Czas na korektę wzrostów
REKLAMA
REKLAMA
GPW
REKLAMA
Indeksy w Warszawie zaczęły od spadków, początkowo niewielkich, nie przekraczających pół procenta. Z czasem sytuacja się pogarszała, ale spadek WIG20 o 1,5 proc. żadnym dramatem nie jest, szczególnie jeśli popatrzy się na wykres z perspektywy ostatnich kilkunastu sesji. Choć niewielka dynamika zwyżki i występujące na przemian białe i czarne świece mogą być interpretowane jako objawy słabości rynku i braku zdecydowania ze strony inwestorów, to wydaje się, że w otoczeniu, z którego nie płyną żadne pocieszające wieści, taki spokojny wzrost ma woje zalety i szansę utrzymać się dłużej. Główne indeksy starają się, na razie bez powodzenia, wyjść ponad średnią 45-sesyjną. Ale układ średnich jest jak najbardziej „byczy”. Po południu jednak nastroje jeszcze nieco się popsuły. Może to nieco niepokoić, nastąpiło bowiem po publikacji danych makroekonomicznych, które jeśli chodzi o Stany Zjednoczone (liczba wydanych pozwoleń na budowę i dynamika cen produkcji) były nieco lepsze od oczekiwań, a w przypadku Polski (zatrudnienie i przeciętne wynagrodzenie) były zgodne z oczekiwaniami. Ostatecznie WIG20 zakończył dzień spadkiem o 2,12 proc., a WIG o 1,3 proc., przy obrotach sięgających 980 mln zł.
Giełdy zagraniczne
REKLAMA
Bardzo kiepska końcówka sesji w Stanach Zjednoczonych, w trakcie której skasowane zostały dość pokaźne zyski wypracowane w pierwszej części dnia, nie mogła nastrajać zbyt optymistycznie. Giełdy azjatyckie jednak wcale się tym nie przejęły i w większości notowały spore wzrosty, za wyjątkiem Hong Kongu. Indeksy w Korei i Japonii zwyżkowały o ponad 3 proc.
Europejskie parkiety były już o wiele bardziej sceptyczne. Zaczęły od spadków o około 1 proc. i tak już zostało przez większą część przedpołudniowej części sesji. Na razie pogorszenie nastrojów można tłumaczyć korygowaniem wcześniejszych zwyżek, świadczących o nadmiernym chyba optymizmie inwestorów. Później przyszło osłabienie i spadki głównych wskaźników sięgały 1,5-2 proc.
Waluty
Po kilku dniach ostrego marszu w górę, dziś złoty nieznacznie się osłabiał. Przed południem za dolara trzeba było płacić 3,43 zł, o grosz więcej, niż w poniedziałek, euro kosztowało 4,46 zł, o nieco ponad grosz więcej, a frank niecałe 2,9 zł. Z jednej strony te niewielkie ruchy można traktować jako korektę poprzedniej zwyżki, z drugiej zaś strony, to wynik zmian na rynku światowym. Dolar lekko się dziś bowiem umacniał w stosunku do euro, schodząc nieznacznie pod poziom 1,3 dolara za euro. Po południu złoty zaczął tracić dużo mocniej, 7 groszy do dolara i euro oraz prawie 5 groszy do franka. Dolar w stosunku do euro też zwiększył swą siłę i dążył do poziomu 1,29 dolara za euro. Około godziny 16.00 za dolara trzeba było płacić już prawie 3,5 zł, za euro 3,52 zł a za franka niemal 2,95 zł.
Podsumowanie
Dzisiejsze pogorszenie nastrojów na warszawskiej giełdzie należy traktować jako niegroźną korektę trwających od kilkunastu dni wzrostów. Niepokoić może nieco, że dokonała się ona przy nieco większych niż w poniedziałek obrotach. Dalszy rozwój sytuacji będzie zależał od danych makroekonomicznych, jakie poznamy w najbliższym czasie: jutro o produkcji przemysłowej w Polsce, w czwartek dowiemy się jak ta wielkość kształtowała się w strefie euro. Jutro też możliwe jest, że Ben Bernanke wleje kolejną dawkę optymizmu w serca inwestorów. Choć Fed stóp już raczej nie obniży, bo nie ma jak, to jednak komunikat po jutrzejszym posiedzeniu może dodać rynkom animuszu.
REKLAMA
REKLAMA