Portugalia jeszcze o sobie przypomni
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Wszystko zaczęło się 11 kwietnia br. Wtedy to portugalski minister finansów, który coraz bardziej „czuł na sobie” oddech zagranicznych spekulantów, zaproponował dodatkowe cięcia wydatków budżetowych. Miały one zmniejszyć deficyt o dodatkowe 0,8 proc. PKB jeszcze w tym roku, jak również pokazać inwestorom, że Lizbona jest zdeterminowana, aby ciąć wydatki i za wszelką cenę będzie bronić się przed przyjęciem pożyczki na warunkach Berlina. Inwestorzy nie powinni jednak zapominać o tym, że rząd Jose Socratesa nie posiada większości w parlamencie, a przeciętni obywatele coraz gorzej reagują na kolejne pomysły „zaciskania pasa”. Socjaldemokraci z PSD zaczynają umiejętnie wykorzystywać ten fakt. Rynek miał jednak nadzieję, że uda się znaleźć pewien kompromis.
REKLAMA
Dzisiejsze słowa Pedro Passosa Coelho, iż jego ugrupowanie nie poprze dodatkowej redukcji wydatków, pokazują, że znalezienie złotego środka nie będzie łatwe. W rezultacie premier Socrates postawił sprawę jasno – „albo reformy, albo podaję się do dymisji”. Nie trzeba chyba zbytnio tłumaczyć, co by się stało, gdyby rząd Portugalii faktycznie upadł i zostały rozpisane wcześniejsze wybory. Lizbona na 99 proc. zostałaby zmuszona do poproszenia o zagraniczne wsparcie finansowe, co mogłoby w krótkim okresie stać się świetną pożywką do gwałtownej korekty euro na rynkach światowych.
Dowiedz się także: Jakie zmiany zaszły na zagranicznym rynku walutowym w lutym?
REKLAMA
Już dzisiaj obserwowaliśmy krótką „próbkę” tego scenariusza, kiedy to w ciągu kilku minut notowania spadły z okolic 1,4202. Miało to miejsce po ustanowieniu nowego, lokalnego szczytu w rejon 1,4140. Później rynek wrócił w okolice 1,42, ale nie zdołał już wyjść wyraźnie powyżej. Nie pomogły w tym nawet słowa szefa Europejskiego Banku Centralnego, który stwierdził, że od ostatniego posiedzenia „warunki rynkowe” nie uległy zmianie i istnieje ryzyko dalszego narastania presji inflacyjnej. Tyle, że J.C. Trichet nie dał rynkom podpowiedzi, ile podwyżek stóp procentowych przewiduje w tym roku, a właśnie ta kwestia coraz bardziej zaprząta uwagę inwestorów. Wracając do Portugalii – temat ten prędzej czy później „zmaterializuje” się w notowaniach euro…
Rynki finansowe cały czas spoglądają na Libię, licząc na szybkie zakończenie konfliktu. To może być nieco błędne założenie, zwłaszcza że nikt tak naprawdę nie wie, kto miałby przejąć rządy po Kaddafim. Sami rebelianci z Bengazi wydają się być słabi i nie dają gwarancji, że Libia uniknie ruchów „odśrodkowych”. Oby nie okazało się, że kraj ten stanie się dla zachodniego świata „ekonomicznym Afganistanem”. Poza tym cały czas istnieje ryzyko, że konflikt szyitów z sunnitami może przełożyć się na coraz większe, dyplomatyczne tarcia pomiędzy Arabią Saudyjską a Iranem. Niespokojnie jest także w Jemenie i Syrii. To wszystko sprawia, że trudno liczyć na wyraźniejszy spadek cen ropy, a tylko wtedy można by mówić o rzeczywistej poprawie nastrojów na rynkach finansowych. Tym samym reguła „droższa ropa, to słabszy dolar” będzie nadal obowiązywać.
Polecamy serwis: Karty kredytowe
W kraju dane o bilansie płatniczym w styczniu, który okazał się lepszy od prognoz, wsparły nieco złotego. Deficyt wyniósł 930 mln EUR zamiast spodziewanych 1242 mln EUR. Rynek obawia się jednak ryzyka przeszacowania deficytu za 2010 r., o którym mówiło się dzisiaj w kuluarach. Tym samym umocnienie złotego nie jest na tyle duże, aby przesądzać o trwałym sforsowaniu kluczowych poziomów – 4,03-4,04 zł za euro i 3,14 zł za franka.
EUR/USD:
Strefa 1,4121-57 jest obecnie silnym wsparciem. Dopóki nie zmieni się to, szanse na atakowanie rejonu 1,4247-81 w perspektywie najbliższych dni są cały czas duże. Natomiast złamanie oporu 1,4121 otworzyłoby drogę do spadku w okolice 1,4037, szczytu z 7 marca br.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.