Właściciel firmy a nie kierujący autem zapłaci karę
REKLAMA
REKLAMA
Na ostatnim posiedzeniu Podkomisji nadzwyczajnej do rozpatrzenia m.in. poselskiego projektu nowelizacji ustawy - Prawo o ruchu drogowym (druk nr 3222) odbyła się dyskusja o jego wadach i zaletach. Przedsiębiorcy stwierdzili, że jest on trudny do zaakceptowania, z powodów prawnych, biznesowych, ale także z punktu widzenia bezpieczeństwa w ruchu drogowym.
REKLAMA
Głównym założeniem projektu jest zamiana postępowania mandatowego na postępowanie administracyjne, w przypadku nakładania kar za przekroczenie dozwolonej prędkości lub poruszanie się niezgodnie ze wskazaniami sygnalizacji świetlnej, ujawnionego przy użyciu urządzeń rejestrujących, potocznie nazywanych fotoradarami.
Zobacz serwis: Prawo dla firm
- Zamiana kwalifikacji czynu polegającego na „przekroczeniu prędkości”, z wykroczenia na delikt administracyjny i to tylko wówczas, gdy czyn wykryty zostanie przy użyciu fotoradarów, mimo że budzi uzasadnione wątpliwości natury prawnej (jako że ogranicza prawa procesowe osób obwinionych), nie stanowi istoty problemu. Podstawowe pytanie brzmi, kto ma być karany – osoba, która dopuściła się naruszenia, czy też inny podmiot, np. właściciel samochodu, jak proponuje się w projekcie? Karanie właściciela samochodu, a nie osoby „winnej” wykroczenia spowoduje, że nakładana kara przestanie spełniać swoje podstawowe funkcje – represyjną i prewencyjną. Zmiany spowodują więc z jednej strony, że co do zasady wysokie kary finansowe obowiązani będą płacić właściciele samochodów – najczęściej przedsiębiorcy. Z drugiej zaś, wbrew intencjom ustawodawcy, nie zwiększy się bezpieczeństwo w ruchu drogowym, bowiem de facto zmiany spowodują zaniechanie poszukiwania sprawców wykroczeń, a w konsekwencji na osoby te, nie będą nakładane punkty karne, które mogłyby spowodować np. zatrzymanie prawa jazdy – mówi Bartosz Wyżykowski, radca prawny zastępca dyrektora departamentu prawnego Konfederacji Lewiatan.
Zobacz serwis: Leasing
REKLAMA
Dyrektor Generalny Związku Polskiego Leasingu, Andrzej Sugajski także poddaje w wątpliwość założenia projektu: - Czy niewydolność systemu, o którym piszą autorzy projektu w uzasadnieniu, jest wystarczającym powodem, aby rezygnować z karania sprawców nagminnie przekraczających prędkość, w kraju o wysokim wskaźniku śmiertelności na drogach? Idąc dalej: czy przedsiębiorcy dysponujący dużymi flotami aut są najwłaściwszą grupą, która w imieniu powołanych do tego instytucji, miałaby ścigać i karać sprawców wykroczeń? – dodaje.
- Oczekujemy rozsądnego stanowiska rządu na temat rozwiązań zaproponowanych w projekcie - mówi Maciej Wroński, przewodniczący Transport i Logistyka Polska. Przy dobrej woli, bazując na rozwiązaniach zaproponowanych przez posłów, można wprowadzić zapisy które skorygują najbardziej kontrowersyjne zasady zaproponowane w projekcie. I tak można wprowadzić zasadę, iż w przypadku przekazania organowi prowadzącemu postępowanie dokumentów potwierdzających fakt kierowania lub używania przez konkretną osobę pojazdu w danym miejscu i czasie, kara nakładana byłaby na kierującego pojazdem. Takimi dokumentami mogłyby być dokumenty związane ze stosowaniem tachografów cyfrowych (wykresówki, wydruki z kart kierowcy, wydruki z tachografu cyfrowego itp.), ewidencje wykorzystania pojazdów służbowych, umowy krótkotrwałego wynajmu lub użyczenia pojazdu. Jeżeli jednak projekt będzie forsowany w brzmieniu przedłożonym, bez uwzględnienia uwag pracodawców to wielu z nich będzie musiało zweryfikować celowość prowadzenia dalszej działalności gospodarczej w zakresie transportu drogowego.
Źródło: Konfederacja Lewiatan
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.