Na giełdach spora niepewność, ale odważnych nie brakuje
REKLAMA
REKLAMA
GPW
REKLAMA
REKLAMA
Początek dzisiejszej sesji był bardzo ostrożny i po wtorkowej euforii nie było śladu. Wszystkie indeksy „solidarnie” zwyżkowały na otwarciu po około 0,5 proc. Po godzinie handlu skala zwyżki wyraźnie się zwiększyła. Indeks największych spółek rósł o prawie 2 proc., w przypadku pozostałych wskaźników dynamika była znacznie mniejsza. Liderami wzrostów były znów papiery banków. Akcje BZ WBK zyskiwały 4,5 proc., walory PKO szły w górę o 3 proc., a Pekao o 2,5 proc. Po około 2 proc. zyskiwały też walory naszych spółek surowcowych. Poziom osiągnięty około godziny 10.00 okazał się jednak nie do utrzymania i aż do południa trwała korekta spadkowa o niezbyt dużej dynamice. Walka popytu z podażą była bardzo wyrównana i toczyła się przy sporych obrotach, sięgających około godziny 12.00 niemal 800 mln zł. W końcu podaż zaczęła przeważać. Wczesnym popołudniem byliśmy świadkami kolejnego ataku niedźwiedzi i WIG20 zyskiwał już tylko około 1 proc., WIG niecałe 0,7 proc. Wskaźnik średnich firm bronił się przed spadkiem, a sWIG80 zniżkował o 0,4 proc.
Ostatecznie WIG20 zyskał 1,06 proc., indeks szerokiego rynku wzrósł o 0,77 proc., mWIG40 zwiększył swoją wartość o 0,32 proc. Wskaźnik najmniejszych firm zniżkował o 0,27 proc. Obroty wyniosły 1,76 mld zł.
Giełdy zagraniczne
REKLAMA
Poniedziałkowy spadek indeksów na Wall Street okazał się jedynie chwilowym incydentem, nieznacznie zakłócającym zwyżkową tendencję. Wczoraj była ona z powodzeniem kontynuowana. Z powodzeniem i bez większych wahań w ciągu dnia. Jak na ostatnie zwyczaje, wzrost był dość pokaźny. S&P500 zyskał 0,66 proc., a Dow Jones 0,52 proc. I to wystarczyło do ustanowienia kolejnych rekordów. My na swoje musimy jeszcze trochę popracować. Ale z amerykańską pomocą, może damy radę, przed końcem pechowego września.
W Azji amerykańskie rekordy nie zrobiły wrażenia. Na najważniejszych parkietach dominowały spadki. Po raz kolejny zniżkowały indeksy w Chinach. Shanghai B-Share stracił 1,2 proc., a Shanghai Composite 1,89 proc. Korekta wzrostów z pierwszych tygodni września trwa w najlepsze, a inwestorzy niezbyt przejmują się zbliżającą się rocznicą powstania CHRL i przesadnie świętować jej raczej nie mają zamiaru. Nie pomogły nawet opublikowane wczoraj lepsze prognozy dla azjatyckich gospodarek, podane przez Azjatycki Bank Rozwoju. Zniżkowały także indeksy giełd w Bombaju, Hong Kongu i na Tajwanie.
Główne giełdy europejskie zaczęły dzień w okolicy zera. Do południa nie zdołały się od tego poziomu zanadto oddalić. Niewiele lepiej radziły sobie parkiety naszego regionu. Wyjątkiem była Ryga, gdzie indeks rósł aż o 11 proc. i Tallin, ze zwyżką przekraczającą 4 proc. W Belgradzie i Moskwie wskaźniki około południa zyskiwały po 1,5 proc. Niewielką zniżkę notowano w Budapeszcie, jednak tamtejszy indeks zdołał wyjść na plus. Około godziny 16.00 wskaźniki w Paryżu, Frankfurcie i Londynie rosły o zaledwie ułamki procenta.
Waluty
Amerykańska waluta „poszalała” tylko w poniedziałek, umacniając się do poziomu niemal 1,46 dolara za euro. We wtorek „szalała” za to wspólna waluta, bo – jak mówi większość komentatorów – wzrósł apetyt na ryzyko i spora część inwestorów sprzedawała dolary, by kupować za uzyskane z tego tytułu środki inne ciekawe walory. Na przykład polskie akcje. Bo na chińskie wielkiego popytu nie było widać. Gdy Wall Street wczoraj znów pokazała swą siłę, dolar nie był już jednak tak skory do tracenia na wartości. Kurs euro rósł do poziomu 1,48 dolara jedynie wczoraj około południa, a po raz drugi podjął tę próbę tuż przed rozpoczęciem notowań na amerykańskiej giełdzie. Wieczorem stabilizował się na poziomie 1,478-1,479 dolara za euro. Widać, że są jednak granice przeceny „zielonego”, których z marszu pokonać się nie da.
Nasza waluta z osłabienia dolara korzystała jednak tylko „do czasu”. Ten czas nadszedł wieczorem, gdy „zielony” zdrożał o prawie 2 grosze w porównaniu do najkorzystniejszego dla siebie momentu, tuż około wtorkowego południa. Ale i tak nie oddał całej swej przewagi w porównaniu do poniedziałku. Wieczorne osłabienie było znacznie bardziej zdecydowane wobec euro. Dwa grosze straty oznaczało niewielką przecenę w porównaniu z poniedziałkiem. Także wobec franka złoty stracił cały swój wtorkowy „urobek” z niewielką nawiązką.
Dziś do południa dwie główne waluty świata „tasowały” się spokojnie w wąskim przedziale 1,477-1,484 dolara za euro, czekając pewnie na sygnały z Wall Street i na komunikat po posiedzeniu Fed. Złoty nieznacznie się osłabiał, dochodząc do 2,82 zł za dolara, 4,18 zł za euro i 2,76 zł za franka. Zmiany nie były więc duże, sięgały 1-2 grosze w porównaniu do wczorajszego zamknięcia, ale w ciągu ostatnich kilku dni sza waluta wyraźnie traci moc. Od 17 września frank zdrożał o około 6 groszy, euro o 9 groszy, a dolar o 5 groszy.
Około godziny 16.00 dolar znów zdecydowanie się umocnił wobec euro, jakby nie wierząc w zwyżkę na Wall Street. Złoty do końca dnia konsekwentnie tracił na sile. Za dolara trzeba było płacić 2,84 zł, za euro prawie 4,2 zł a za franka 2,77 zł.
Podsumowanie
Wtorkowy atak popytu potwierdzony wysokimi obrotami cieszył byki niezbyt długo. Dziś było już znacznie gorzej. Popyt przegrywał z podażą przy niewiele mniejszych obrotach. To zaś nie robiło zbyt dobrego wrażenia. Okazało się, że jest sporo chętnych do realizowania zysków, co nie rokuje najlepiej na najbliższą przyszłość. Wzrost został utrzymany, ale ograniczenie jego skali w trakcie sesji dowodem siły rynku z pewnością nie jest.
REKLAMA
REKLAMA