Szkolenia prywatn(i)e i po godzinach

REKLAMA
REKLAMA
Podczas wyjazdów szkoleniowych teoretycznie możliwe jest zrodzenie się trzech rodzajów relacji. Pierwsza to romanse pomiędzy uczestnikami. Zdecydowanie „najbezpieczniejsza” opcja.
REKLAMA
- Pojechałam na szkolenie z zakresu kompetencji miękkich - wspomina Kamila. W ściśle określonym celu: żeby zdobyć wiedzę, którą mogłabym wykorzystać w przyszłości. Nie kryła się za tym żadna chęć poznania kogoś, to na pewno. Ale wyszło, jak wyszło. Dziś ma u swego boku Piotra, który pojawił się na tym samym wyjeździe szkoleniowym.
- Nie wydaje mi się, żeby to, co zaszło między mną a Kamilą, miało jakiś wpływ na przebieg szkolenia. Nie sprawialiśmy żadnych problemów. Zaiskrzyło, daliśmy się ponieść namiętności, ale to zostało między nami - mówi.
Zobacz: Czy warto szkolić pracownika?
REKLAMA
Faktycznie, wydaje się, że tego typu sytuacje nie stanowią zbyt dużego problemu. Przyjeżdżamy gdzieś, decydujemy się na przelotny romans albo późniejsze budowanie związku, wyjeżdżamy i zostajemy - sami ze sobą i z wyrzutami sumienia lub z nowym partnerem. Gorzej, jeśli zdecydujemy się na przełamanie dość jasnej i przejrzystej granicy trener-uczestnik.
- Sprowokowałam całą tę sytuację - nie ukrywa Martyna. - Trener był przystojnym brunetem, fajnie wyglądał, sprawiał wrażenie przyzwoitego faceta i człowieka. Pomyślałam sobie, że „raz kozie śmierć”, po zajęciach podeszłam i zaproponowałam kawę. Widać było, że jest zdezorientowany, ale zgodził się. Potem użyłam kobiecych sztuczek, żeby zwabić go do łóżka. Na początku się opierał, ale ostatecznie się złamał. Oczywiście, że nie liczyłam, iż miałoby być z tego coś więcej, ale też nie zamierzałam sprawiać mu żadnych problemów z powodu tego, co miało między nami miejsce.
Trener dobrze wie, jak mogła się w najgorszym wypadku skończyć jedno nocna przygoda. - Nie mam tu na myśli problemów natury osobistej, bo akurat byłem wolny, więc nie było podstaw do mówienia o zdradzie. Gdybym jednak trafił na kogoś, kto chciałby mi utrudnić życie zawodowe, mogłoby się to skończyć nieciekawie dla mojej kariery. Miałem szczęście. Drugi raz mogę już go nie mieć, więc będę się bardziej pilnować.
REKLAMA
Zaburzenie relacji mistrz-uczeń w taki sposób wydaje się być przede wszystkim nieetyczne. Zwłaszcza, jeśli po wspólnie spędzonej nocy trzeba wrócić do dawnego porządku, co może nie być łatwe dla obu stron. A jak mają się tego typu kwestie do trzeciego rodzaju sytuacji, z którą potencjalnie możemy się spotkać w rzeczywistości szkoleniowej? Mowa tu oczywiście o przelotnych kontaktach prywatnych na płaszczyźnie trener-trener.
Co najważniejsze - tego typu epizody mogą mieć miejsce stosunkowo rzadko. Z prostej przyczyny: nie zawsze są odpowiednie do ich zaistnienia warunki, czyli więcej niż jeden trener, do tego odmiennej płci. Teoretycznie jednak, w szczególnej sytuacji, mógłby mieć miejsce tego typu przelotny romans. Jakie byłyby jego skutki? Cóż, na pewno byłoby to frapujące dla obu stron - zwłaszcza, jeśli miałyby ze sobą w dalszym ciągu utrzymywać względnie neutralne kontakty zawodowe. Stopień kaca moralnego i odczucia „dziwności” sytuacji byłby natomiast zależny od tego, na ile poukładane życia prywatne prowadzi oboje współpracowników i jak mogłoby to na nie ewentualnie wpłynąć.
Zobacz: Czym jest mobbing
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.
REKLAMA