Dyrektor PIE: najbardziej w Polsce mogą drożeć żywność i usługi
REKLAMA
REKLAMA
Jak podał w środę GUS, ceny towarów i usług konsumpcyjnych w listopadzie 2022 r. wzrosły rdr o 17,4 proc. W porównaniu z poprzednim miesiącem ceny wzrosły o 0,7 proc.
REKLAMA
Przed nami inflacja 20%, później spadek
Odnosząc się do tych danych, dyrektor PIE Piotr Arak w rozmowie z RMF MF ocenił, że do końca roku inflacja raczej nie powinna rosnąć, a od lutego-marca przyszłego roku prawdopodobnie zobaczymy spadek tego wskaźnika. Zastrzegł, że od stycznia CPI będzie rosnąć a "szczyt powinien zamknąć się w okolicach 20 proc.". Potem - jak dodał - inflacja zacznie spadać.
Pytany, jakie szoki mogą ten spadek wyhamować, Arak jako przykład podał znaczny wzrost cen energii spowodowany ożywieniem gospodarczym w Chinach, a także Stanach Zjednoczonych w połowie przyszłego roku.
Żywność nie przestanie drożeć
Odpowiadając na pytanie o produkty, które mogą drożeć najbardziej, dyrektor PIE wskazał na żywność. "To jest ta rzecz, która w koszyku będzie najbardziej i najistotniej drożała" - podkreślił. Ponadto - jak dodał - należy się liczyć z podwyżkami cen usług, które będą waloryzowane na początku przyszłego roku. "To jest największe ryzyko" - dodał.
Kiedy obniżka stóp procentowych?
REKLAMA
Według Araka "wyglądałoby na to, że możemy się nie spodziewać kolejnych podwyżek stóp procentowych", natomiast ewentualne obniżki stóp w Polsce mogą mieć miejsce najwcześniej pod koniec 2023 r. Ekonomista zaznaczył zarazem, że jeśli Fed - de facto bank centralny Stanów Zjednoczonych - dalej będzie zacieśniać politykę monetarną, to my też musimy brać pod uwagę możliwość podwyżki, by stabilizować kurs złotego.
Jeśli chodzi o wzrost gospodarczy, to - jak oszacował Arak - ten rok zamkniemy najprawdopodobniej ze średniorocznym wzrostem PKB o ok. 4,5 proc., a rok 2023 wzrostem o 1,2 proc. Podkreślił, że i tak będzie to jednym z najwyższych odczytów wzrostu gospodarczego w UE.
W ocenie szefa Polskiego Instytutu Ekonomicznego możliwy jest w Polsce wzrost bezrobocia do ok. 6 proc. m.in. ze względu na zapowiedzi redukcji w firmach. Jak zastrzegł, to się zawsze przekłada na radykalne kroki kadrowe, ponieważ - wyjaśnił - przedsiębiorcy wiedzą, że gdy przyjdzie czas ekspansji gospodarczej po kryzysie, będą mieli problem ze znalezieniem osób do pracy. Dlatego - zdaniem Araka - firmy raczej będą "chomikować" pracowników, co z kolei może przełożyć się na wyhamowanie wzrostu wynagrodzeń.
REKLAMA
REKLAMA