E-firing – obawa przed konfrontacją z pracownikiem czy zwykła wygoda?
REKLAMA
REKLAMA
Dziś akceptowalne jest wysłanie maila czy nawet rozmowa telefoniczna, co jednym znacznie ułatwia funkcjonowanie, innym zaś jawi się jako szczyt niegrzeczności. W podobny sposób coraz częściej szukamy pracy, czy rezerwujemy miejsca w hotelach. Czy jednak zwolnienia z pracy listem elektronicznym staną się równie dopuszczalną formą?
REKLAMA
Zobacz także: Ochrona przed wypowiedzeniem umowy o pracę
Elektroniczne zwalnianie
REKLAMA
E- firing, bo o tym mowa, jest stosowany przez coraz większą liczbę pracodawców. Ten angielski termin w języku polskim oznacza nic innego, jak e-zwalnianie, czyli proces redukcji etatów, w trakcie którego nie dochodzi do bezpośredniego spotkania pracodawcy z pracownikiem.
Wyobraź sobie swój poranek. Zaczynasz od sprawdzenia nowinek na Facebooku, następnie, robiąc równocześnie kawę, przeglądasz pocztę elektroniczną. Wśród spamu wyławiasz wiadomość o następującej treści: „Na skutek redukcji personelu Twoje stanowisko zostało wyeliminowane. Z poważaniem..”.
Taka sytuacja miała miejsce w 2006 roku, kiedy to Radio Shock zwolniło 400 osób, wysyłając informację o rozwiązaniu stosunków pracy e-mailem. Oburzeni tego typu praktykami byli zarówno specjaliści, jak i pozostali obywatele. Firma, oskarżona o dehumanizację pracowników, odpierała ataki przekonując, że informowała wcześniej zainteresowanych o przekazaniu owej informacji właśnie w sposób elektroniczny.
Zobacz także: Czy możliwe jest rozwiązanie umowy o pracę bez wypowiedzenia?
Zarządzanie na odległość
Okazuje się, że e-firing jest elementem pewnego sposobu zarządzania, zwanego „zarządzaniem na odległość”. Mimo, że psychologowie przestrzegają przed tego typu praktykami, zjawisko to staje się coraz popularniejsze i przybiera na sile.
REKLAMA
Dlaczego? Pracodawca, często nieprzygotowany na trudne psychologicznie kontakty z podwładnymi, ogranicza je do niezbędnego minimum. Obawa przed rozmową i towarzyszącymi jej emocjami wywołanymi zwolnieniem z pracy, nie jest przyjemnym przeżyciem dla pracodawcy. Gorączkowe wypytywanie o powód zwolnienia, prośby, płacz czy wyzwiska, to wszystko to, czego chce on uniknąć. Kierownictwo, wysługując się osiągnięciami techniki, oszczędza też znacznie swój czas - dużo łatwiej wysłać masowego maila o tej samej treści, niż porozmawiać z każdym z pracowników z osobna.
Zwolnienie pracownika w niewłaściwy sposób niejednokrotnie prowadzi do tworzenia niskiej samooceny. Zerwanie współpracy jest trudnym doświadczeniem dla podwładnego, gdyż często świadczy o niewystarczalności jego umiejętności, przez co ma prawo czuć się poniżony. Problem rośnie, kiedy osoba ta nie zostaje potraktowana z należytym szacunkiem, lecz dochodzi do deprecjonowania jego wartości i potraktowania go, jako kogoś gorszego. Towarzyszące poczucie bezsilności staje się niewiarygodnie wysokie, w rezultacie czego pojawia się agresja wobec instytucji - mówi psycholog Agnieszka Mackiewicz.
W nazywanych przez psychologów nieludzkich działaniach nie ma bowiem miejsca na szacunek, który przejawia się chociażby w podziękowaniu za wspólny czas pracy. Takie zachowanie znacznie osłabia autorytet pracodawcy, a także niekorzystnie wpływa na odbiór firmy przez otoczenie.
Dehumanizacja
W tradycyjnym procesie zwolnienia następuje spotkanie twarzą w twarz z pracownikiem. Znamy go kilka miesięcy, może kilka lat, innym razem pracował dla nas od zawsze. Wiemy, że ma dwójkę dzieci, chorą żonę i dług do spłacenia. Wiemy, że czasem zdarzyło mu się spóźnić, bo odwoził najmłodszą córkę do przedszkola, a wieczorami wychodzi z psem na spacer. Kiedy wysyłamy informację o rozwiązaniu współpracy pocztą elektroniczną cechy ludzkie, jakie posiada zwalniana przez nas osoba, minimalizują się. Andrzej, mówiący nam codziennie dzień dobry, staje się jedynie odbiorcą maila, nie kimś, kogo potencjalnie zranią nasze słowa. W przeciwieństwie do humanistycznych stosunków między ludźmi, nasyconych niejednokrotnie emocjami, zdehumanizowany stosunek jest analityczny i pozbawiony emocjonalnych interakcji.
Dehumanizowanie odchodzących pracowników może wydawać się wyjątkowo pociągające, zwłaszcza przy zwolnieniu większej liczby osób, z tego względu, że nie tylko zajmuje to dużo mniej czasu, ale przede wszystkim zanikają znamiona człowieczeństwa i sprawa przybiera anonimowy charakter.
Zobacz także: Czym są zwolnienia grupowe?
Cały proces elektronicznego zwalniania ludzi obdarty jest z profesjonalizmu, jakim powinna odznaczać się każda szanująca się firma. Bowiem nie tylko po owocach działań poznajemy prestiż danej instytucji, ale zwłaszcza przez odpowiednie traktowanie ludzi. Dobry wizerunek może być znacznie nadszarpnięty przez podobne działania, czego przykładem była ostra reakcja opinii publicznej w podobnym, mającym 5 lat temu miejsce, wydarzeniu.
Czasy się jednak zmieniają. Badania pokazują, że pokolenie nastolatków uznaje formę elektroniczną za dopuszczalną, co zdaje się być nie do przyjęcia wśród osób starszych. Otrzymanie tak istotnej wiadomości mailem jest bowiem dla nich wyrazem braku szacunku.
W Polsce skala problemu zdaje się być niewielka, ale być może ma to jedynie związek z tym, że nie zostały jeszcze przeprowadzone specjalistyczne badania w tym kierunku. Niemniej jednak można zauważyć tendencję rosnącą, co stanowi powód do zaniepokojenia.
Polskie prawo przewiduje powiadomienie o zwolnieniu jedynie w formie ustnej, osobistej, bądź pisemnej z potwierdzeniem odbioru.
Mimo, że wiele zawdzięczamy nowoczesnym technologiom, poprawiły one znacznie jakość naszego życia i stały się nieodzownym elementem codzienności, to zdaje się, że pewne formy powinny pozostać w nienaruszonym stanie. Szacunek, szczerze powiedziane słowo 'dziękuję' zakończone uściskiem dłoni, nie powinno zmieniać swojej postaci. Wystarczający jest fakt, że łatwiej prowadzić konwersację na czacie, niż przy wspólnej filiżance herbaty. Nowoczesność, choć zawdzięczamy jej wiele, czasem powinna ustąpić tradycji.
Zobacz także: Gdy pracownik nie zgadza się z wypowiedzeniem umowy o pracę
Monika Mańka
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.