Amerykańskie plany jak plaster miodu
REKLAMA
REKLAMA
Oczywiście lepiej byłoby usłyszeć, że kolejne biliony dolarów nie są już bankom potrzebne. Ale jeśli są, to dobrze wiedzieć, że będą dostarczone. O koszty tej dostawy będziemy się martwić później. Na razie wszyscy się cieszą.
REKLAMA
GPW
REKLAMA
Nasza giełda zaczęła od solidnego, ale nie przesadnego wzrostu. To pozwoliło na kontynuację zwyżki przez dalszą część sesji. Dobre nastroje w Europie tylko nam w tym pomagały. Bardzo dobrze zachowywały się akcje KGHM, rosnące o ponad 5 proc. i papiery dużych banków, które nie ustępowały wiele miedziowemu kombinatowi. Pod koniec dnia jego papiery zyskiwały nawet ponad 7 proc. To oczywiście zasługa rosnących notowań miedzi, które przekroczyły poziom 4028 dolarów za tonę.
Marcowy rajd trwa więc w najlepsze. Dziś jego tempo uległo wyraźnemu przyspieszeniu. To znak, że może mieć on bardziej trwały charakter. WIG20 zyskał na koniec dnia 2,9 proc., a WIG 3,2 proc. Najważniejszym indeksom nie ustępowały wskaźniki małych i średnich spółek. Obroty nie wzrosły zbyt mocno, ale przekraczały miliard złotych, więc pod tym względem nie było najgorzej.
Giełdy zagraniczne
REKLAMA
Azjatyckie parkiety jako pierwsze na świecie miały okazję pokazać reakcję inwestorów na zapowiedź kolejnego amerykańskiego planu wsparcia dla tamtejszego sektora finansowego. Musi on być (sektor oczywiście, nie plan) bardzo pokiereszowany, skoro tak wiele planów i pieniędzy potrzeba do jego ratowania. Reakcja była może nie euforyczna (euforia to teraz 6-7 proc.), ale bardzo pozytywna. Indeksy głównych rynków rosły o 3-4 proc. Nawet nie mający ostatnio zbyt wielu powodów do radości Nikkei się ucieszył, zwyżkując o 3,4 proc.
Giełdy europejskie były bardziej powściągliwe. Wskaźniki zaczęły dzień zwyżkami o nieco ponad 1 proc. W ciągu dnia wiele więcej nie ugrały. Dopiero w samej końcówce zwyżki sięgnęły okolic 2 proc. Spośród dominujących parkietów najsłabszy był londyński. FTSE zaczął od zera i zdołał się wspiąć zaledwie do 0,5 proc. Dzień zakończył wzrostem o 1,8 proc. Najsilniejsze wzrosty notowano w Pradze, Moskwie i Bukareszcie (4-5 proc.).
Waluty
Euro spuściło dziś z tonu wobec dolara. Jeszcze przed południem próbowało przebić czwartkowy szczyt, ale musiało skapitulować. Po godzinie 15.30 za euro trzeba było płacić 1,35 dolara, czyli niemal tyle samo, co w piątek wieczorem. Na kolejne rekordy europejska waluta musi jeszcze poczekać.
Zmaganie euro z dolarem nie przeszkodziły jednak zbytnio złotemu. Rankiem za dolara trzeba było płacić jedynie niecałe 3,32 zł. Później było drożej o 6 groszy, ale końcówka dnia znów należała da naszej waluty, zyskując 2 grosze w stosunku do piątku. Z euro radziliśmy sobie o wiele lepiej. Wspólna waluta nie miała szans ani przez moment. O godz. 15.30 euro można było kupić za niespełna 4,54 zł, czyli o ponad 4 grosze taniej niż w piątek. Podobnie było w przypadku franka. W połowie dnia próbował się umacniać, ale skończył o około 3 grosze taniej niż w piątek.
Podsumowanie
Zwyżka, zapoczątkowana 19 lutego trwa nadal. I wypada się z tego cieszyć. Dziś jej skala została zdecydowanie zwiększona. To też dobrze, ale wypada przestrzec przed nadmiernym optymizmem. W każdej chwili może pojawić się informacja, która spowoduje radykalną zmianę nastrojów. W obecnej, mocno niestabilnej sytuacji, trzeba bardzo uważać, by nie stracić pieniędzy.
REKLAMA
REKLAMA