Wzrosty mogą być tylko korektą
REKLAMA
REKLAMA
Reakcja rynków na publikowane dziś informacje zza oceanu, czyli spadek liczby wniosków o kredyt hipoteczny, czy nieco wyższy niż się spodziewano deficyt handlowy rodzi obawy, że pojawienie się w najbliższych dniach kolejnych niekorzystnych danych może spowodować pogłębienie spadkowej korekty i wzrost jej dynamiki. Dziś na początku sesji, po krótkim wahaniu, indeksy na Wall Street poszły zdecydowanie w dół, co nie rokuje najlepiej na najbliższą przyszłość.
REKLAMA
GPW
Przebieg dzisiejszej sesji do złudzenia przypominał to, co działo się we wtorek. Jedynie skala zmian była nieco mniejsza. Indeks największych spółek zaczął dzień od zwyżki o 0,6 proc. Około południa zyskiwał już ponad 1,7 proc., zaś druga część dnia stała pod znakiem większego nacisku podaży. Podobnie zachowywały się także wskaźniki szerokiego rynku i indeks średnich firm. Zdecydowanie słabszy był sWIG80 - nie był w stanie wznieść się o więcej niż 0,5 proc. ponad poziom wczorajszego zamknięcia. Wśród największych firm nadal brylował KGHM, którego akcje zwyżkowały początkowo o 2 proc., by w południe zwiększyć skalę wzrostu do 2,8 proc. Dorównywały im jedynie papiery BZ WBK i PKN Orlen. Po publikacji znacznie gorszych danych o liczbie wniosków o kredyt hipoteczny w Stanach Zjednoczonych, byki mocno spuściły z tonu i WIG20 wrócił do poziomu z otwarcia. Dziś nie do pokonania okazał się poziom 2245 punktów, spod którego popyt dwukrotnie został zepchnięty niżej. Ostatecznie indeks największych spółek zyskał zaledwie 0,45 proc., podobnie jak wskaźnik szerokiego rynku. mWIG40 wzrósł o 0,35 proc., a sWIG80 o 0,41 proc. Obroty na rynku akcji wyniosły nieco ponad 1,3 mld zł.
Giełdy zagraniczne
REKLAMA
Wtorkowa sesja za oceanem wreszcie przerwała trwającą cztery dni serię spadków. S&P500 wzrósł o 1,3 proc., osiągając poziom 1070 punktów. Dow Jones zyskał 1,52 proc., powracając powyżej poziomu 10 tys. punktów z ponad 58 punktową nadwyżką. Wczorajszy wzrost nie stanowi oczywiście żadnego przełomu, jednak pozwala bykom na chwilę odpoczynku. Najprawdopodobniej spadkowa korekta jeszcze się nie zakończyła i należy się spodziewać jej kontynuacji. Nie musi to jednak oznaczać, że indeksy runą w dół już za moment. Powrót S&P500 do strefy 1080-1100 punktów jest bardzo możliwy, pod warunkiem sprzyjających okoliczności w postaci dobrych danych makroekonomicznych. W najbliższych dniach nie będzie ich zbyt wiele, ale może wystarczyć nawet niewielki impuls. Z drugiej jednak strony, trudno się spodziewać spektakularnego powrotu do chwiejącego się coraz mocniej trendu wzrostowego, liczącego sobie już prawie rok. W trakcie ostatnich dwóch sesji widać było, że podaż wykorzystuje każdą większą zwyżkę do bardziej zdecydowanego pozbywania się akcji. Wczoraj S&P500 dotarł do poziomu niemal 1080 punktów, jednak w drugiej części sesji niedźwiedziom udało się zepchnąć go o prawie 10 punktów niżej. Z podobną sytuacją mieliśmy do czynienia w poniedziałek. Opór w okolicy 1070 punktów wciąż działa.
Na giełdach azjatyckich trwa odreagowanie niedawnych spadków. Na niewielkich minusach były dziś jedynie indeksy w Bombaju, Dżakarcie, Seulu i Singapurze. Nikkei zyskał 0,3 proc. Po około 1,2 proc. rosły wskaźniki w Szanghaju, wzrosty miały miejsce w Hong Kongu i na Tajwanie. Liderem była giełda na Filipinach, gdzie indeks zyskał ponad 2 proc. Umiarkowanym optymizmem na udaną sesję za oceanem zareagowali dziś inwestorzy na głównych parkietach europejskich. Indeksy w Paryżu i Frankfurcie zaczęły dzień od wzrostów o 0,6-0,8 proc., a pozostający początkowo nieco w tyle londyński FTSE szybko do nich doszlusował. Skala zwyżki szybko się zwiększała. Wczesnym popołudniem wskaźniki zyskiwały ponad 1,2 proc., a DAX nawet ponad 1,5 proc. Na tym tle parkiety naszego regionu nie błyszczały już tak bardzo jak we wtorek, choć wzrosty były równie solidne. W Bukareszcie i Sofii sięgały 1 proc., w Budapeszcie niecałe 2 proc., w Pradze 2,5 proc. Od dwóch dni nie najlepiej sprawuje się moskiewski RTS, któremu wzrosty przychodzą z trudem i nie mają zbyt dużej skali, i to mimo korzystnej sytuacji na rynkach surowcowych. Podobnie jak wczoraj, dynamiczne zwyżki miały miejsce na najbardziej „zagrożonych” parkietach. Indeks w Atenach rósł o ponad 4,5 proc., hiszpański IBEX35 zyskiwał prawie 2,5 proc. Po publikacji danych zza oceanu, sytuacja na wszystkich parkietach naszego kontynentu wyraźnie się pogorszyła. Około 16.30 indeksy w Paryżu i Frankfurcie zyskiwały zaledwie 0,2-0,3 proc.
Waluty
REKLAMA
Amerykańska waluta przez cały wtorek traciła na wartości. Do czasu rozpoczęcia sesji na Wall Street euro zdrożało o prawie centa. W ciągu dnia kontrataki dolara nie były zbyt groźne i szybko kończyły się powrotem do głównej tendencji. Najpoważniejszy z nich miał miejsce około godziny 18.00, jednak sprowokował on tylko jeszcze bardziej amatorów euro i w ciągu kilkunastu minut przecenił „zielonego” do poziomu 1,383 dolara za euro - najniższego od 4 lutego. Wtorkowy handel wspólna waluta kończyła kursem nieco poniżej 1,38 dolara. Podobnie jak w poniedziałek, gwałtowne osłabienie dolara zbiegło się w czasie z dynamiczną zwyżką indeksów giełdowych. Dziś w pierwszej części dnia obserwowaliśmy wahania kursu euro w przedziale 1,373-1,38 dolara. Po południu dolar uzyskał zdecydowaną przewagę.
Nasza waluta powoli odzyskuje siłę wraz ze słabnięciem „zielonego”, trwającym od początku tygodnia. Jeszcze w ubiegły piątek wieczorem za dolara trzeba było płacić około 3 zł. Dziś przed południem już tylko 2,93 zł. Odrabianie strat przebiega niezbyt dynamicznie, lecz konsekwentnie. Kurs euro, sięgający wczoraj w ciągu dnia 4,08 zł, dziś przed południem był o 3 grosze niższy. Za franka trzeba było dziś płacić od 2,75 do 2,78 zł. Popołudniowy atak amerykańskiej waluty sprowadził kurs dolara do 2,95 zł, jednak nie wpłynął na zmiany kursu euro i franka.
Podsumowanie
Skala odreagowania ostatnich spadków, trwającego już drugi dzień, nie świadczy najlepiej o sile byków. WIG20 w trakcie dwóch sesji odrobił niewiele ponad 1 proc. Podaż skwapliwie wykorzystuje każdy większy wzrost do pozbywania się papierów. Handel odbywa się przy niewielkich obrotach. Determinacja sprzedających nie jest więc zbyt duża, ale pogorszenie się sytuacji może szybko ją zwiększyć. W czasie spadków aktywność obu stron rynku wyraźnie się zwiększała. To niezbyt dobry znak.
REKLAMA
REKLAMA