Problemy z gruntami
REKLAMA
REKLAMA
– Według opisu, działka miała być świetna: dobra lokalizacja, równy teren, własność gminna. Na miejscu zobaczyliśmy, że grunt jest podmokły, częściowo zalesiony, w dodatku należący w większej części do innego właściciela, a gmina dopiero miała go wykupić – mówi Barbara Sawicz, dyrektor Departamentu Współpracy Regionalnej PAIiIZ.
REKLAMA
REKLAMA
Teraz pracownicy PAIiIZ sami sprawdzają każdą lokalizację według opracowanych standardów ofert, badając strukturę właścicielską, stan infrastruktury i dróg dojazdowych, a gminy do oferty muszą dołączyć 8-stronicowy formularz dokładnie opisujący proponowany teren. Pomocne okazują się także działające już we wszystkich województwach centra obsługi inwestora, w praktyce będące przedstawicielami agencji w terenie, pomagające i doradzające w wyszukiwaniu odpowiednich lokalizacji. Ale gminni urzędnicy skarżą się, że w wielu przypadkach stają przed barierami nie do przebycia.
Na zorganizowanym w ubiegłym tygodniu spotkaniu przedstawicieli gmin województwa zachodniopomorskiego zwracano uwagę na kwestię wartości nieruchomości inwestycyjnych, szacowanych przez zewnętrznego specjalistę. Otóż gmina nie może zaoferować inwestorowi ceny niższej od tej znajdującej się w wycenie, chyba że zrobi to po ogłoszonym wcześniej przetargu. Takie rozwiązanie wydłuża jednak procedury sprzedaży, co dla wielu inwestorów oczekujących szybkiej transakcji jest czynnikiem zniechęcającym. Problem cen pojawia się także w przypadku działek prywatnych, których właściciele żądają kwot zdecydowanie wyższych niż w Czechach lub na Słowacji. Jeśli cena gruntów w rejonie Warszawy sięga kwoty 36 euro za metr, to w słowackich parkach przemysłowych można je kupić za 1,37 euro. Podobnie jest przypadku inwestycji biurowych typu shared centers, gdzie proponowane stawki sięgają 20 dolarów za metr kwadratowy, podczas gdy akceptowalna dla inwestorów stawka nie powinna przekraczać 10 dolarów.
– To nie jest oferta. Zapominamy, że oni przychodzą do Polski po to, by obniżać koszty, a nie podwyższać – mówi Sebastian Mikosz, wiceprezes PAIiIZ. Największym zmartwieniem gmin są jednak nie ceny, a brak pieniędzy na przygotowanie infrastruktury terenów pod inwestycje: przykładowo w Świnoujściu „zaporowym” kosztem w przypadku jednej z działek są wydatki na doprowadzenie energii elektrycznej. Problemy pojawiają się także w kwestii przygotowania samorządowców do negocjacji z zagranicznymi partnerami: znajomość języków obcych jest bardzo słaba, a większość urzędników nie ma pojęcia, że inaczej rozmawia się z Chińczykiem, zupełnie inaczej np. z Koreańczykiem.
Adam Woźniak
REKLAMA
REKLAMA