w zabezpieczeniach stron internetowych hakerzy uzyskują dostęp do kodu programu danej strony i w sposób niezauważalny dla użytkowników do ważnych przycisków menu przypisują własne funkcje. Od tego momentu kliknięcia użytkowników przestają prowadzić do oczekiwanej strony. Zamiast tego użytkownik ląduje na stronie zaprogramowanej przez hakerów. W ten sposób kliknięcie zostaje porywane.
Zobacz również: Czy popularność firmy w Internecie może być niebezpieczna?
Przypuśćmy, że jesteśmy zalogowani w serwisie Facebook i przeglądamy wpisy naszych znajomych. Ktoś dodał ciekawe zdjęcie i chcemy je „polubić”. Niczego nie podejrzewając klikamy na przycisk „Lubię to!”. Zamiast standardowej operacji otwiera się nam nieznana strona internetowa. Możliwe, że na stronie tej znajdują się wirusy, który błyskawicznie przedostają się na dysk naszego komputera.
Zawirusowane linki pod przyciskami
Serwisy internetowe, które zostały zmanipulowane metodą clickjackingu mogą prowadzić do dowolnych stron. Jak wiadomo, fałszywe strony internetowe mogą rozpowszechniać szkodliwe oprogramowanie. Jeśli więc zostaniemy przekserowani do tego typu strony z wirusami, nawet nie zauważymy, jak nasz komputer zostanie zainfekowany złośliwym oprogramowaniem. Komputerowe szkodniki, wykorzystując luki w przeglądarce i systemie przenikają na komputer już w momencie otwierania strony. Jedyną ochroną w takim momencie może być aktualny i porządny antywirus. Jeśli jednak będziemy mieć pecha, całość może wyglądać dużo gorzej. Możemy na przykład trafić na przerobione przyciski połączone z plikami wykonywalnymi. Wtedy własnoręcznie uruchomimy programy szpiegujące, boty i trojany.
Zamiast „ciekawej” strony, tony spamu
REKLAMA
Zacznijmy od kolejnego przykładu prosto z Facebooka. Po raz kolejny w głównej roli przycisk „Lubię to!”. Za pomocą wspomnianego przycisku użytkownicy serwisu mogą polecać nie tylko treści z Facebooka, ale od niedawna również inne strony internetowe. Przestępcy Internetowi natychmiast dostrzegli ogromną okazję, po czym na „tablicach” wielu użytkowników popularnego serwisu pojawiła się następująca informacja: Użytkownik XY lubi 101 Hottest Women in the World. Przynęta została wyłożona i każdy, kto kliknął na link, lądował na zmanipulowanej stronie internetowej.
Statystyki mówią, że ponad 100 tysięcy użytkowników Facebooka, zapewne chcąc podziwiać owe 101 najgorętszych kobiet na świecie, kliknęło na spreparowany nagłówek. Niestety zamiast do 101 pięknych dziewcząt, spreparowane kliknięcie doprowadziło ich do ataku na własny profil w Facebooku. Idealny przykład postrzału w stopę. W ten właśnie sposób w ciągu kilku sekund na ich Tablicach ogłoszeń pojawił się ten sam komunikat, na który wcześniej dali się złapać.
Na szczęście obyło się bez groźnych konsekwencji, mimo iż linki do spamerskich stron rozpowszechniały się na portalu błyskawicznie. Jeśli jednak na zmanipulowanej stronie czaiłby się jakiś szkodliwy program, skutki mogłyby być o wiele gorsze. Ze względu na fakt, że przycisk „Lubię to!” (ang. like) coraz częściej wykorzystywany jest przez cyberprzestępców, ten wariant ataku dorobił się już własnej nazwy - like-jacking.
Ważne hasła podane oszustom na tacy
Clickjacking jest coraz częściej wykorzystywany przez cyberprzestępców do wykradania haseł. Zmanipulowane przyciski w Facebooku i Twitterze prowadzą do doskonałych kopii stron startowych serwisów. Tutaj użytkownicy zdradzają swoje loginy, hasła, adresy e-mail i inne dane, aby rzekomo uzyskać dostęp do usług. Ta faza wykradania haseł jest już od dawna znana i nadal skuteczna. Wystarczy idealnie odtworzona strona logowania znanego serwisu, aby przestępca bez problemu mógł wyłudzić wszystkie niezbędne dane.
Oczywiście po „zalogowaniu się” na takiej stronie wszystkie wpisane dane błyskawicznie trafiają do złodzieja. Dlatego też zawsze warto sprawdzać adres internetowy strony logowania, szczególnie w przypadku, gdy w jakiś niewyjaśniony sposób trafiliśmy na tą stronę.
Polecamy: Hasła SMS – czy nadal są bezpieczne?
Jak zabezpieczyć się przed kradzieżą kliknięć?
Po pierwsze, użytkownicy przeglądarki Firefox, która uchodzi przecież za bezpieczną, muszą pomyśleć o dodatkowych zabezpieczeniach. Niestety w przeciwieństwie do Internet Explorera 8, Safari 5 i Google Chrome 5 aktualna wersja przeglądarki Mozilli nie sprawdza stron internetowych pod kątem możliwości ataku metodą clickjackingu. Wszystkie inne przeglądarki przed otwarciem strony sprawdzają automatycznie, czy stojący za stroną serwer jest godny zaufania.
Oprócz powyższej porady warto zastosować się do standardowej procedury, czyli powinniśmy dbać o aktualność Windows i ochrony antywirusowej oraz używać tylko najnowszych wersji przeglądarek. Poza tym jeśli aktywnie korzystamy z portali społecznościowych, dokładnie zastanówmy się w które linki klikamy, bo przecież każde kliknięcie może zostać uprowadzone.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.