Niedźwiedzie dostały wsparcie zza oceanu
REKLAMA
REKLAMA
O sile rynku i chęci do wzrostów świadczy umiarkowana reakcja na wczorajszą niezbyt korzystną dla byków końcówkę sesji na Wall Street. Początek dzisiejszej bardziej im sprzyjał, ale tylko przez chwilę. O zdecydowanej przewadze popytu trudno więc mówić. Nastroje są wciąż bardzo zmienne i trudno przewidzieć, co stanie się jutro.
REKLAMA
GPW
REKLAMA
Dzisiejsza sesja zaczęła się w nienajlepszych nastrojach, ale niczego dobrego po zakończeniu handlu na Wall Street nie można się było spodziewać. Indeks największych spółek tracił na otwarciu około 0,8 proc., WIG zniżkował o 0,6 proc., mWIG40 o 0,2 proc., a wskaźnik najmniejszych firm tracił prawie 0,5 proc. W ciągu pierwszych kilkunastu minut napór podaży zwiększył się i straty indeksów wzrosły. Jednak byki dość szybko „wzięły się w garść” i odrobiły sporą ich część. WIG20 starał się zbliżyć do zera. W tej fazie dnia nasz parkiet należał do najsilniejszych na tle Europy. Na plus udało się indeksowi wyjść jeszcze przed południem. Po wczorajszym sporym spadku notowań ropy naftowej i negatywnych rekomendacjach, akcje naszych rafinerii traciły początkowo po około 2 proc. O prawie 1,5 proc. zniżkowały też walory KGHM, ale po dwóch godzinach handlu udało się im wyjść na plus. Zmniejszyła się też skala spadków Lotosu i PKN. Słabo zachowywały się papiery banków, notując niewielkie spadki. Wyjątkiem był PKO, zyskujący około 1 proc.
W drugiej części dnia nastroje nieco się poprawiły. Dźwignęły się akcje banków, straty zaczęły odrabiać firmy paliwowe. To pozwoliło utrzymać skromną zwyżkę indeksów. Pomagała też lepsza sytuacja w Europie i dobre dane z amerykańskiego rynku pracy. Okazało się to jednak niewystarczające do przypieczętowania przewagi byków. Ich nadzieje na wzrost zniweczyły wkrótce kolejne dane z rynku nieruchomości. Tym razem nieco gorsze od oczekiwań.
Ostatecznie WIG20 zniżkował o 0,64 proc., indeks szerokiego rynku stracił 0,41 proc., mWIG40 spadł o 0,28 proc., a sWIG80 o 0,08 proc. Obroty wyniosły 1,44 mld zł i były nieco niższe, niż wczoraj.
Giełdy zagraniczne
REKLAMA
Nieoczekiwany spadek w reakcji na zgodne z oczekiwaniami informacje – tak można skwitować to, co działo się wczoraj wieczorem na Wall Street. Komitet otwartego rynku Fed zrobił to, co miał zrobić, nie postraszył inwestorów, ani ich nie pocieszył. A oni sami trochę zdezorientowani tym, że stało się to, co miało się stać, najpierw zareagowali optymistycznie, windując indeksy w górę, a za chwilę zmienili zdanie i posłali je w dół. I to całkiem niemały, bo S&P500 stracił 1 proc., Dow Jones 0,83 proc., a Nasdaq zniżkował o 0,69 proc. Jak na ostatnią wstrzemięźliwość ruch był więc całkiem spory, nawet jeśli nie liczyć jego rozmiarów od szczytu do dołka wczorajszej sesji. O rozmiarach tej wstrzemięźliwości może świadczyć to, że jednym wczorajszym ruchem inwestorzy „wymazali” efekty mozolnej zwyżki, trwającej od około półtora tygodnia. S&P500 stracił za jednym zamachem „aż” 10 punktów i był to spadek największy od końca sierpnia.
W Azji kolejny dzień trwa przewaga spadków. Liderem był parkiet w Hong Kongu, gdzie tamtejszy indeks zniżkował o 2,5 proc. Korekta wrześniowych wzrostów przybrała tam na sile. Na pozostałych parkietach nie było aż tak źle. W Bombaju i na Tajwanie spadki sięgały 0,7 proc., w Korei 1 proc. Nikkei, po kilkudniowej przerwie w notowaniach, zyskał 1,67 proc., choć nie bardzo ma co nadrabiać. Inwestorzy nie przejęli się też widać informacją o spadku japońskiego eksportu aż o 36 proc. Przerwę w spadkach zafundowała sobie giełda w Chinach. Odreagowanie było jednak bardzo mizerne. Shanghai B-Share zyskał zaledwie 0,05 proc., a Shanghai Composite 0,38 proc.
Na głównych europejskich parkietach dzień zaczął się od spadków, ale reakcja na to, co działo się na Wall Street była dość spokojna. Niemiecki DAX tracił prawie 0,9 proc., CAC40 zniżkował o 0,3 proc., a brytyjski FTSE o 0,5 proc. Wkrótce jednak skala spadków powiększyła się i wskaźniki traciły po ponad 1 proc. Zachodni analitycy po raz kolejny w ciągu kilku ostatnich dni jako powód zniżek podają zbyt duży wzrost indeksów w porównaniu do perspektyw zysków spółek. Jakiś powód zawsze się znajdzie, a ten jest dość „uniwersalny”. Chociaż mało oryginalny.
Na parkietach naszego regionu spadki były nieco większe, jednak specjalnie nie odbiegały od „europejskiej średniej”. Wyjątkiem była Sofia, gdzie indeks tracił na początku dnia ponad 3 proc. Na tle zdecydowanie spadkowych parkietów wyróżniał się turecki ISE100, broniący się przez zejściem na minus. Po południu nastroje trochę się poprawiły, ale końcówka sesji stała pod znakiem niedźwiedzia. Turecki parkiet jako jedyny zakończył dzień zdecydowaną zwyżką o 0,9 proc.
Waluty
O ile giełdzie można „wybaczyć” rozchwianie nastrojów po posiedzeniu Fed, to nieco trudniej o pobłażliwość dla tego, co inwestorzy wyrabiali z amerykańską walutą. Od rana aż do okolic godziny 18.00 wyraźnie się osłabiała. Od tego czasu, wraz ze zbliżaniem się momentu zakończenia posiedzenia Fed, dolar coraz bardziej dynamicznie tracił na wartości, kilkanaście minut „po wszystkim” przebijając z hukiem poziom 1,48 dolara za euro. Oczywiście nietrudno zauważyć zbieżności ruchu dolara z tym co działo się na giełdzie. Gdy na giełdzie nastąpił zwrot, „zielonemu” natychmiast wróciła moc i w ciągu kilkudziesięciu minut odzyskał wobec euro ponad centa. Złoty tę „histerię” przetrwał dość spokojnie, nieznacznie się umacniając pod koniec dnia.
Dzisiejsze przedpołudnie na światowym rynku upływało na poszukiwaniu „konsensusu”. Kurs euro wahał się w przedziale 1,471 - 1,475 dolara, bez zdecydowanej tendencji. Złoty był równie niezdecydowany i podążał śladem głównej pary walutowej. Im bliżej rozpoczęcia handlu na Wall Street, tym bardziej widoczna była przewaga wspólnej waluty, dochodząca ponownie do poziomu 1,48 dolara za euro. Złoty szedł za tym wskazaniem do góry „jak po sznurku”. Gdy jednak za oceanem niedźwiedzie znów doszły do głosu, cała ta przewaga została błyskawicznie zniwelowana. Tuż po godzinie 16.00 za dolara płacono 2,84 zł, za euro 4,18 zł, a za franka prawie 2,77 zł.
Podsumowanie
Zwyżka indeksów kontynuowana jest z coraz większym trudem. Dziś tuż przed końcem sesji została przerwana. Po euforii nie ma więc śladu, a malejące obroty wskazują, że kapitał nie jest już tak zdeterminowany w kupowaniu akcji. Wczorajsza sesja w Stanach Zjednoczonych spowodowała pewną konsternację na naszym kontynencie i inwestorzy postanowili poczekać na to, co „wymyślą” koledzy zza oceanu. A ci wymyślili kontynuację spadków, przynajmniej na początku dzisiejszej sesji. Ciekawe, czy wytrwają w tym „zamyśle” do jej końca…
REKLAMA
REKLAMA