Przyszłość Internetu
REKLAMA
REKLAMA
Myśląc o najbliższym nam polu – internecie i zmianach w nim zachodzących wiemy, że obecnie wahadło wychyliło się w kierunku przemian, jakie wniósł trend ogólnie zwany Web 2.0. Nikomu dotąd nie udało się podać trafnej definicji tego zjawiska. Tak więc, jeśli Tim O’Reilly ani Jeffrey Zeldman tego nie potrafią – ja nie będę próbował tym bardziej. Wiemy, że te serwisy – poza zaokrąglonymi rogami i pastelowymi kolorami – skupiają się na korzystaniu z treści, generowanych przez użytkowników, wykorzystując aspekt społeczny internetu. Ci sami użytkownicy mogą również te treści opisywać i oceniać, dzięki czemu garstka ludzi w serwisach typu digg.com czy wykop.pl może zainteresować pewną informacją ogromną rzeszę internautów.
REKLAMA
Komunikacja przede wszystkim
Serwisy Web 2.0 to również interaktywne serwisy, czyli umożliwiające interakcje na linii użytkownik – serwis oraz (co jest bardziej preferowane) użytkownik – użytkownik. Aspekt społeczny kieruje to medium w stronę coraz bardziej demokratycznej formy. Każdy może oddać na artykuł lub zdjęcie jeden głos (przynajmniej teoretycznie, jak pokazuje nasz rodzimy WebStarFestival...), każdy może założyć i prowadzić blog, każdy może w końcu sam napisać artykuł. Jednak każda demokracja potrzebuje reguł, aby sprawnie funkcjonować. Na najniższym, technologicznym poziomie, te reguły mogą wyrażać się w standardach kodowania (np. API) i aspektach użyteczności (jako formy grzecznościowego projektowania). Na wyższym poziomie – w standardach komunikacji, których musimy się jeszcze dopracować. Reguły te umożliwiałyby wyniesienie, jak największej wartości z kolektywnej formy współpracy i wymiany opinii.
Web 3.0 czyli bunt maszyn
REKLAMA
W sieci powoli pojawiają się głosy twierdzące, że Web 3.0 to hordy maszyn, potrafiących analizować ludzki język i odpowiadać na tak zadawane pytania. Sztuczna inteligencja zaprogramowana na rozwiązywanie naszych problemów. Nie uważam, aby odpowiedzią na obecne poszukiwanie kierunku rozwoju sieci była większa ilość technologii. Raczej więcej interakcji międzyludzkich. Kolejne narzędzie nie wprowadzi nowej jakości. Czekam na dzień, gdy wejdę na strony BMW i zobaczę tłumy ludzi, których będę mógł szybko podzielić na podstawie podobieństwa ich preferencji do moich własnych. Będę mógł zobaczyć, czym się w danej chwili interesują i jaki samochód posiadają obecnie. Będę wiedział, którzy z nich to pracownicy BMW i czy mogę zadać im pytania.
Web 3.0 wpłynie również bardzo mocno na reklamę i podejście do sprzedawania produktów. Zanim kupimy, możemy porównać ceny i przeczytać opinie. Po dokonaniu zakupu możemy nasz produkt sfotografować, nagrać video, opublikować te informacje na blogu, na YouTube, a jeśli nasza opinia będzie ciekawa i zdobędzie popularność, możemy również w ten sposób zarobić. Przekaz dla firm jest prosty – przestańcie starać się wpływać na opinie poprzez reklamy, a zacznijcie się komunikować. Nie uciekajcie się do sztuczek w stylu WalMart i Edelmana – wystarczy jeden konsument, który zorientuje się w podstępie, a za chwilę głośno o tym będzie w całym internecie. Starajcie się stworzyć lepsze produkty. Dobry produkt sam się sprzeda za pomocą kampanii wirusowej, której koszt może nie przekroczyć $100. A poza tym – klienci sami będą reklamować produkty, które uwielbiają.
Powrót do korzeni
Internet zaczął się jako coś prostego. Web 1.0 to prosty kod HTML, minimum formy maksimum treści, ale również niska użyteczność. Web 2.0 to dużo większy stopień komplikacji i zaawansowania technologicznego. Natłok technologii i informacji na ekranie wymusza powstawania nauk takich, jak architektura informacji i użyteczność. Web 3.0 będzie prostszy od obecnych stron, przekazując jednocześnie więcej istotnych informacji. Tak jak telewizory sprzed dziesięciu lat, które miały 20 pokręteł i 15 przycisków zostały zastąpione przez nieporównywalnie bardziej zaawansowane obecnie modele, posiadające 4 przyciski. Wahadło zaczyna wychylać się w drugą stronę. Mam tylko nadzieję, że Web 3.0 wyjdzie z prawdziwych potrzeb użytkowników, a nie będzie uzasadnieniem nowej fali inwestycji po krachu Web 2.0, który miejmy nadzieję nie nastąpi. Obserwując bowiem rynek inwestycji funduszy typu VC czy przejęć przez spółki takie, jak Google czy Yahoo, czasem mam wrażenie, że termin Web 2.0 powstał, aby udowodnić inwestorom, że krach dot.com-ów dotyczył wszystkiego, co było wcześniej, czyli Web 1.0.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.