Wiatr mógłby obniżać rosnące ceny prądu jednak przepisy nie ułatwiają
REKLAMA
REKLAMA
Zima to czas wiatru, a nie paneli słonecznych
Zbliża się okres, w którym generowanie energii z wiatru przewyższa moc produkowaną z promieni słonecznych. W szczytowych momentach ubiegłej zimy turbiny produkowały nawet 6646 MWh i 6718 MWh – tak było 29 stycznia i 16 lutego 2022 r. Dla porównania, w tych samych dniach fotowoltaika wygenerowała „zaledwie” 3400 MWh i 1487 MWh. W Europie w 2021 r. energia wiatrowa i słoneczna osiągnęły kolejny rekord generowanej mocy (547 TWh) – po raz pierwszy było to więcej niż w przypadku gazu (524 TWh). Farmy wiatrowe mogą więc pomóc nie tylko obniżać koszty energii, ale też zwiększać niezależność energetyczną kraju.
REKLAMA
Polskie prawo nie sprzyja elektrowniom wiatrowym
REKLAMA
W latach 2007-2016 energetyka wiatrowa notowała wzrosty generowanej mocy średnio o 47% rocznie. Jednak rozwój ten od roku 2017 zahamował, m.in. z powodu wprowadzenia tak zwanej zasady 10H. Zgodnie z nią nowe turbiny wiatrowe można budować w odległości co najmniej 10-krotnie większej od wysokości wiatraka z łopatami, czyli 1,5-2 km od zabudowań mieszkalnych. Wykluczyło to inwestycje na ok. 98% powierzchni Polski i ograniczyło całkowitą moc zainstalowaną do ok. 10 GW. Warto zaznaczyć, że według celów klimatycznych Europy, Polska do 2030 roku powinna osiągnąć 17-27 GW lądowej mocy wiatrowej.
– Polska ma jedne z najbardziej restrykcyjnych przepisów dotyczących energetyki wiatrowej w UE. Nowelizacja ustawy dotyczącej farm wiatrowych jest potrzebna jak najszybciej, aby pomóc chronić polski rynek i gospodarkę przed szokowymi podwyżkami cen energii. Rząd pracuje nad zmianami, które mają skrócić odległość farm od budynków mieszkalnych i zabudowań do 500 metrów. Proces legislacyjny wciąż się jednak opóźnia – mówi Mariusz Łoboda, Product Manager w firmie Eaton.
Problem z surowcami
REKLAMA
Od 2020 roku dynamicznie zmienia się sytuacja na rynku surowców, takich jak aluminium czy miedź. Pandemia COVID-19 zatrzymała produkcję w fabrykach nawet na kilkanaście tygodni, co doprowadziło do niedoboru surowców na rynku. W 2021 roku fabryki wznowiły produkcję, a firmy – wstrzymane projekty. Jednak w lutym tego roku sytuacja znów się zmieniła w związku z inwazją Rosji na Ukrainę, gdzie znajdują się duże zakłady produkujące miedź i aluminium. Brak dostaw z tego kraju wpłynął na deficyt materiałów i wydłużanie się produkcji m.in. komponentów elektrycznych, które są stosowane przy budowie farm fotowoltaicznych i wiatrowych. Choć rynek OZE nadal szybko się rozwija, braki paneli fotowoltaicznych, rozdzielnic czy stacji kontenerowych opóźniają realizacje inwestycji w farmy.
– Inwestorzy mają podpisane umowy na wykonanie farm w określonym czasie. Jeśli nie wywiążą się z umowy, mogą ich czekać konsekwencje, takie jak odebranie dofinansowań państwowych czy z Unii Europejskiej. Zapotrzebowanie jest ogromne, a tylko nieliczne firmy są w stanie produkować i dostarczać urządzenia zgodnie z rynkowym popytem. Aby luka dostępności materiałów została wypełniona, wiele firm zaczęło poszukiwania surowców na innych międzykontynentalnych rynkach. Sytuacja ta mocno jednak wpływa na wzrost cen. Trend przechodzenia na energię odnawialną oraz ciągle toczące się aukcje OZE będą jednak napędzały rozwój farm, mimo problemów z surowcami – twierdzi Mariusz Łoboda.
REKLAMA
REKLAMA