Na giełdach trwa testowanie byczej siły
REKLAMA
REKLAMA
GPW
REKLAMA
Po wczorajszej grze na przeczekanie, dziś główne indeksy w Warszawie, podobnie jak w poniedziałek, zaczęły dzień od niewielkiego wzrostu. Tyle tylko, że był jeszcze mniejszy od wczorajszego. WIG20 zyskiwał 0,24 proc., a WIG zaledwie 0,09 proc. Wskaźniki małych i średnich firm nieznacznie traciły. Podobnie, jak wczoraj nastroje zaczęły się pogarszać i około południa spadki wszystkich indeksów sięgały ponad 1 proc. Spośród największych spółek, żadna nie była w stanie obronić indeksów przed zniżkami. Traciły i papiery banków i firm surowcowych i Telekomunikacji Polskiej. Niewielkich zmian kierunku ruchu obserwowaliśmy jeszcze kilka, ale niewiele z nich wyszło. W końcówce sesji na ratunek indeksom pospieszyły walory KGHM i PKN. Ale tak naprawdę pomoc nadeszła zza oceanu, gdzie po dość niemrawym początku sesji, wskaźniki ruszyły bardziej zdecydowanie w górę. Dzięki temu nasze główne indeksy zdołały zakończyć dzień na niewielkim plusie. WIG20 zyskał 0,42 proc., WIG wzrósł o 0,05 proc., a wskaźniki małych i średnich spółek zniżkowały o 0,55-0,61 proc. Obroty wyniosły 849 mln zł.
Giełdy zagraniczne
REKLAMA
Pozostawione samym sobie giełdy azjatyckie dziś gremialnie spadały. Najsilniejsze, sięgające ponad 2 proc. zniżki zanotowano na parkietach w Bombaju i Seulu. Japoński Nikkei i chiński Shanghai B-Share, jakby się zmówiły: spadły o 0,39 proc. Giełda w Indiach „odchorowuje” ponad 17 proc. wzrost z 19 maja, po wygranych przez Partię Kongresową wyborach i tamtejszy indeks systematycznie spada. Jak tak dalej pójdzie, cała euforia inwestorów zostanie zniwelowana. Nikkei w maju pozostaje w dość wąskim trendzie bocznym, nie mogąc się zdecydować, czy atakować szczyt z początku roku, czy zawrócić w dół.
W Europie początek dnia lekko smutny. Indeksy na głównych parkietach zaczęły od około 0,5 proc. spadków. Wczesnym popołudniem spadki sięgały już 2 proc. we Frankfurcie i w Paryżu i 1,5 proc. w Londynie. Na naszym kontynencie nie było ani jednego indeksu notującego wzrost. W Moskwie, Bukareszcie i Wiedniu spadki sięgały ponad 3 proc. Przyczyną tak znacznego pogorszenia się nastrojów inwestorów była informacja o dość nieoczekiwanym spadku zamówień w europejskim przemyśle.
Koniec dnia był bardzo optymistyczny w Paryżu, gdzie tamtejszy indeks zdołał wydźwignąć się na poziom o 0,8 proc. wyższy niż w poniedziałek. DAX zyskał 0,06 proc., a FTSE zakończył 0,7 proc. na minusie. W Budapeszcie ze sporych spadków zrobił się niewielki wzrost.
Waluty
REKLAMA
Euro dostało dziś niezłe cięgi od dolara, który przystąpił do odrabiania potężnych strat, które poniósł od 18 maja. Wygląda to jednak tylko na korekcyjny wzrost, do którego amerykańska waluta szykowała się już wczoraj. Jeszcze rankiem za euro płacono 1,4 dolara, czyli tyle samo, co w poniedziałek. Wczesnym popołudniem już tylko 1,38 dolara, czyli 1 proc. mniej. Te zmiany trudno tłumaczyć spadkiem zamówień w przemyśle w strefie euro, czy tym bardziej wzrostem napięcia w związku z koreańską próbą jądrową.
W każdym razie złoty na tych wahaniach sporo stracił. Rano za dolara trzeba było płacić tyle samo, co w poniedziałek, czyli 3,14 zł. Około godziny 13.00 już prawie 6 groszy więcej. Niemal identyczny scenariusz obserwowaliśmy w przypadku euro i franka. Tyle że przecena była nieco mniejsza. Euro w najgorszym dla nas momencie drożało o 4 grosze, do 4,44 zł, a frank o 3 grosze, do 2,93 zł. Kolejna runda zmagań euro z dolarem, wypadająca na korzyść wspólnej waluty, dodała trochę siły złotemu. Nasza waluta zyskała na tym około 2 grosze.
Podsumowanie
Nadal nie ma wyraźnych sygnałów dla inwestorów. Zahamowanie trwającego od połowy lutego wzrostu na naszej giełdzie, wprawiło ich w konsternację. Rynek rosnąć nie chce, spada też niechętnie, trochę nie wiadomo, co robić. Ale rynek ma to do siebie, że nie zawsze podąża prostą ścieżką w dół, lub w górę, jak się do tego zdążyliśmy przyzwyczaić. Szczypta albo i większa dawka niepewności to nieodłączna cecha giełdy. Trzeba się nauczyć z tym żyć i radzić sobie w takich sytuacjach. Czasem można wówczas zarobić lub stracić niewiele mniej, niż w hossie, czy bessie.
REKLAMA
REKLAMA