Optymizm nie opuszcza giełdowych inwestorów
REKLAMA
REKLAMA
Scenariusz, według którego nastąpiłby jeszcze jeden dynamiczny ruch w górę, a potem niezbyt wielkie cofnięcie, nie byłby złym prognostykiem na najbliższą przyszłość. Tradycyjnie jednak po maju, nie będącym ulubieńcem byków, nie należy spodziewać się fajerwerków.
REKLAMA
GPW
Indeksy na warszawskiej giełdzie zaczęły ostatnią sesję w tym tygodniu od solidnych wzrostów. Główne wskaźniki zyskiwały po 1,5 proc. Nieco skromniej wystartowały indeksy małych i średnich firm. W ciągu dnia nastroje się poprawiały. Zwyżka sięgała nawet ponad 2,5 proc., ale siły na więcej i dłużej bykom już nie starczyło. I to mimo optymistycznego początku notowań w Stanach Zjednoczonych. Dziś, podobnie jak w kilku poprzednich dniach, liderami wzrostów były papiery banków. Liderem był Pekao, którego akcje rosły o około 7 proc. Niewiele ustępowały mu BRE i BZ WBK. Słabo wypadł KGHM, który jako jeden z nielicznych spośród grona największych firm tracił na wartości. WIG20 zyskał 2,8 proc., indeks szerokiego rynku 2,6 proc., wskaźnik średnich firm mWIG40 także 2,6 proc., a sWIG80 prawie 2 proc. Obroty zdecydowanie wzrosły w porównaniu do kilku ostatnich sesji i wyniosły nieco ponad 1,8 mld zł.
Giełdy zagraniczne
REKLAMA
Bardzo dobra środowa sesja w Stanach Zjednoczonych po bardzo złych danych, dotyczących stanu tamtejszej gospodarki, podziałała na pozostałe rynki giełdowe jak katalizator. Inwestorzy w Azji postanowili ostro przelicytować „zaledwie” dwuprocentowe wzrosty indeksów na Wall Street. Nikkei zwyżkował więc o prawie 4%, podobnie wskaźnik giełdy w Hong Kongu. Tajwański TWSE wyskoczył aż o 6,7% w górę. To chyba trochę na wiwat, przed 1 maja.
Europejskim parkietom też się udzielił optymizm, ale w nieprzesadzonej skali. Główne indeksy zaczęły od niewielkiego wzrostu. W ciągu dnia zwyżka przybrała na sile i około godziny 15.00 wskaźniki we Frankfurcie i Londynie zyskiwały po ponad 2 %, a paryski CAC40 tylko 1,2%. Indeksy na parkietach naszego regionu zachowywały się znacznie bardziej dynamicznie. Po ponad 3 proc. zyskiwały wskaźniki w Bukareszcie, Pradze, Moskwie, Sofii. Drugi dzień z rządu po ponad 3 proc. rosły indeksy w Istambule i Atenach.
Waluty
REKLAMA
Dziś wspólnej walucie nie szło z dolarem tak łatwo, jak w trakcie dwóch poprzednich dni. Przed południem przypuściła atak na poziom 1,33 dolara za euro. Sukces okazał się jednak spektakularny, ale krótkotrwały. Po bardzo ostrej wymianie ciosów w okolicach szczytu, euro musiało skapitulować. Tuż przed godziną 16.00 za euro płacono nieco mniej niż 1,32 dolara. Kontratak „zielonego” mógł robić wrażenie.
Złoty dzień zaczął bardzo dobrze, od dalszego umocnienia, jednak szybko sytuacja się odwróciła. Różnica między najniższym a najwyższym poziomem notowań wobec dolara wynosiła aż 10 groszy. W stosunku do wczorajszego zamknięcia złoty stracił jednak „tylko” 8 groszy, czyli ponad 2,2 proc. Za zielonego przed godziną 16.00 trzeba było płacić 3,36 zł. Z euro było podobnie, choć tu zmiany były znacznie mniej dynamiczne. Różnica w ciągu dnia sięgała 8 groszy, a w porównaniu do środy złoty stracił 6 groszy i euro wyceniane przed końcem dnia było na 4,43 zł. Frank podrożał o prawie 4 grosze i kosztował niecałe 2,94 zł.
Podsumowanie
Mini hossa na naszym rynku trwa. To już dziewiąty tydzień wzrostu indeksów. Jedynym mankamentem jest to, że towarzyszą im malejące obroty. Po tak długim okresie trwania zwyżek musi przyjść czas na korektę. Patrząc z perspektywy pojedynczych sesji, można dostrzec jej oznaki. W horyzoncie tygodniowym niczego takiego nie widać. Trzeba się liczyć z tym, że wkrótce się doczekamy. Czy już w pierwszym tygodniu maja? Na powtórkę 2-procentowej zwyżki raczej bym nie liczył.
REKLAMA
REKLAMA