Warszawska giełda poszła swoją drogą
REKLAMA
REKLAMA
GPW
REKLAMA
Na naszym parkiecie tylko początek sesji był na plusach. Od rozpoczęcia regularnego handlu zagościły spadki. Po pół godzinie indeks największych firm tracił 1,8 proc., WIG prawie 1 proc. Trochę dłużej wytrzymały wskaźniki małych i średnich firm. Zniżka szybko przybierała na sile i apogeum osiągnęła jeszcze przed godz. 10.00. Wówczas WIG20 tracił 2,5 proc., WIG 2 proc., a pozostałe dwa wskaźniki po 1 proc. Najwięcej traciły papiery dużych spółek: banków, KGHM, Telekomunikacji Polskiej. Na nich też koncentrowały się obroty. Pod koniec dnia spadki przybrały na sile, indeks największych firm zniżkowało o ponad 3 proc. Akcje Pekao traciły 8 proc., PKO BP 7%, TP SA ponad 5%. Ostatecznie WIG20 spadł o 3,7 proc., WIG o 2,65 proc., mWIG40 stracił 0,6 proc., a sWIG80 zniżkował o 0,7 proc. Obroty wyniosły 1,58 mld zł i były nieco niższe niż w czwartek.
Giełdy zagraniczne
REKLAMA
W czwartek indeksy nowojorskiej giełdy próbowały wyrwać się w górę z trwającej od początku kwietnia konsolidacji. Zwyżka była przyzwoita, ale 1,5 proc. nikogo na kolana nie powala. Tylko część parkietów azjatyckich podzieliło amerykański optymizm. Należały do nich Japonia, Nowa Zelandia i Filipiny. Nikkei, wykazujący ostatnio spore niezdecydowanie, zwyżkował o ponad 1,7 proc., starając się zakończyć kilkudniową korektę wzrostów. W Szanghaju korekta trwa w najlepsze, ale nie wyrządza indeksowi żadnych szkód. Spadek indeksu o ponad 2 proc. nie zrobił wrażenia. Małe tsunami nawiedziło za to giełdę w Tajwanie, gdzie tamtejszy indeks stracił 4 proc.
Główne europejskie indeksy po niemrawym otwarciu zaczęły piąć się w górę. Około południa zyskiwały już po 1-1,5 proc. Zwyżka nieco przyspieszyła po ogłoszeniu wyników przez Citigroup i General Electric, które okazały się nieco lepsze od oczekiwań. Gdy radość amerykańskich inwestorów okazała się mocno umiarkowana, i w Europie nastroje „siadły”.
Waluty
REKLAMA
Dolar atakował europejską walutę już od wtorku i w piątek przypieczętował swoją przewagę. Wczesnym popołudniem euro kosztowało już tylko 1,3 dolara, najmniej od prawie miesiąca. Czy to poważniejszy sygnał bardziej trwałej tendencji? Stawiałbym na obronę pozycji rzez euro w najbliższych dniach. Potem wszystko będzie zależeć od majowych decyzji Europejskiego Banku Centralnego. Wszystko wskazuje na to, że 7 maja wystrzeli swój ostatni pocisk, obniżając stopy do 1 proc., a później weźmie się (podobnie jak Fed) do skupowania papierów dłużnych.
W tych warunkach złoty radził sobie całkiem nieźle. Wobec dolara stracił tylko 3 grosze i po południu za amerykańską walutę trzeba było płacić 3,28 zł. Bilans ze wspólną walutą wychodził niemal na zero i euro wyceniane było na 4,28 zł. Za franka trzeba było płacić 2,81 zł, o 2 grosze mniej, niż w czwartek. W przypadku franka naszym kredytobiorcom pomaga szwajcarski bank centralny, zapowiadając kontynuację operacji mających na celu osłabienie tamtejszej waluty. Złotemu wciąż sprzyja informacja o możliwości skorzystania z 20,5 mld dolarów linii kredytowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego oraz oczekiwania, że Rada Polityki Pieniężnej wstrzyma się z obniżkami stóp procentowych w związku z wyższą niż się spodziewano inflacją.
Podsumowanie
Na warszawskiej giełdzie korekta w całej pełni. Falę wzrostową zaczęliśmy prawie dwa tygodnie wcześniej, niż reszta świata i teraz nie przejmujemy się zbytnio tym, co dzieje się za granicą. Właściwie to całkiem dobry znak. Przez dłuższy czas narzekaliśmy na zbyt silne uzależnienie zmian naszych indeksów od sytuacji na świecie, a szczególnie w Stanach Zjednoczonych. Chcieliśmy samodzielności, to ją mamy. Nie ma co zazdrościć, że inne giełdy rosną, a my spadamy. Trzeba obserwować przebieg korekty i reagować stosownie do okoliczności.
REKLAMA
REKLAMA