Jak stoper i koncentracja ratują nas przed światem dystraktorów?

REKLAMA
REKLAMA
Przez lata próbowałem różnych systemów zarządzania sobą w czasie. Aplikacje, kalendarze, kanbany, mapy myśli. Wszystko ładnie wyglądało na prezentacjach, ale w codziennym chaosie pracy menedżera czy konsultanta – niewiele z tego zostawało.
Dziś w swojej pracy korzystam z dwóch kluczowych i prostych narzędzi, które – choć mogą wydawać się banalne – naprawdę „robią różnicę”. Pierwsze z nich to „zwykły” stoper. Kiedy kładę go na stole podczas spotkań, warsztatów czy pracy własnej, początkowo wywołuję konsternację, a potem dzieje się coś ciekawego – tempo rozmowy przyspiesza, wypowiedzi stają się krótsze, a ludzie szybciej przechodzą do sedna.
REKLAMA
REKLAMA
Kiedy wyznaczony przeze mnie czas na zadanie się skończy – stoper wydaje głośny dźwięk. To dzisiaj już mój znak rozpoznawczy. Czasem ta presja sekund wręcz stresuje, ale właśnie dzięki temu pojawia się klarowność. Nagle okazuje się, że wystarczy 5 minut, by zamknąć temat, który normalnie rozlewałby się na pół godziny. Jakość dyskusji, wniosków i decyzji zmienia się o 180 stopni.
Z czasem zaczęliśmy stosować tę metodę zespołowo. Na naszych cotygodniowych prezentacjach statusowych (Weekly) dodaliśmy stoper na każdym slajdzie, gdzie w prawym górnym rogu czas odlicza się od 60 sekund w dół. To dokładnie tyle, ile można poświęcić na wyczerpującą, nieprzerwaną relację o stanie projektu, np. wdrożenia nowego modelu obsługi klienta. Efekt? Spotkania przestały być rozwlekłe, a każdy nauczył się mówić krótko i treściwie.
Druga rzecz, którą stosuję każdego dnia, to trzygwiazdkowe produkty. Innymi słowy – trzy najważniejsze rzeczy do zrobienia. Nie piętnaście, nie dwadzieścia, tylko trzy. Bo tylko na tyle realnie wystarcza koncentracji i energii. Każdego ranka ustawiam je na pierwszym miejscu, a dopiero potem zajmuję się resztą. To trochę jak z priorytetami w przywództwie – jeśli nie wybierzesz, co naprawdę liczy się najbardziej, wszystko stanie się równie ważne, czyli równie nieważne.
REKLAMA
Tutaj inspirują mnie ci, którzy osiągnęli najwięcej. Jeff Bezos mówi, że „w dużych firmach najważniejszym zadaniem menedżerów jest podejmowanie niewielkiej liczby wysokiej jakości decyzji”. Ja to interpretuję jako koncentrację na sprawach, które na danym poziomie zarządzania będą miały największy impakt – na moje miejsce pracy, mój biznes, mój zespół. To świetna lekcja, że efektywność nie polega na robieniu wszystkiego, ale na wybieraniu tego, co przesądza o wyniku.
Na świecie powstają dziś setki metod pracy nad efektywnością osobistą. Islandczycy testują czterodniowy tydzień pracy, w Dolinie Krzemowej popularne są sesje „deep work” w kompletnie odciętym środowisku, a w Azji wraca moda na tzw. silent retreat – kilkudniowe wyjazdy bez słowa i bez telefonu. Wspólny mianownik jest zawsze ten sam: chodzi o koncentrację. Umiejętność powiedzenia sobie: „teraz tylko to” i wytrzymania w tym stanie do końca zadania.
Nie twierdzę, że stoper i trzy produkty dziennie rozwiążą wszystkie problemy. Ale wiem, że to prostsze niż obsesja kolejnych aplikacji do zarządzania sobą. Czasem wystarczy zegarek na stole i decyzja, że dziś zrobię trzy najważniejsze rzeczy – bez wymówek, bez ucieczek. Reszta to już tylko hałas.
Dawid Pyszniak
CEO Compass&Partners Consulting Company
REKLAMA
REKLAMA



