Czekamy na rynek amerykański
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA
Można założyć, że im bardziej będą w ciągu dnia malały szanse na wyraźne odbicie w Ameryce, tym w Europie będzie narastała skłonność do pozbywania się akcji. Nasz rynek jest w specyficznym położeniu. Inwestorzy mają świadomość, że wypadki w minionym tygodniu nie potoczyły się po myśli posiadaczy akcji, czego najważniejszym dowodem był powrót WIG poniżej sierpniowego szczytu. W piątek rynek w ciągu dnia wykonał ruch powrotny w jego kierunku, ale sesję ostatecznie zakończył blisko środowego zamknięcia, które było najniższe w ubiegłym tygodniu. Jednocześnie dotychczasowe zniżki nie były na tyle duże, by można było przesądzać o tym, że trend w dłuższym terminie zmienił się na malejący. WIG nie zszedł poniżej 3-miesięcznej średniej, co można byłoby traktować jako potwierdzenie przesilenia. Sygnał byłby tym silniejszy, że taka średnia powstrzymała spadek podczas korekty trwającej od połowy czerwca do połowy lipca.
REKLAMA
Brak w ostatnim czasie reakcji inwestorów w Ameryce na korzystne wiadomości (głównie dotyczące wyników spółek w III kwartale) jest chyba najpoważniejszym ostrzeżeniem przed zmieniającym się klimatem na rynkach akcji. Widać, że weszły w fazę, gdzie inwestorzy chcą widzieć potwierdzenie dla obecnych cen akcji. Zresztą jest to zgodne ze zwyczajowym podejściem, gdzie przyjmuje się, że giełda wyprzedza zjawiska gospodarcze o 6-9 miesięcy. Skoro więc ceny akcji zaczęły iść w górę wiosną to późna jesień jest czasem, kiedy optymizm inwestorów powinien znajdować uzasadnienie fundamentalne. Taką diagnozę potwierdza też zestawienie współczynnika cena/zysk z wartością wskaźnika wyprzedzającego, jakim jest ISM. Dziś w Ameryce poznamy jego październikową wartość. Ma podnieść się do 53 pkt. Będzie to poziom nieco niższy niż w przeszłości odpowiadał sytuacji, w której cena/zysk dla S&P 500 sięgał 21 (tyle obecnie on ma). Jesteśmy więc w sytuacji, gdzie rzeczywistość wciąż musi udowadniać, że nadąża za oczekiwaniami.
REKLAMA
Kolejne miesiące ożywienia gospodarczego w coraz większym stopniu skłaniają do oczekiwania na to, że perspektywy dla firm zaczną się przekładać na poprawę kondycji konsumentów. Tymczasem wciąż szans na to nie widać. Nie dziwi więc, że inwestorzy zaczynają nerwowo reagować na wszelkie doniesienia związane z sytuacją konsumentów. Ich trudne położenie (w USA relacja kredytów do dochodów w ich przypadku pozostaje na poziomie 114,5% wobec rekordu z marca tego roku na wysokości 115,8%, co ogranicza możliwości zwiększania wydatków) nie pozwala z pełnym przekonaniem liczyć na to, że zwiększona produkcja spotka się ze wzrostem zapotrzebowania.
Październikowy indeks PMI w Chinach nie rozczarował. Osiągnął 55,2 pkt. Znajduje się zatem w dość typowym dla siebie obszarze, w jakim poruszał się od 2005 r. do połowy 2008 r. To wskazuje, że aktywność w gospodarce Państwa Środka wróciła do poziomu sprzed kryzysu. Kluczową wątpliwością pozostaje jednak to, czy uda się ją utrzymać na stałe. Jednocześnie warto zauważyć, że od początku 2005 r. PMI był na wyższym poziomie niż w październiku tego roku w 25% przypadków. To pokazuje, że potencjał dalszej poprawy nie jest już tak duży. Cykliczny dołek wypadł w listopadzie 2008 r. Od tego czasu jedynie w 1 miesiącu PMI odnotował spadek.
Kurs euro w dolarach
Ostatnie zniżki naruszyły silną pozycję euro względem dolara, ale jeszcze jest zbyt wcześnie, by mówić o odwróceniu średnioterminowego trendu. Kurs EUR/USD przełamał wrześniowy szczyt, ale nie zszedł jeszcze poniżej bariery 1,45, przy której to można upatrywać kluczowego w średnim okresie wsparcia. Teraz przełamany wrześniowy szczyt przy 1,485 stanowi opór. Dopóki notowania pozostają poniżej niego realne są dalsze zniżki euro.
Utrzymuje się przy tym silna zależność wydarzeń na rynkach akcji oraz dolara. Wciąż też kondycja amerykańskiej waluty ma istotny wpływ na wydarzenia na emerging markets, gdyż zachowanie dolara silnie oddziałuje na ceny surowców.
Z technicznego punktu widzenia bardzo istotny jest przebieg MACD. Stopniowo zbliża się do poziomu równowagi . Jego przełamanie byłoby silnym argumentem na rzecz trwalszego ruchu w dół euro.
REKLAMA
REKLAMA