Czy sytuacja na rynku mieszkaniowym poprawi się?
REKLAMA
REKLAMA
Oczekiwania odnośnie zmian cen rodzimych nieruchomości w perspektywie 12 miesięcy są systematycznie rewidowane w dół. Spadek o 2% to najniższy poziom w 19-miesięcznej historii badania. Dodatkowo względem maja znacznie spadł poziom optymizmu wśród doradców w branży nieruchomościowej.
REKLAMA
Przyczyny pesymizmu doradców od nieruchomości
W lipcu po raz szósty z rzędu pogorszyła się relacja optymistów do pesymistów, czyli oczekujących wzrostu i spadku cen mieszkań w największych miastach Polski. Bieżący miesiąc przyniósł zwiększenie grona pesymistów o 4 pp., co względem ostatniej zmiany na poziomie 19 pp. wydaje się wynikiem umiarkowanym. Trzeba jednak pamiętać, że obecnie stanowią oni aż 73% badanych. W maju było to niewiele ponad 50%. Bieżący wynik jest trzecim, w którym grono osób, przewidujących spadek cen mieszkań, było liczniejsze niż grupa osób o odmiennym zdaniu.
Powodów takiego stanu jest wiele. Po pierwsze grono mieszkań, dostępnych na rynku pierwotnym, jest rekordowo duże. Część obserwatorów rynku obawia się nawet sytuacji nadpodaży, co odbiłoby się negatywnie na standingu finansowym niektórych firm. W uzasadnieniu prognoz czynnik ten wydaje się jednak niknąć w obliczu zmian w programie „Rodzina na swoim”. - Znaczne ograniczenie rządowego wsparcia przy spłacie kredytu powinno spowodować spadek popytu, co może odbić się na cenach – tłumaczy Adam Sporniak, doradca Home Broker z Warszawy. Wydaje się jednak, że czynnika tego nie należy nadto przeceniać. Co prawda blisko co czwarty kredyt jest dziś udzielany z dopłatą, ale alternatywę dla niego stanowi zwykły dług hipoteczny. Beneficjenci programu „Rodzina na swoim” muszą bowiem posiadać zdolność kredytową. Problem w tym, że miesięczna rata tradycyjnego zadłużenia może być nawet o 80% wyższa niż dofinansowanego. Z tego tytułu należy spodziewać się kilkuprocentowego spadku popytu. Sytuację pogarsza też rosnący poziom stóp procentowych, który coraz mocniej ogranicza zdolność kredytową rodaków. Pozostaje jeszcze głośna w ostatnim czasie kwestia kredytów we franku szwajcarskim. - Część osób w obawie przed ryzykiem walutowym może stronić od kredytów denominowanych w euro czy franku, co przełoży się na ograniczenie popytu na droższe mieszkania – tłumaczy Krzysztof Zawadzki, doradca Home Broker z Warszawy. Trzeba bowiem pamiętać, że przeciętna wartość kredytu walutowego jest o 75% wyższa niż złotowego. W tym kontekście nie można także zapomnieć o zaostrzeniu rekomendacji S. Ma ona wejść w życie z początkiem roku. W przypadku osób najlepiej zarabiających ograniczenie potencjalnej kwoty kredytu sięgnie nawet 50 procent.
Przeczytaj również: Kiedy metr mieszkania w mieście jest najtańszy?
Nawet 1,5 miliona rodzin nie ma gdzie mieszkać
REKLAMA
Za przeciwnym ruchem na rynku krótkoterminowo przemawia rosnący popyt ze strony studentów. Przeważnie dotyczy on tańszych lokali. - Szczyt „akademickich” zakupów przypada na sierpień i wrzesień i dotyczy głównie kawalerek oraz mieszkań dwupokojowych – zauważa Marzena Zawada, doradca Home Broker z Łodzi. Trzeba bowiem pamiętać, że studenci nie tylko rozglądają się za mieszkaniami na wynajem. Część rodziców woli kupić młodemu żakowi lokal na kredyt zamiast łożyć na wynajęcie podobnej nieruchomości.
W dłuższym terminie trzeba pamiętać, że rodzimy rynek nieruchomości jest mało elastyczny. Doskonały tego przykład stanowi efekt pokryzysowej przeceny. W 2008 roku popyt na nieruchomości spadł kilkukrotnie – ceny od poziomu z przełomu 2007 i 2008 roku zostały natomiast zrewidowane o około 10 – 15%. Powód wydaje się prozaiczny. W kraju wciąż brakuje blisko 1,5 miliona mieszkań. Pewnie też dlatego mieszkania w Polsce należą do jednych z najdroższych w Europie. Na ceny wpływa również rosnące zatrudnienie i wynagrodzenia. W czerwcu były one odpowiednio o 3,6 i 5,8% wyższe niż w analogicznym okresie rok temu.
Polecamy serwis: Karty kredytowe
Prognozowany spadek cen
REKLAMA
W tych warunkach środkowa prognoza zmian cen po raz trzeci wykazała wartość ujemną. Przewidywany w perspektywie roku spadek cen mieszkań w największych miastach na poziomie 2%, wpisuje się w trend niewielkich zmian cen na rynku nieruchomości. W przeciągu ostatnich 12 miesięcy przeciętne „M” straciło na wartości, ale korekta ta była niewielka i wynosiła blisko 2%. W poszczególnych segmentach rynku przewidywana ścieżka zmian cen jest odmienna. Trudno spodziewać się przeceny lokali najbardziej pożądanych. Należą do nich mieszkania małe, w popularnych lokalizacjach. Po drugiej stronie barykady są natomiast nieruchomości o ponadprzeciętnych metrażach w lokalizacjach rzadko wybieranych przez nabywców.
Rozważając zmiany kosztu zakupu mieszkania, nie można także zapomnieć o inflacji, która nominalny spadek cen może realnie pogłębić. Centralna projekcja tego wskaźnika, opublikowana przez Narodowy Bank Polski w lipcu, wskazuje bowiem na to, że najprawdopodobniej w połowie 2012 roku inflacja osiągnie poziom poniżej 2,5%. Oznaczałoby to, że realny spadek cen mieszkań wyniósłby około 4-5%.
Specyfika rynków lokalnych
Centralna prognoza dla całego kraju nie uwzględnia specyfiki lokalnych rynków nieruchomości. W tym zakresie warto zwrócić uwagę na Katowice, gdzie analitycy spodziewają się wzrostu cen o 1%. Jest to wynik relatywnie niskich cen nieruchomości i wysokich wynagrodzeń w stolicy województwa śląskiego. W efekcie za roczną pensję można tam kupić blisko 10 m kw. mieszkania. W Krakowie wynik ten byłby przeszło dwukrotnie niższy.
Przewidywana przecena rzędu 3% w Lublinie, Wrocławiu i Warszawie może być wynikiem znacznego ograniczenia programu „Rodzina na swoim”. W miastach tych po zmianach trudno będzie znaleźć lokal, spełniający warunek ceny m kw. W dwóch ostatnich miejscowościach warto też zwrócić uwagę na dużą konkurencję między deweloperami, co ma odzwierciedlenie w cenie.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.