Freddie Mac znowu ma kłopoty
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Nastroje inwestorów na wszelkie możliwe sposoby próbują poprawić politycy państw uznawanych za najbardziej narażone na utratę płynności. Wypowiedzi premierów poszczególnych członków strefy euro zarzucające spekulantom manipulacje kursami spółek giełdowych i nieuzasadnione fundamentami ataki na wspólną walutę przypominają postawę prezesa Bear Stearns, który w telewizyjnych wywiadach na kilka dni przed ogłoszeniem bankructwa zapewniał, że sytuacja jest pod kontrolą. Z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że dzisiejszy komentarz Jean Claude Trichet'a po decyzji ECB w sprawie stóp procentowych, wpisze się w ten ton albo zawierać będzie reprymendę dla agencji ratingowych.
REKLAMA
Podczas gdy amerykańscy politycy negocjują zakres nowych regulacji sektora finansowego, państwowa agencja udzielająca kredyty hipoteczne wyciąga rękę po kolejne miliardy podatników. Paradoks polega na tym, że reformy mają zapobiec powstawaniu w przyszłości instytucji określanych jako "zbyt wielkie by upaść", lecz jednocześnie w projekcie ustawy przewidziano utworzenie funduszu o wartości 50 mld USD na... ratowanie instytucji finansowych o strategicznym znaczeniu na rynku.
REKLAMA
Freddie Mac straciła w pierwszym kwartale 6,7 mld USD i chociaż to o prawie jedną trzecią mniejsza strata niż przed rokiem, to według władz spółki konieczne będzie dokapitalizowanie jej kwotą 10,6 mld USD. Większość z ogromnych strat spółki wynika obecnie nie z udzielania kredytów o tak niskiej jakości, że po kilkunastu miesiącach stają się nieściągalne (to scenariusz z lat 2006-2008), ale ze zmiany zasad rachunkowości - nakładają one obowiązek wykazywania w księgach także kredytów, których spółka nie posiada ale gwarantuje. Tylko z tego tytułu wartość kapitałów własnych spółki Freddie Mac zmniejszyła się aż o 11,7 mld USD.
Jednocześnie jeśli mówimy o rynku nieruchomości w USA, trudno nie dostrzec efektów wygasania rządowego programu dopłat, dzięki któremu osoby kupujące po raz pierwszy dom mogą liczyć nawet na kilkanaście tysięcy dolarów ulgi. Nie chodzi nawet o skokowy wzrost aktywności kupujących w okolicach Miami (wzrost o 43 proc. m/m oraz r/r) czy Phoenix, bo to prawdopodobnie krótkotrwały rezultat "podkradania popytu z przyszłości", ale o uruchamianie przez banki produktów hipotecznych, których rynek przez ponad dwa lata znajdował się w stanie hibernacji.
Zobacz też: Komentarze rynkowe
REKLAMA
REKLAMA