Propozycje zmian w VAT, by walczyć z oszustwami
REKLAMA
REKLAMA
Zasadą VAT-u jest to, że płacą go kolejni dostawcy, obciążając podatkiem (który przekazują fiskusowi) swojego odbiorcę, który - w ramach działalności gospodarczej - ma prawo do jego zwrotu od władz podatkowych. Dopiero ostateczny nabywca (np. klient w sklepie) nie ma możliwości ubiegania się o zwrot i to na niego spada ciężar zapłacenia podatku.
REKLAMA
Inaczej jest, kiedy towar albo usługa trafia do innego kraju UE. Co do zasady, dostawca nie obciąża VAT-em swojego dostawcy, gdyż dobra i usługi krążą po UE wolne od VAT; podatek jest pobierany dopiero między dostawcą a odbiorcą na poziomie krajowym. To właśnie stało się furtką do nadużyć. Nieuczciwe firmy zarabiają, wysyłając np. partię telefonów komórkowych do wspólnika w innym kraju. Dostawca, firma A, nie nalicza VAT swojemu odbiorcy, czyli firmie B. Ona sprzedaje towar firmie C, pobierając VAT. Jednak zamiast oddać go fiskusowi, znika. Nabywca, czyli firma C, dostaje zgodnie z prawem od fiskusa zwrot podatku, który przecież zapłaciła swojemu dostawcy. I wysyła towar z powrotem za granicę do wspólników, by proceder powtórzyć od nowa.
REKLAMA
Na tym mechanizmie, zwanym karuzelą VAT (w rzeczywistości dużo bardziej skomplikowanym i angażującym wiele krajów i pośredników), tracą budżety narodowe. Ile dokładnie - KE nie wie, bo kraje członkowskie unikają publikowania danych. KE podaje jedynie ogólne szacunki: oszustwa podatkowe kosztują 2-2,5 proc. PKB, czyli 200-250 mld euro rocznie w całej UE, a oszustwa VAT-owskie mają skalę kilkudziesięciu miliardów euro. Dokładniejsze obliczenia trwają i KE ma je ujawnić w ciągu kilku tygodni.
Zastosowanie mechanizmu samoobliczenia przez ostatecznego nabywcę biznesowego pozwalałoby uniknąć powtarzania płacenia i zwrotu podatku - nie byłoby więc pola do nadużyć. Dlatego KE proponuje, by kraje członkowskie miały możliwość wprowadzenia reverse charge mechanism u siebie. Dotąd niektóre stolice były jednak temu przeciwne, bojąc się nieuczciwej konkurencji podatkowej - wyjątek wywalczyła sobie Wielka Brytania, gdzie skala oszustw była nadzwyczaj duża (nawet 3 mld euro rocznie). Podejście krajów członkowskich zmieniło się w ciągu ostatnich miesięcy, gdy wyszło na jaw, że karuzela VAT objęła uprawnienia do emisji CO2 w unijnym systemie handlu emisjami (ETS), sprzedawane na specjalnych giełdach. Tym samym potencjalne straty dotyczą praktycznie wszystkich krajów UE.
Propozycja KE ma charakter pilotażowy. Zgodnie z projektem dyrektywy, mechanizm samoobliczania dotyczyłby handlu uprawnieniami do emisji CO2 (traktowanymi jako usługi i opodatkowanymi w kraju odbiorcy) oraz wybranych dowolnie przez kraje trzech z czterech kategorii towarów: telefonów komórkowych, metali szlachetnych, mikroprocesorów i perfum - bo ich dotyczy najwięcej oszustw. KE proponuje, by nowy system wprowadzić tylko do 2014 r. i na razie sprawdzić, czy pomaga przeciwdziałać oszustwom. Kraje, które skorzystałyby z propozycji, musiałyby udokumentować wyniki. Potem KE oceniłaby, czy warto system utrzymać.
Unijny komisarz ds. podatków i ceł Laszlo Kovacs był dotąd zwolennikiem bardziej radykalnych rozwiązań, takich jak pobieranie VAT w kraju pochodzenia. Ostatecznie zgodził się na reverse charge mechanism, m.in. po aferze z oszustwami podatkowymi na wielomilionową skalę wokół uprawnień do emisji CO2 na giełdzie w Paryżu, w którą zaangażowani byli brytyjscy pośrednicy. "Karuzela VAT naraża na szwank finanse krajów członkowskich i powinny one dysponować środkami, by ją skutecznie zwalczać. Jednak działania trzeba podejmować w sposób spójny w całej UE" - oświadczył komisarz drogą komunikatu prasowego.
Do przyjęcia propozycji trzeba będzie jednomyślności ministrów finansów krajów członkowskich i opinii Parlamentu Europejskiego. KE liczy, że stanie się to w ciągu kilku miesięcy.
REKLAMA
REKLAMA