Ameryka znów psuje nastrój, ale nie wszystkim
REKLAMA
REKLAMA
Niestety dane zza oceanu, dotyczące spadku sprzedaży detalicznej wyprowadziły niemal wszystkie giełdy ze świątecznego nastroju w sposób dość brutalny. Na szczęście nie do tego stopnia, by mówić o lanym (dla byków) wtorku.
REKLAMA
GPW
Pierwsze odczyty dzisiejszych wartości giełdowych indeksów były dla mnie dość zaskakujące. Nie przypominam sobie bowiem sytuacji, w której wskaźnik blue chipów spada o 1,8 proc., a indeks średnich firm rośnie o 1,5 proc. Wskaźniki szerokiego rynku i giełdowych „maluchów” były w takiej samej kontrze, choć o mniejszej skali (od minus pół procent do plus pół procent). Trudno mi to zjawisko racjonalnie wytłumaczyć, choć już nie raz w ostatnim czasie dostrzegałem różnice w zachowaniu się tych dwóch segmentów rynku. Ale nie w takiej skali. Co więcej, rozbieżności w trakcie dnia nie malały, a wręcz zwiększały się. Tuż po godzinie 10.00 mWIG40 i sWIG80 zyskiwały po 3 proc., a tuzy ledwie zdołały wyciągnąć swój indeks do 0,4 proc. na plus. A w dodatku nie były to jakieś chaotyczne poświąteczne podrygi, bo obroty na wszystkich segmentach rynku były bardzo wysokie. Takie zjawisko obserwowane w okolicach świąt jest bardzo rzadkie. W ciągu dnia również główne indeksy ruszyły do natarcia i wyznaczyły nowe szczyty obecnej zwyżki. Gorsze dane ze Stanów Zjednoczonych szybko sprowadziły je „na ziemię”. Wskaźników małych i średnich zjawisko to dotknęło jedynie w niewielkim stopniu. Nadal pozostawały przy 2 proc. zwyżkach. Znów dało się zauważyć, że segmentu największych firm broniły papiery zaledwie 3-4 spółek (KGHM, PKO, BRE, TVN). Ostatecznie WIG20 stracił 0,8 proc., WIG zyskał 0,19 proc., mWIG40 zyskał 2,02 proc., a sWIG80 2,24 proc. Obroty na rynku akcji wyniosły 2,11 mld zł i były najwyższe od 10 października ubiegłego roku. Nie wdając się w niuanse analizy technicznej, można zaryzykować tezę, że i WIG dotrze wkrótce w okolice poziomu z tamtej sesji, czyli 31 tys. punktów.
Giełdy zagraniczne
REKLAMA
Podczas naszego świętowania na światowych giełdach nie wydarzyło się wiele nowego. Po czwartkowych silnych wzrostach w Stanach Zjednoczonych, poniedziałek był znacznie bardziej spokojny i indeksy niewiele odchylały się od zera, za wyjątkiem Nasdaqa, który zwyżkował o 0,8 proc.
W Azji dość zróżnicowana sytuacja. Indeks giełdy w Hong Kongu od ubiegłej środy silnie zwyżkuje. Dziś zwiększył swoją wartość o 4,55 proc. W Korei wskaźnik od trzech dni znajduje się w trendzie bocznym, utrzymując się w okolicach lokalnego szczytu po silnym wzroście, trwającym od początku marca. Japoński Nikkei zalicza korektę po próbie pokonania szczytu z początku tego roku. Jak na razie ma ona dość spokojny przebieg. Dziś indeks stracił zaledwie 0,9 proc., jest więc szansa na jego dalszy wzrost. Chińska giełda kontynuuje kolejną falę zwyżkową, w ostatnich dniach nieco mniej dynamicznie.
Na głównych parkietach europejskich wtorkowa sesja zaczęła się dość spokojnie od niewielkich wzrostów. Do południa DAX iCAC40 zyskiwały po około 0,9 proc. Po trwającej do połowy ubiegłego tygodnia korekcie silnie rośnie brytyjski FTSE. Dziś około godziny 11.15 zyskiwał już ponad 3,6 proc. Giełdy naszego regionu notowały przyzwoite wzrosty rzędu 1,2-2,2 proc. Reakcja na gorsze dane z USA była dość umiarkowana i miała ograniczony zakres. Indeksy w Niemczech i Wielkiej Brytanii nieco skorygowały wcześniejsze zwyżki. Francuscy inwestorzy przestraszyli się o wiele bardziej i tamtejszy indeks wylądował na niewielkim minusie. Węgrzy przystąpili do wyprzedaży akcji i sprowadzili swój indeks na minus 2,5 proc.
Waluty
REKLAMA
Dość niespokojna jest sytuacja na rynku walutowym. W ubiegły czwartek dolar bardzo się umocnił w stosunku do euro, próbując zaatakować poziom 1,3 dolara za euro. W poniedziałek wahadło odchyliło się jeszcze mocniej w drugą stronę na korzyść wspólnej waluty aż do poziomu 1,34, by dziś mocno korygować ten ruch. „Pomogły” tej korekcie gorsze dane o sprzedaży detalicznej za oceanem, bo wiadomo było, że spowodują pogorszenie sytuacji na giełdach. A to, jak wszyscy już wiedzą, dobrze robi amerykańskiej walucie, która sporymi susami zbliżyła się do poziomu 1,32 dolara za euro.
Wtorek zaczął się dla naszej waluty bardzo dobrze. Za dolara rano trzeba było płacić zaledwie 3,24 zł, jeszcze przed południem sytuacja się zmieniła i amerykańska waluta zdrożała o 5 groszy. Podobnie rzecz się miała w przypadku euro, które rano kosztowało 4,33 zł, a dwie godziny później już 4,37 zł. Za franka około południa trzeba było płacić 2,88 zł, o 3 grosze drożej, niż na początku dnia.
Popołudniowa reakcja na zmiany notowań euro do dolara przyniosła zupełnie nietypowe dla złotego zachowania. Zamiast tradycyjnie tracić, zaczął się umacniać. Około godz. 16.00 za dolara trzeba było płacić znów tylko 3,23 zł, za euro 4,29 zł a za franka 4,84 zł.
Generalnie złoty trzyma się dość mocno, a kilka prób jego osłabienia skończyło się zdecydowaną korektą. Można podejrzewać, że siła naszej waluty jest wspomagana „ćwiczebnymi” operacjami NBP oraz przepuszczaniem na rynku międzybankowym unijnych euro przez „zaprzyjaźniony” z Ministerstwem Finansów Bank Gospodarstwa Krajowego.
Podsumowanie
Okres poświąteczny zaczyna się bardzo obiecująco. Nie brakuje ciekawych zjawisk i obserwacji, których natura na razie jest trudna do rozszyfrowania. Większość z nich zapewne wkrótce się wyjaśni. W każdym razie to znak, że w dalszym ciągu czekają nas interesujące czasy i wydarzenia. Z pewnością jedni będą na nich zarabiać, a inni tracić. Taka jest już natura rynków finansowych.
REKLAMA
REKLAMA