Rady pracowników zaczną niebawem funkcjonować w prywatnych polskich firmach. Związki zawodowe i pracodawcy wypracowali już kompromisowy projekt ustawy w tej sprawie.
Członków rady – byłoby ich maksymalnie siedmiu – powoływać mają przedstawiciele reprezentatywnych organizacji związkowych działających u pracodawców. Jeśli takie związki nie działają w firmie, wówczas przedstawicieli wspomnianego gremium wyłaniać będą
pracownicy. To jedno z rozwiązań, jakie zapisano w kompromisowym projekcie ustawy o informacji i prowadzeniu konsultacji z pracownikami, którego autorem są pracodawcy i związkowcy. Inne przewiduje, że jeśli rada została powołana u pracodawcy, u którego nie działała organizacja związkowa, to w chwili powstania związku zostaje ona rozwiązana, a następnie powołana przez przedstawicieli związkowych.
Okresy przejściowe
Projekt ustawy ponadto przewiduje jednak wprowadzenie okresów przejściowych na wprowadzenie rad w polskich firmach. W firmach zatrudniających więcej niż 100 pracowników miałyby one funkcjonować od 23 marca 2007 roku, a u pracodawców zatrudniających od 50 do 100 osób mogłyby powstać rok później. W okresie przejściowym w firmach tych zarówno przedstawiciele związków zawodowych (jeśli działają u danego pracodawcy), jak i pracowników, mieliby możliwość zawarcia z pracodawcą porozumienia, w którym ustalono by zasady funkcjonowania w firmie systemów informacyjno-konsultacyjnych.
Z kompromisowego projektu zadowolony jest Związek Rzemiosła Polskiego. Proponowane regulacje zakładają, że do liczby zatrudnionych osób, od której zależy wielkość
rady pracowników, nie będą wliczani pracownicy
młodociani zatrudnieni w celu przygotowania zawodowego. Jerzy Bartnik, prezes ZRP, jest zdania, że gdyby w życie wszedł proponowany przez rząd przepis, zgodnie z którym takie osoby również byłyby brane pod uwagę przy ustalaniu liczby zatrudnionych w zakładzie pracy, to wówczas osoby te, bez doświadczeń zawodowych i odpowiedniej wiedzy o firmie i zarządzaniu nią, stawiane byłyby na równi z innymi pracownikami.
Kliknij aby zobaczyć ilustrację.Nie wszyscy zadowoleni
Do kompromisu nie przyłączył się Andrzej Malinowski,
prezydent Konfederacji Pracodawców Polskich, który nie podpisał porozumienia (sygnowali je: Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych Lewiatan, Business Centre Club, Związek Rzemiosła Polskiego, OPZZ, Solidarność oraz Forum Związków Zawodowych).
Według niego bowiem,
projekt ustawy opracowany przez pozostałych partnerów społecznych nie realizuje podstawowych celów przewidzianych w unijnej dyrektywie, która nakłada na nas obowiązek wprowadzenia systemów informacyjno-konsultacyjnych. Zgodnie z unijną regulacją – jak stwierdził – należy usankcjonować istniejące w zakładach pracy formy informowania i przeprowadzania konsultacji z pracownikami. Tymczasem w projekcie brak takiego rozwiązania.
– Proponuje się w nim, by
związki zawodowe posiadały monopol na wskazywanie członków rady pracowniczej. Nie podważam znaczenia i zasadności funkcjonowania związków, ale według dyrektywy, beneficjentami jej regulacji są pracownicy, a nie związki zawodowe. W związku z tym
prawo do wskazywania i wyboru kandydatów rady powinno przysługiwać tylko pracownikom – podkreślił Andrzej Malinowski.
Zagrożeni karą
Polska do 23 marca 2005 r. powinna wprowadzić systemy informacyjno-konsultacyjne i tym samym wdrożyć dyrektywę 2002/14WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 11 marca 2002 r. ustanawiającą ogólne ramowe warunki informowania i przeprowadzania konsultacji z pracownikami we Wspólnocie Europejskiej. Tymczasem Sejm poprzedniej kadencji nie zdążył zakończyć prac legislacyjnych nad projektem ustawy. Przez to opóźnienie Komisja Europejska wszczęła przeciwko Polsce procedurę sprawdzającą stan wdrożenia dyrektywy. Jednak, w związku z wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi, przesunęła nam ostateczny termin na wdrożenie unijnych regulacji do połowy marca 2006 r. Procedury jednak nie przerwała. Oznacza to, że jeśli i tym razem Polska nie dopełni na czas wszystkich formalności, wówczas KE skieruje sprawę do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Ten z kolei może nałożyć na nas wysokie kary za opóźnienia.
Izabela Rakowska-Boroń