Amerykański dług nadal kusi
REKLAMA
REKLAMA
Co ciekawe inwestorzy nie przejęli się też opiniami wyrażonymi przez agencję Moody’s - nie wykluczyła ona cięcia ratingu przed 2013 r., jeżeli sytuacja fiskalna miałaby się pogarszać albo USA weszłyby w recesję. Trzeba też pamiętać o Fitchu, który wprawdzie kilka dni temu potwierdził potrójne A dla USA, ale zapowiedział, iż do końca sierpnia „przejrzy obecne oceny”, co może rodzić dodatkową niepewność.
REKLAMA
Tymczasem dzisiaj dolar był bardzo pożądany, a rentowności amerykańskich obligacji szły wyraźnie w dół, co pokazuje wzmożone zainteresowanie tymi papierami. To uwidacznia paradoks obecnej sytuacji – dla wielu inwestorów amerykański dług to wciąż bezpieczna przystań, gdyż po prostu na świecie nie ma innego, tak płynnego rynku jak ten. Inwestorzy bezpośrednio nie obawiają się o rating USA, tylko o ryzyko pojawienia się globalnej stagnacji w gospodarkach, a kwestia ratingów będzie miała na to pośredni wpływ.
Przeczytaj również: Co mogłoby uchronić USA przed bankructwem?
Dzisiaj wyraźnie było widać, że problemy ratingu USA bardziej dotykają Europę, niż Amerykanów. Bo stagnacja, czy nawet recesja w gospodarce USA stanowią poważne zmartwienia peryferiów Eurolandu, czyli Hiszpanii i Włoch, które mogą nie uporać się ze swoimi problemami i stać się celem dla spekulantów. Wprawdzie dzisiaj rano Europejski Bank Centralny przeprowadził wyczekiwaną interwencję na włoskich i hiszpańskich obligacjach (zbijając rentowności 10-letnich papierów o blisko 100 p.b.), to jednak na rynek szybko powróciły wątpliwości, czy to działanie okaże się wystarczające. Pojawiły się głosy, iż działania ECB to tak naprawdę „poluzowanie ilościowe”, a zatem ECB nie będzie zbyt skłonny do kolejnych zakupów. Wyrażano także obawy, iż fundusz EFSF, który teoretycznie za kilkanaście tygodni ma dostać uprawnienia do działań interwencyjnych na rynku długu, może być niezbyt skuteczny. Wszystko rozbija się o skalę dokapitalizowania EFSF, a także ryzyko politycznych przepychanek, które będą towarzyszyć procesowi podejmowania decyzji.
Polecamy serwis: Inwestycje
Na fali globalnych obaw o gospodarkę zyskuje nie tylko dolar. Nadal widać zainteresowanie japońskim jenem czy też szwajcarskim frankiem, chociaż w tych ostatnich przypadkach inwestorzy mogą obawiać się kolejnych, interwencyjnych działań ze strony BOJ czy też SNB. Niemniej teraz uwagę rynków najbardziej będzie przyciągać wtorkowy komunikat FED. Jeżeli, tak jak to sugerował w ubiegłym tygodniu na łamach Wall Street Journal były wiceprezes, Donald Kohn – Rezerwa Federalna wstrzyma się z sugerowaniem rynkom możliwości wdrożenia programu QE3, gdyż będzie chciała upewnić się, na ile ostatnie sygnały możliwego spowolnienia gospodarki są trwałe - to jutro wieczorem (po godz. 20.15) możemy być świadkami dalszej eskalacji obaw inwestorów. Wtedy niewykluczone, iż w kolejnych dniach rynek niejako wymusi na FED „nadzwyczajne” działania. Wydaje się, że czekanie z QE3 do corocznego spotkania w Jackson Hol może być nieco spóźnione.
EUR/USD:
Rynek łamie wsparcia jak zapałki, a ranne wybicie górą w rejon 1,44 okazało się fatalną pułapką. W najbliższych godzinach istotnym wsparciem może okazać się rejon 1,4050-1,4100, a w kolejnych dniach strefa 1,39-1,40. Zmienność notowań jest jednak ogromna – nie można wykluczyć, że jeżeli amerykańskie giełdy zdołają do wieczora zawrócić w okolice „zera”, to EUR/USD skieruje się w okolice 1,4280-1,4300. Niemniej w kontekście wtorkowego posiedzenia FED niepewność i tak pozostanie, co sprawi, że dolar zyska.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.