Jak traktować prognozy analityków i ekonomistów? Cz. I
REKLAMA
REKLAMA
Skuteczne prognozowanie postrzegane jest przez większość inwestorów jako warunek konieczny do osiągnięcia sukcesu. Problem polega jednak na tym, że trafne prognozy, które nie są jedynie kwestią przypadku, praktycznie nie istnieją. Paradoksem jest fakt, że o ile większość z nas doskonale zdaje sobie sprawę z własnej niemocy w przewidywaniu przyszłości, to często zakładamy, że takie zdolności posiadają inni. Według powszechnej świadomości, analitycy inwestycyjni czy ekonomiści są ludźmi, którzy z racji swojego wykształcenia i doświadczenia powinni znać przyszłe kursy papierów wartościowych, walut, czy choćby przyszłe wartości głównych wskaźników makroekonomicznych. Niestety, wiele naukowych badań, a także zwykłe, codzienne obserwacje dowodzą, że zdecydowana przeważająca ilość prognoz po prostu nie sprawdza się. Mimo to większość z nas nieustannie poszukuje „świętego Gralla” w postaci nieomylnego „guru” inwestycyjnego. Inwestorzy rozczarowani niepowodzeniami swoich dotychczasowych „wyroczni”, szukają nowych. Wybierają najczęściej spośród tych, których przepowiednie w ostatnich czasach sprawdziły się. Nie zdają sobie sprawy z tego, że był to wyłącznie efekt szczęśliwego trafu.
REKLAMA
Rady Jamesa Montiera
Dlaczego opieranie decyzji inwestycyjnych na prognozach nie ma sensu, doskonale wyjaśnia wydany w 2005 roku raport Jamesa Montiera, pod wiele mówiącym tytułem „Szaleństwo prognozowania: Ignoruj wszystkich ekonomistów, strategów i analityków”. W pracy tej zaproponowane są skrótowo także alternatywne rozwiązania. Warto też dodać, że raport ten dołączony został do zestawu lektur obowiązkowych dla kandydatów na zdobycie tytułu Chartered Financial Analyst (CFA). Można oczytać z niego trzy główne przesłania.
Trzy wskazówki dla inwestorów:
1. Prognozy są najczęściej trywialną, prostą funkcją bieżących notowań lub danych.
2. Prognozujących cechuje nadmierny optymizm oraz zbytnia pewność siebie.
3. W podejmowaniu decyzji finansowych należy unikać prognozowania.
Autor raportu podaje wiele dowodów na nieskuteczność prognozowania oraz przyczyn takiego stanu rzeczy. Warto wzbogacić je o przykłady ostatnich lat, które obfitowały w ciekawe wydarzenia ekonomiczne i inwestycyjne.
Dowiedz się także: Jakie są perspektywy rozwoju gospodarczego w Polsce?
Czym są prognozy?
REKLAMA
Dobrą ilustracją twierdzenia, że prognozy są często prostą projekcją obecnych warunków rynkowych, mogą być ceny docelowe, zawarte w raportach analitycznych, wyceniających wartość akcji. Doskonale obrazuje to artykuł „Analitycy skorygowali swój optymizm”, zamieszczony w „Parkiecie” 22 marca 2010. Autor, Tomasz Hońdo, nałożył indeks, oparty o pochodzące z raportów analitycznych, zmieniające się wyceny największych polskich spółek – najczęściej była to cena docelowa w perspektywie jednego roku – na wykres indeksu WIG20 na przestrzeni dwunastu miesięcy. Te dwa wykresy niemal nakładają się na siebie, pokazując, że wyceny analityków zmieniają się w tempie podobnym do bieżących kursów akcji. Nie mają natomiast wiele wspólnego ze skutecznym przewidywaniem przyszłości.
Globalny kryzys finansowy, który swoje apogeum osiągnął w 2008 roku, dostarczył wiele przykładów na nadmierny optymizm prognoz. Warto choćby spojrzeć na wyniki badań tzw. Sondażu Profesjonalnych Prognostyków, które przeprowadzane są w USA. Eksperci od prognoz makroekonomicznych dostarczają m.in. szacunki prawdopodobieństwa spadku amerykańskiego PKB w perspektywie jednego, dwóch, trzech i czterech najbliższych okresów kwartalnych. Prognozowane w 2007 roku, średnie prawdopodobieństwo spadku PKB w perspektywie następnego roku według analityków wyniosło tylko 17,5%, czyli znajdowało się mniej więcej na poziomie długoterminowej średniej prognoz, które są gromadzone od 1968 roku. Nadmierny optymizm jest wyraźnie widoczny w zestawieniu z faktem, że od grudnia 2007 roku rozpoczęła się w USA trwająca 18 miesięcy recesja – najdłuższa od okresu międzywojennego.
Odnosząc omawianą wcześniej tendencję do obecnych projekcji przyszłości, warto wspomnieć, że maksymalne prawdopodobieństwo spadku kwartalnego PKB za rok analitycy prognozowali w ostatnim kwartale 2008 roku, czyli w czasie apogeum kryzysu. Przewidywania te dotyczyły więc ostatniego kwartału 2009 roku, w którym w rzeczywistości zanotowano największy od wybuchu kryzysu… wzrost kwartalnego PKB, a recesja została oficjalnie uznana za zakończoną już pół roku wcześniej.
Pesymizm Nouriela Roubini
Nadmierny optymizm analityków i ekonomistów na tle ostatniego kryzysu był na tyle rażący, że poklask tłumu zaczęli zdobywać prognostycy, znajdujący się na drugim, emocjonalnym biegunie. Niecieszący się wcześniej uznaniem, wieczni pesymiści, po kryzysie podbili serca inwestorów. Na fali popularności wybił się szczególnie Nouriel Roubini, który w mediach praktycznie nie ukazuje się już bez indiańskiego przydomku „ten-który-przewidział-kryzys”. Prawdą jest, że dosyć dokładnie zobrazował on przebieg światowej recesji, zanim jeszcze nastąpiła, ale wielu jego krytyków podkreśla, że Roubini był pesymistą już wiele lat przed kłopotami globalnego systemu finansowego. Czyżby więc jego prognozy zadziałały na zasadzie zepsutego zegara, który dwa razy w ciągu doby podaje dokładną godzinę? Czy trafne rokowania były tylko losowym przypadkiem? Sądząc po kolejnych przewidywaniach Roubiniego, wiele wskazuje na to, że tak.
Polecamy serwis: Lokaty
REKLAMA
Pół biedy, gdy Roubini bierze się za analizę makroekonomiczną. Problem powstaje, gdy zabiera się za porady inwestycyjne. Od wielu lat jest on zwolennikiem trzymania oszczędności w… gotówce. Roubini kryzys wieszczył już przynajmniej od 2004 roku. Od tego momentu do połowy 2007 roku na światowych giełdach można było zbić fortuny. Oczywiście, potem przyszła wyniszczająca bessa i gotówka rzeczywiście była najlepszym aktywem w portfelu. Jednak, kiedy rynki rozpoczynały trwającą obecnie hossę, ten ekonomista twardo trwał przy scenariuszu dalszego pogarszania się sytuacji, co, nawiasem mówiąc, musiałoby oznaczać już zupełny koniec świata. Na corocznej konferencji instytutu CFA w Orlando, zorganizowanej 26 kwietnia 2009, stwierdził między innymi, że amerykański system finansowy jest niewypłacalny, a w 2010 roku PKB wzrośnie maksymalnie o 0.5%, Chiny przeżyją „twarde lądowanie” gospodarki, większość rynków wschodzących doświadczy kryzysu systemu finansowego, natomiast trwające już wtedy wzrosty na rynkach akcji uważał za korektę w bessie. Swoim słuchaczom zalecał utrzymywanie w portfelu inwestycyjnym gotówki i krótkoterminowych papierów skarbowych.
Ostatnio Nouriel Roubini znowu przyznał się, że 90% swoich oszczędności trzyma „w skarpecie”. Cóż, może po prostu nie widzi on potrzeby zarabiania pieniędzy na inwestycjach, skoro zbija obecnie majątek na konferencjach, gdzie jego wielbiciele pewnie słono płacą za wysłuchanie niezmiennie tych samych prognoz, wieszczących finansowy i gospodarczy Armagedon. Podziwu godna pozostaje jedynie konsekwencja w wieszczeniu nadchodzących, złych czasów. Dzięki temu pewnie znowu powróci kiedyś w glorii i chwale nieomylnego wizjonera. Pytanie tylko, jaki z tego pożytek dla inwestorów?
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.