Dr Dariusz Grabowski: Polski komisarz wydaje wyrok na polską hodowlę
REKLAMA
REKLAMA
Zmiany w strukturze rolnictwa
Polskie rolnictwo obok transportu ciężarowego to dział gospodarki, który jeśli nie w pełni, to w znacznym stopniu wykorzystał szansę wynikającą z przystąpienia do Unii Europejskiej.
REKLAMA
Zmieniła się struktura produkcji rolnej na bardziej opłacalną, znacznie zwiększył się eksport płodów rolnych i żywności. Dzięki zmianom w technologii upraw, przechowalnictwie, przetwórstwie i innym czynnikom poprawiła się jakość żywności. Gdyby wskazać na najistotniejsze problemy, które nie zostały rozwiązane na pierwszym miejscu należy wymienić przeludnienie wsi i rozdrobnienie gospodarstw a także brak silnych organizacji rolniczych. Pamiętać należy o dominacji kapitału zagranicznego w otoczeniu rolnictwa zarówno po stronie dostaw środków produkcji, jak też po stronie skupu. Wiąże się to z niekorzystnym dla polskich rolników podziałem wytworzonej nadwyżki. Jej dominująca część jest przechwytywana właśnie przez zmonopolizowane otoczenie. W efekcie ceny uzyskiwane przez polskich rolników są niskie, a zyski pośredników i dostawców wysokie.
Środki unijne na wsparcie rolnictwa
REKLAMA
Kilka danych statystycznych, które przytoczę ukazuje ogrom różnic i zapóźnienia całego polskiego rolnictwa w stosunku do głównych producentów unijnych. W roku 2018 w Polsce było ponad 1,4 mln gospodarstw, ale tylko 140 tysięcy spośród nich miało powierzchnię ponad 20 hektarów. Ponad połowa gospodarstw to obszar poniżej 5 hektarów. Średnie gospodarstwo w Polsce liczy 10,2 hektara, gdy w Niemczech bądź we Francji - ponad 60 hektarów. Według nomenklatury unijnej tylko około 150 tysięcy gospodarstw w Polsce jest w stanie wypracować dochód roczny porównywalny ze średnim wynagrodzeniem netto na osobę poza rolnictwem.
Należy jednak mocno podkreślić fakt modernizacji polskiego rolnictwa i przetwórstwa rolnego. Ogromne środki unijne, budżetowe i własne zostały przez rolników i producentów rolnych racjonalnie zainwestowane, co przyniosło efekt polegający na uczynieniu z polskiego rolnictwa działu śmiało konkurującego z innymi państwami unijnymi. Są nawet takie dziedziny, w których to my wyprzedzamy konkurentów. Przykładów jest wiele, ale ja posłużę się tym, który podaje komisarz Janusz Wojciechowski. Staliśmy się znaczącym producentem i eksporterem drobiu. W Polsce średniej wielkości kurnik jest obliczony na 85 tysięcy kur niosek, podczas gdy w Unii Europejskiej to 45 tysięcy sztuk. Potrafimy więc nie tylko nadrabiać dystans, ale być liderem w obniżce kosztów wytwarzania.
Sytuacja producentów trzody chlewnej
W tuczu trzody chlewnej fakty są mniej optymistyczne. To Duńczycy przywożą do Polski małe warchlaki, rozdzielają wśród rolników, dodają pasze i inne preparaty wymagane do tuczu, by następnie dorodne wieprze wywozić z powrotem. Proceder pozwala zarobić polskim rolnikom i ma już swoją nazwę „chowu hotelowego”. Opłaca się przede wszystkim Duńczykom, bo to polski rolnik wykonuje najcięższą pracę, co gorsza niekorzystne skutki ekologiczne takiej działalności pozostają w naszym kraju.
Można śmiało powiedzieć, że w kilku działach rolnictwa związanych z hodowlą drobiu, tuczem trzody, sadownictwie staliśmy się realnym konkurentem dla rolników Unii Europejskiej. Na reakcję z ich strony, co można było przewidzieć, nie czekaliśmy długo. Podjęta została próba osłabienia a może nawet wyeliminowania polskiej konkurencji.
Likwidacja chowu klatkowego
REKLAMA
Pod pretekstem modnej i powabnej „troski o ekologię”, dobrostan zwierząt, zrównoważone rolnictwo podjęto kampanię likwidacji „chowu klatkowego”. Co zaskakuje to fakt, że kilka lat temu tę metodę hodowli uznano za priorytetową w Unii Europejskiej, na nią nakierowano inwestycje i kredyty, stworzono preferencyjne warunki dla rolników. Tymczasem teraz pomysł likwidacji chowu klatkowego zdecydowanie poparł, kreując się bez mała na jego współautora, polski komisarz ds. rolnictwa UE Janusz Wojciechowski (wywiad dla Rzeczpospolitej z 16 czerwca 2021 r.). Oświadczył, że z zakazu „ bardzo się cieszy i zapewnia o swoim poparciu”. Dodał, że „trzeba dać szansę funkcjonowania małym i średnim gospodarstwom, bo to one decydują o zapewnieniu bezpieczeństwa żywnościowego”.
Taka wizja rolnictwa wymaga analizy i komentarza. Najpierw trzeba zlikwidować duże fermy, tuczarnie, obory. Komisarz Wojciechowski deklaruje: „Zakaz chowu klatkowego musi być wprowadzony sprawiedliwie i uczciwie. Potrzebne będą rekompensaty”. Pojawia się pytanie, kto ma wziąć na siebie koszt tego procederu. Czy zrobi to Unia, a jeśli tak, czy zrekompensowane zostaną pełne nakłady plus odprawy i przekwalifikowanie pracowników? Bardzo w to wątpię. Małe i średnie gospodarstwa podejmujące nieklatkowy chów zwierząt będą musiały dokonać kalkulacji opłacalności takiej działalności. Nie ulega wątpliwości, że wydajność pracy, a zatem i koszt wytwarzania jaj, mięsa drobiowego czy wieprzowego będą tu wyższe niż w dużych fermach i tuczarniach. Pytanie - kto ma ten dodatkowy koszt ponieść? Moim zdaniem spadnie on na konsumenta. Ceny znacznie wzrosną., a mimo to wątpię, czy będzie wielu chętnych do podjęcia takiej aktywności. Rolnicy dostrzegą, że z jednej strony staną drobni, konkurujący ze sobą producenci rolni, z drugiej pośrednicy i monopoliści w skupie, wielkie sieci handlowe. Od razu widać, jak nierówne będą siły, kto narzuci warunki i kto zwycięży.
Pole blisko stołu
Komisarz Wojciechowski powtarza hasło, że przyszłość rolnictwa to „pole blisko stołu”. Wzywa do obniżenia kosztów transportu. Takie postawienie sprawy to powiedzenie polskiemu rolnikowi, że rynek w Niemczech lub Francji powinien przestać go interesować, choćby z powodu odległości. My mamy wytwarzać wyłącznie na ograniczony rynek lokalny. W skali makro oznacza to likwidację eksportu.
Hodowla drobiu i wieprzowiny w małych gospodarstwach i związany z tym wzrost cen oznaczać będzie dla zatrudnionych w przemyśle i usługach drożyznę, spadek konkurencyjności polskich eksporterów.
Należy zadać sobie pytanie, dlaczego w Unii Europejskiej, w której lobby rolnicze jest potężne przystępuje do realizacji strategii likwidowania chowu klatkowego? To, że w kampanii używana jest frazeologia ekologiczna nie dziwi, gdyż tę metodę stosuje się od dawna przy różnych okazjach jako zasłonę dymną. Niech nikogo nie zwiedzie troska o dobrostan zwierząt. Agrobiznes Unii Europejskiej jak zarabiał, tak chce zarabiać. Dziś walka konkurencyjna nie polega głównie na konkurencji cenowej, często sięga się po argumenty z innych dziedzin tak, by móc na drodze prawnej bądź administracyjnej wyeliminować przeciwnika.
Prywatyzacja ziemi
Jeśli spytać niektórych pracujących w Polsce Ukraińców, co zostawili w kraju odpowiedzą, że po uzyskaniu niepodległości dokonano parcelacji ziemi kołchozowej. Byli kołchoźnicy dostali w dzierżawę po kilka hektarów ziemi. Co z nią zrobili? Wynajęli Holendrom, Niemcom, Izraelitom. Powstały wielkoobszarowe gospodarstwa liczone w tysiącach i więcej hektarów na świetnej ziemi. To tam teraz inwestują unijni potentaci w wielkie fermy drobiu, trzody, bydła, szklarnie lub sady. To tam pola uprawiają ciągniki gąsienicowe sterowane przez drony i komputery. Przepisy sanitarne i ekologiczne UE dotyczące produkcji jaj, drobiu nie są przestrzegane, a o dziwo to stamtąd trafiają do Polski i na rynek europejski produkty żywnościowe oznakowane zgodnie z normami Unii Europejskiej.
Ponieważ właśnie w tych dniach na Ukrainie wchodzi w życie prawo umożliwiające prywatyzację ziemi, czyli jej kupno i sprzedaż, to proces przejmowania gruntów przez firmy prywatne zdecydowanie przyspieszy. Uchylono dekret bolszewicki z roku 1917 o nacjonalizacji ziemi, umożliwiono jednocześnie od roku 2024 nabywanie ziemi przez inwestorów zagranicznych (do 10 tysięcy hektarów).
Tak oto agrobiznes Unii Europejskiej pod pretekstem likwidacji chowu klatkowego postanowił wyeliminować polską konkurencję i przenieść produkcję na jeszcze większą skalę na Ukrainę, by w perspektywie kilku lat otworzyć rynek Unii Europejskiej na import żywności ze Wschodu. Handel tą żywnością i zyski z handlu pozostaną w rękach obecnych pośredników i monopolistów europejskich.
Dla polskiego sektora hodowlanego decyzje władz Unii Europejskiej o likwidacji chowu klatkowego są wyrokiem na tę dochodową, eksportową branżę. Polscy producenci mogą zostać wyeliminowani z rynku UE, bądź ograniczeni w swojej działalności. Oznaczać to może likwidację wielu zbudowanych od podstaw lub zmodernizowanych zakładów przetwórczych drobiarstwa i trzody chlewnej.
Absurdem jest pomysł premiowania małych i średnich gospodarstw za podjęcie hodowli. Ponad 700 tysięcy gospodarstw w Polsce ma powierzchnię mniejszą niż 5 hektarów. Takie gospodarstwa nie inwestują, a jednocześnie nie dbają o ochronę środowiska, nie mogą stać się wysokotowarowym producentem żywności. polskiego komisarza ds. rolnictwa Janusza Wojciechowskiego, głoszona przez niego pochwała likwidacji chowu klatkowego, nawoływanie do „dania szansy małym i średnim gospodarstwom (…) sprzedaży bezpośredniej prosto z gospodarstwa” to cofanie polskiego rolnictwa do czasów baby jeżdżącej z mięsem do miasta i sprzedającej je na połcie. To zamiana polskiej wsi w skansen. Takie działanie dowodzi całkowitego wyrzeczenia się wizji modernizacji polskiej wsi, odpowiedzialności wobec polskich rolników co do obrony ich interesów. Polskimi rękami zaciskana jest pętla wokół polskiego rolnictwa.
Dr Dariusz Maciej Grabowski
Więcej informacji znajdziesz w serwisie MOJA FIRMA
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.