Nieudana próba odbicia
REKLAMA
REKLAMA
Nasze indeksy starały się niezdarnie podążać za amerykańskimi. Ośmieliła je na chwilę dopiero bardziej wyraźna zwyżka na Wall Street, po nieco lepszym niż się spodziewano odczycie wskaźnika koniunktury w sektorze usług.
REKLAMA
GPW
REKLAMA
Po piątkowej przecenie, tydzień na warszawskim parkiecie rozpoczął się od niewielkiego wzrostu. Widać więc, że inwestorzy nie ochłonęli po silnych wrażeniach i nie są pewni, czego można oczekiwać w najbliższym czasie. Indeks największych spółek na otwarciu wzrósł o 0,75 proc., a WIG o niecałe 0,6 proc. Po około 0,3 proc. zyskiwały wskaźniki małych i średnich firm. Od ponad 1 proc. zwyżek zaczęły papiery KGHM, Telekomunikacji Polskiej i banków. Poza PKO, którego walory nieznacznie taniały. Akcje banku otrzymują sprzeczne rekomendacje. Citigroup obniżył zalecenie z kupuj do trzymaj i obniżył wycenę z 35,16 do 33,9 zł, a UBS poprawił z neutralnie do kupuj, podwyższając wycenę z 36 do 47 zł. Trudno się więc dziwić, że inwestorzy są nieco zdezorientowani.
Przez większą część dnia indeks największych spółek starał się przekroczyć barierę 1 proc. zwyżki, jednak im bliżej rozpoczęcia sesji w Stanach Zjednoczonych, tym było to trudniejsze. Tuż po godzinie 14.00 wskaźnik dość łatwo oddał cały swój skromny „dorobek” i walczył już tylko o utrzymanie się nad kreską. Pozostałe indeksy radziły sobie nieco gorzej, pozostając na niewielkich minusach. WIG20 przed zejściem niżej ratowały jedynie zwyżkujące momentami o 3,5 proc., a w końcówce notowań nawet o ponad 4,5 proc., akcje Telekomunikacji Polskiej.
Ostatecznie indeks największych spółek zwiększył swoją wartość o 0,3 proc., WIG wzrósł o 0,29 proc., a wskaźniki małych i średnich firm zyskały po 0,44 proc. Obroty wyniosły zaledwie 882 mln zł i były najniższe od lipca.
Giełdy zagraniczne
REKLAMA
Korekta na Wall Street coraz bardziej się rozkręca. W piątek spadki nie były zbyt wielkie, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę ilość i wagę negatywnych informacji płynących z gospodarki. Jeśli w tym zakresie w najbliższych dniach obóz byków nie uzyska jakiegoś wsparcia, trzeba się spodziewać kontynuacji spadków. W tym tygodniu wielkiego natłoku danych nie będzie, więc większą rolę odgrywać będą nastroje, a te najlepsze raczej nie są. Ponadto miejsca na spadki jest jeszcze dość sporo. Jak do tej pory zasięg korekty jest bardzo skromny. W przypadku S&P500 wynosi on zaledwie 4,3 proc., a licząc od najwyższego poziomu w trakcie sesji 5,1 proc. Biorąc pod uwagę skalę i czas trwania całej wzrostowej fali, to dość niski „wymiar kary”.
W Chinach wciąż świętują, więc na reakcję tamtejszych inwestorów na to, co dzieje się ostatnio na giełdach, musimy jeszcze poczekać. Na pozostałych azjatyckich parkietach przeważały dziś spadki, ale poza Koreą, gdzie indeks spadł o ponad 2 proc., nie były zbyt duże. Tylko w Bombaju przekroczyły 1 proc. Nikkei zniżkował o niecałe 0,6 proc.
Dość chłodny był początek sesji na głównych parkietach Europy. We Frankfurcie i Paryżu notowania zaczęły się na tym samym poziomie, na którym skończyły w piątek. Jedynie londyński FTSE rósł o 0,2 proc. W pierwszych godzinach handlu zmiany były niewielkie. Zresztą na nielicznych parkietach przekraczały 1 proc. przy przewadze wzrostów. Niemal niedostrzegalny był wpływ lepszych, niż się spodziewano, wskaźników PMI w strefie euro. W sektorze usług jego wartość przekroczyła poziom 50 punktów, co oznacza początek ożywienia. Nastrojów nie poprawiły też lepsze dane dotyczące spadku sprzedaży detalicznej. Widać, że rynki czekają na coś więcej. A to coś „przyjdzie” najpewniej zza oceanu. Koniec dnia przyniósł nieznaczne zwiększenie skali wzrostów, około godziny 16.30 FTSE zyskiwał 0,7 proc., CAC40 i DAX rosły o 0,2-0,3 proc.
Waluty
Od 23 września, czyli od momentu, gdy na Wall Street rozpoczęła się spadkowa korekta, dolar zdecydowanie umacnia się wobec euro. W najgorszym dla niego momencie euro wyceniano na 1,484 dolara, w piątek przez chwilę już tylko na 1,448 dolara, czyli o 2,4 proc. mniej. Ale ten ruch wcale nie jest nudny i jednostajny. Wciąż napotyka na dość gwałtowne „kontry” ze strony wspólnej waluty. Świadczy to o niepewności i nerwowości panującej na rynkach. Podobnie było i w piątek. Przez większą część dnia na światowym rynku walutowym panował niemal idealny spokój. Przed rozpoczęciem handlu na amerykańskim rynku akcji „zielony” nagle się umocnił, po czym jeszcze bardziej dynamicznie osłabł, tracąc w kilkanaście minut 1,4 centa wobec euro. Później sytuacja się uspokoiła. Ale wcześniejsze wahania były bardzo ściśle związane z tym, co działo się z indeksami giełdowymi. Dziś przed południem przewagę miało euro, które wyceniano na 1,46 dolara.
Nasza waluta już w piątek wieczorem odrobiła niemal w całości czwartkowe straty. Dziś rano za dolara płacono 2,88 zł, o 7 groszy mniej niż w piątek rano. Euro można było kupić po 4,20-4,22 zł, a franka po 2,79 zł. Presja na osłabienie złotego okazała się więc jedynie chwilowa i nie ma po niej śladu. Do końca dnia handel toczył się dość spokojnie na wcześniej wyznaczonych poziomach.
Podsumowanie
Odreagowanie po piątkowej silnej przecenie było dziś bardzo mizerne i nie przetrwało do końca dnia. W dodatku ta „walka” mająca na celu dorobienie strat odbywała się przy bardzo niskich obrotach. To nie najlepiej świadczy o stanie rynku i kiepsko rokuje na najbliższą przyszłość. Co prawda ostatnie tygodnie pokazały, że sytuacja może się dość szybko zmienić, ale trudno liczyć na jakiś nagły zwrot. Bardziej prawdopodobna jest kontynuacja spadkowej korekty.
REKLAMA
REKLAMA