Inwestorzy docenili polską gospodarkę
REKLAMA
REKLAMA
To może być dobry znak na najbliższą przyszłość. Wydaje się też, że inwestorzy zaczynają dostrzegać specyfikę polskiej gospodarki, która choć słabnie, ma się o wiele lepiej, niż większość innych. Nasza giełda należała do najsilniejszych w Europie.
REKLAMA
GPW
REKLAMA
Warszawska GPW zaczęła dzień od spadku indeksów. Wskaźnik największych spółek tracił około 2 proc., a WIG nieco ponad 1,3 proc. Biorąc pod uwagę piątkowe dane zza oceanu, można powiedzieć, że reakcja na nie była wyjątkowo stonowana. Tym bardziej, że i Azja i parkiety europejskie zareagowały o wiele bardziej nerwowo. Notowaniom na naszym rynku nie pomagały też opublikowane wyniki finansowe naszych spółek. W przypadku PGNiG były o wiele gorsze, niż się spodziewano (strata netto wynosząca 310 mln zł). Zysk BZ WBK, wynoszący zaledwie 41 mln zł znacznie odbiegał od oczekiwań analityków (stanowił zaledwie jedną czwartą tego, czego się spodziewano). Wrażenie mogła zrobić też potężna, przekraczająca 900 mln zł strata Lotosu. Pierwsze reakcje na te dane były dość wyraźne. Papiery BZ WBK traciły początkowo nawet 8 proc., walory PGNiG spadały o 3 proc.
Z czasem jednak sytuacja ulegała zdecydowanej poprawie. Indeksy zdołały wyjść na plus i utrzymać tę zdobycz, mimo mocno niesprzyjającej atmosfery na najważniejszych rynkach europejskich. Poprawa sytuacji nabrała rumieńców po publikacji danych o PKB Polski w IV kwartale ubiegłego roku. Okazało się, że nasza gospodarka wzrosła o 2,9 proc. To dodało animuszu kupującym. Niestety wzrostowi indeksów nie towarzyszyło zwiększenie się obrotów. Kontynuacja spadków za oceanem na początku dzisiejszej sesji w USA nie była w stanie odebrać bykom zwycięstwa w Warszawie i dzień zakończył się u nas niewielką zwyżką (WIG20 zyskał 0,57 proc. a WIG 0,36 proc.).
Giełdy zagraniczne
Piątkowe zakończenie sesji w Stanach Zjednoczonych nie było optymistyczne, ale też po fatalnych danych można się było spodziewać o wiele większych spadków. Tymczasem Dow Jones zniżkował o niespełna 1,7 proc., a S&P o 2,4 proc. O wiele bardziej nerwowa była reakcja parkietów w Azji. Indeksy giełd w Hong Kongu i Tokio zniżkowały o ponad 3,8 proc. Na plusie był jedynie wskaźnik giełdy w Szanghaju, który zyskał 1,5 proc.
Początek sesji w Europie również był dość pesymistyczny. Główne indeksy traciły po około 2,5 proc. Mimo tzw. negatywnego sentymentu do rynków Europy Środkowo-Wschodniej, spadki na ich parkietach był znacznie łagodniejsze, niż w Paryżu, Frankfurcie, czy Londynie. W ciągu dnia, sytuacja nie uległa większym zmianom. A jeśli już, to na gorsze. Krótko przed zakończeniem handlu niemiecki DAX i brytyjski FTSE traciły ponad 2,2 proc., a francuski CAC40 ponad 3 proc. Na plusie była jedynie Warszawa i Budapeszt.
Waluty
Dzień dla naszej waluty zaczął się fatalnie. Złoty tracił w stosunku do głównych walut po 2-3 proc. W przypadku dolara oznaczało to chwilami stratę nawet 14 groszy w porównaniu do piątku. Za franka trzeba było płacić o 7-9 groszy więcej, a za euro o 9-12 groszy drożej, niż pod koniec ubiegłego tygodnia. To skutek pogorszenia się nastrojów na światowych rynkach finansowych w związku z bardzo złymi informacjami gospodarczymi płynącymi ze Stanów Zjednoczonych. Paradoksalnie w takiej sytuacji następuje najczęściej umocnienie się dolara, co skutkuje spadkiem notowań złotego i innych walut naszego regionu. Pod koniec dnia sytuacja nieco się poprawiła i ustabilizowała. Za dolara trzeba było płacić 3,77 zł, o 11 groszy więcej niż w piątek, za euro 4,75 zł (o nieco ponad 9 groszy drożej) a za franka nieco ponad 3,21 zł (wzrost o 7 groszy).
Podsumowanie
Wbrew bardzo pesymistycznym oczekiwaniom po ogłoszonych w ubiegły piątek fatalnych danych, dotyczących amerykańskiej gospodarki i sporym spadkom tamtejszych indeksów giełdowych, do trzęsienia ziemi nie doszło. Atmosfera na giełdach daleka jest od optymizmu, ale większość analityków spodziewała się, że będzie o wiele gorzej. Być może to pierwszy sygnał, że złe wiadomości są już uwzględnione w cenach akcji a kto się bał najgorszego, papierów pozbył się już wcześniej. To krucha przesłanka prognozowania rychłej poprawy sytuacji, ale po kilkudziesięcioprocentowych spadkach cen, odreagowanie w końcu musi nastąpić i może ono być równie gwałtowne.
REKLAMA
REKLAMA