Czy rata kredytu w euro może być niższa?
REKLAMA
REKLAMA
Kiedy w drugiej połowie września kurs euro wobec złotego osiągnął najwyższy poziom od czerwca 2009 roku, wielu osobom sytuacja skojarzyła się z analogicznym wzrostem kursu franka szwajcarskiego, którego świadkami byliśmy szczególnie od połowy lipca br.
REKLAMA
Istotnie wzrost ceny waluty o 50 groszy w ciągu dwóch miesięcy może budzić niepokój, ale analitycy finansowi zdecydowanie twierdzą, że zadłużeni w euro nie powinni wpadać w panikę.
REKLAMA
Wyższy kurs euro spowodował wzrost rat, w porównaniu z poprzednimi kilkoma miesiącami. Przykładowo, rata kredytu (na 300 tys. zł, zaciągniętego w sierpniu 2008 r.) jeszcze w styczniu wynosiła ok. 1 500 zł, a aktualnie – niemal 1 800 zł.
Raty kredytów w euro są wprawdzie najwyższe od prawie 2,5 roku, ale jednak daleko im jeszcze do swoich historycznych maksimów. Eksperci finansowi prześledzili historię kredytu na 30 lat, zaciągniętego w sierpniu 2008 roku. Był to, patrząc z perspektywy czasu, zły moment na zadłużanie się w euro. Dlaczego?
Otóż kurs EUR/PLN był wtedy rekordowo niski (kredyty wydawano przy notowaniu 3,15 zł za 1 euro). Pożyczane zatem 300 tys. zł dało wysokie zadłużenie w euro - na poziomie ponad 95 tys. euro.
Również wykres wysokości rat pokazuje wyraźnie, że chociaż praktycznie od początku roku rata kredytu w euro rośnie, to jednak nadal daleko jej do wartości z drugiej połowy 2008 roku czy pierwszej połowy roku następnego. Dlaczego?
Dowiedz się również: Które banki proponują ciekawe kredyty w złotych?
Aktualnie na stosunkowo niskim poziomie pozostaje stopa LIBOR EUR 3M, na której bazuje oprocentowanie kredytu. Dziś wynosi ona 1,50 proc., tymczasem niemal dokładnie 3 lata temu, w październiku 2008 roku, osiągała nawet 5,45 proc.
To stopa, wyrażająca oprocentowanie, po jakim banki są w chętne pożyczać pieniądze od siebie nawzajem (LIBOR EUR 3M), decyduje – obok kursu EUR/PLN – o wysokości raty kredytu walutowego.
Także przeanalizowanie wysokości raty kredytu w PLN, zaciągniętego w tym samym czasie, potwierdza słuszność wyboru opcji zadłużenia się w euro. Co prawda można znaleźć kilka okresów (w tym też końcówkę września br.), kiedy rata kredytu w złotych była niższa od zobowiązania w euro, ale: (1) łącznie dotychczas zadłużony w euro zapłacił ok. 3,3 tys. zł mniej niż gdyby zaciągnął kredyt w złotych, (2) wzięty pod uwagę moment zaciągnięcia kredytu w euro był zdecydowanie najgorszy, więc wszystkie inne kredyty wykazują jeszcze wyższe „oszczędności” na wyborze euro jako waluty kredytu.
Polecamy serwis: Budżet domowy
Warto także przypomnieć, że działa już tzw. ustawa antyspreadowa. Gwarantuje ona każdemu spłacającemu kredyt walutowy, że za darmo może poprosić o aneks do umowy i zacząć uiszczać raty bezpośrednio w walucie zobowiązania.
Gdyby ktoś 6 października spłacił swoją ratę kredytu w euro środkami, zakupionymi w kantorze, a nie bezpośrednio w banku, zaoszczędziłby ponad 36 zł.
Gdy wysokość raty rośnie, zawsze wraca temat, czy „nie zrobić czegoś” z kredytem walutowym. Na myśl przychodzi przede wszystkim przewalutowanie. To zły pomysł! Dlaczego?
Po ponad 3 latach spłacania swojego kredytu, zaciągniętego na 300 tys. zł, przy aktualnym kursie euro, kredytobiorcy są winni bankowi ok. 400 tys. zł. Ale tak naprawdę jest to „wirtualny” dług, tzn. przeliczony na złote po aktualnym, wysokim kursie.
Przewalutowanie (podobnie jak nadpłata kredytu) oznaczałoby spieniężenie tego długu. Cóż zatem robić? Nic. Czekać. I spłacać dalej kredyt w ratach.
Mikołaj Fidziński
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.