Czy nastąpił koniec kryzysu w strefie euro?
REKLAMA
REKLAMA
Światowa gospodarka
REKLAMA
REKLAMA
Polityka pieniężna kraju takiego jak Polska ma znikomy wpływ na kursy produktów rolnych i energii, które kształtują się na rynkach światowych. Jak wiadomo, ceny surowców poszybowały w górę w drugiej połowie ubiegłego roku. Mimo tego, potencjalnie małego, wpływu krajowej polityki monetarnej na wzrost cen, należy zakładać, że RPP zdecyduje się na podwyżki stóp procentowych już styczniu. Radę skłonią do tego obawy o ewentualne wystąpienie tzw. „efektu drugiej rundy”, co mogłoby zwiększyć dynamikę wzrostu inflacji, która już teraz w szybkim tempie zbliża się do górnej granicy celu NBP.
REKLAMA
Rynki od dłuższego czasu oczekują na rozpoczęcie procesu zaostrzania polityki pieniężnej. W ostatnich miesiącach wyraźnie rosły rentowności obligacji oraz koszt pieniądza na rynku międzybankowym. WIBOR 3M od października zwyżkował o kilkanaście punktów bazowych (1 pb = 1/100 punktu procentowego). Kontrakty FRA, czyli kontrakty terminowe na przyszłą wysokość stopy procentowej, tylko od początku roku zwyżkowały o około 30 pb i ich obecne notowania zwiastują przynajmniej 2 podwyżki stóp w okresie najbliższych trzech miesięcy, o 25 punktów bazowych każda. Wyższe stopy oznaczać będą wzrost kosztu obsługi kredytów złotowych. Oczekiwania na podwyżkę stóp wpłynęły natomiast korzystnie na wysokość raty, płaconej przez posiadaczy kredytów walutowych, ponieważ doprowadziły do wyraźnego wzmocnienia notowań polskiej waluty.
Przyzwyczailiśmy się już do tego, że amerykański rynek nieruchomości negatywnie zaskakuje. Indeks odzwierciedlający zmiany liczby wniosków o kredyt hipoteczny w USA wzrósł, ale odbyło się to głównie dzięki aplikacjom o refinansowanie istniejącego już zadłużenia. Natomiast liczba wniosków o kredyt, przeznaczony bezpośrednio na zakup lokum, mocno spadła. Rynkowi nieruchomości wciąż trudno jest odbić się po kryzysie. Chwilowo pomogły mu ulgi podatkowe dla nabywców pierwszych w swoim życiu domów, ale po ich wygaśnięciu w kwietniu ubiegłego roku wyraźnie spada aktywność deweloperów oraz ceny mieszkań i domów. Kontynuowanie spadku cen nieruchomości może okazać się dość poważnym zagrożeniem dla trwałości ożywienia, obserwowanego obecnie w amerykańskiej gospodarce. W bieżącym tygodniu będziemy mieli szansę zapoznać się z kilkoma ważnymi wskaźnikami, obrazującymi kondycję amerykańskiego rynku nieruchomości. Opublikowana zostanie ilość wydanych pozwoleń na budowę, rozpoczętych budów oraz dane na temat sprzedaży domów na rynku wtórnym. Wszystkie informacje dotyczyć będą grudnia ubiegłego roku.
Dowiedz się także: Jakie są najmłodsze indeksy na GPW?
Mocno i ponad oczekiwania wzrosła liczba nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych Amerykanów. Ostatnio obserwacja wyraźnego trendu spadkowego tej zmiennej dawała nadzieję na poprawę sytuacji na rynku pracy, mimo, że niedawno opublikowany, oficjalny raport o zatrudnieniu nieco rozczarował. Zeszłotygodniowy odczyt może zachwiać wiarę w tego typu konkluzje. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że przyrost liczby wnioskujących o zasiłek w dużym stopniu mógł wynikać z jednorazowego i niepowtarzalnego w najbliższym czasie czynnika, jakim jest nagromadzenie się odwlekanych aplikacji. Po pierwsze, z wielu powodów, niektórym bezrobotnym opłacało się poczekać ze złożeniem wniosku do rozpoczęcia nowego roku. Po drugie, nie bez znaczenia pozostały zaległości w obsłudze administracyjnej, które narosły podczas krótszych, świątecznych tygodni. Dlatego też dla oceny, czy doszło do ewentualnej zmiany trendu, czy też nastąpiło jednorazowe wahnięcie, szczególnie ważna będzie publikacja wskaźnika w najbliższy czwartek.
Największa gospodarka świata wciąż jednak znajduje się w fazie ożywienia. Nadzieję na to, że wzrost zatrudnienia w USA nabierze trwałego charakteru, dały piątkowe dane o dynamice produkcji przemysłowej. Okazało się, że zwiększa się ona szybciej niż oczekiwali tego analitycy. Optymizm może schłodzić jedynie fakt, że za dużą część skoku odpowiadały przedsiębiorstwa użyteczności publicznej, które zwiększały produkcję z powodu bardziej srogiej niż zazwyczaj zimy. Sprzedaż detaliczna była z kolei niższa od oczekiwań rynku, ale i tak można dostrzec tutaj umiarkowany, zdrowy trend wzrostowy. Inflacja była wyższa niż się spodziewano. Porównanie z inflacją bazową, czyli wskaźnikiem nieuwzględniającym cen żywności i energii, skłania do wniosków, że za nieco lepszą dynamikę wzrostu cen odpowiada głównie drożejąca ropa. Przyspieszenie gospodarki nie jest jeszcze inflacjogenne. Luźna polityka monetarna także nie przekłada się na przyrost cen, ponieważ wciąż stopień wykorzystania zdolności produkcyjnych w USA pozostaje na niskim poziomie.
Trendy na giełdzie
Indeks akcji pięciuset największych spółek, notowanych na giełdzie w Nowym Jorku, wzrósł siódmy tydzień z rzędu. Jest to najdłuższa seria tygodniowych wzrostów od maja 2007 roku. Inwestorzy oczekują dobrych wyników za czwarty kwartał 2010. Rozpoczął się właśnie sezon publikacji. Rezultaty finansowe sześciu na siedem przedsiębiorstw, które do tej pory ujawniły swoje raporty, były lepsze od oczekiwań analityków. JPMorgan Chase opublikował rekordowy zysk kwartalny. Tak długa seria aprecjacji cen akcji potwierdza trend wzrostowy, ale powoduje też znaczny wykup rynku i powinna w najbliższym czasie zaowocować korektą techniczną. Dlatego w bieżącym tygodniu wysoce prawdopodobne są mocne spadki na Wall Street.
Lepsze nastawienie inwestorów do finansów państw peryferyjnych strefy euro przełożyło się na zanegowanie pierwszego, niepokojącego sygnału technicznego, jakim było przebicie od góry wzrostowej linii trendu na głównym indeksie GPW. Po silnych spadkach w ubiegły poniedziałek akcje szybko i z naddatkiem odrobiły straty. Nawet w czasie największych spadków, indeksom daleko było jeszcze do najważniejszych poziomów wsparcia. Nadal więc, także na warszawskiej giełdzie, obowiązuje trend wzrostowy. Indeks mniejszych spółek, sWIG80, wyraźnie odrabiał zaległości z 2010 roku. Od początku roku zyskał już 2,8%, podczas gdy indeks największych spółek WIG20 stracił 1,4%. Możliwość wystąpienia korekty w USA oraz wciąż niepewna sytuacja na froncie kryzysu fiskalnego strefy euro mogą w najbliższym czasie skutkować relatywnie dużą słabością firm o największej kapitalizacji. W tym przypadku duży wpływ na notowania mają inwestorzy zagraniczni.
Polecamy serwis: Kursy walut
Ryzyko inwestycyjne
Miniony tydzień przyniósł bardzo silny spadek rentowności długu państw peryferyjnych strefy euro oraz notowań instrumentów zabezpieczających przed niewypłacalnością tych krajów. Tak dynamiczny zwrot akcji miał wiele powodów. Po pierwsze Japonia wyraziła chęć zakupu obligacji, emitowanych w ramach Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej. Wcześniej zamiar kupowania długu Hiszpanii zapowiadały Chiny. Prawdopodobnie inwestorzy uznali, że niewykluczone są kolejne tego typu deklaracje ze strony innych państw, dysponujących nadwyżkami w bilansie handlowym i dużymi rezerwami walutowymi. Po drugie kanclerz Niemiec Angela Merkel zapowiedziała, że kraj, któremu przewodzi, zrobi wszystko, co będzie konieczne, aby powstrzymać kryzys strefy euro. Warto wspomnieć, że jej wypowiedź zaowocowała stosunkowo silnym wzrostem rentowności niemieckich obligacji. Po trzecie, sami inwestorzy wykazali niemałe zaufanie do finansów Portugalii, Hiszpanii i Włoch, zgłaszając duży popyt na obligacje emitowane w ubiegłym tygodniu przez te kraje.
Czy ten, dosyć nieoczekiwany, wzrost zaufania oznacza początek końca kryzysu fiskalnego w strefie euro? Niestety wiele wciąż wskazuje na to, że była to tylko „techniczna korekta”, typowa dla okresów, gdy znacząca większość uczestników rynku zaczyna mieć identyczne poglądy. Dwa tygodnie temu przekonania o nieuchronnej, silnej eskalacji kryzysu były już bardzo powszechne. Takie momenty są najlepsze, aby działający z wyprzedzeniem inwestorzy mogli zamknąć otworzone wcześniej, krótkie pozycje na europejski dług. Trudno jednak wyobrazić sobie, że czynniki, które w ubiegłym tygodniu uspokoiły rynki, pomogą w rozwiązaniu problemu w długim okresie czasu. W krótkim, może nawet w średnim okresie pomagają one wybrnąć z braku płynności. W żadnym razie nie rozwiązują jednak problemu narastającego zadłużenia i wysokich kosztów jego obsługi.
W piątek przedstawiciel MFW stwierdził, że Unia Europejska ma jeszcze wiele do zrobienia, aby na stałe pozbawić inwestorów sceptycyzmu odnośnie długoterminowej wypłacalności państw peryferyjnych strefy euro. Również wpływowy tygodnik The Economist w najnowszym numerze wyraźnie wskazuje na to, iż restrukturyzacja długu wydaje się być nieuchronna. Z obliczeń analityków tego magazynu wynika, że wysokość długu Grecji, Irlandii i Portugalii, mimo wprowadzanych tam reform, ustabilizuje się dopiero w 2015 rok i osiągnie wtedy wysokość odpowiednio 165%, 125% i 100% w stosunku do PKB. Ten poziom, przy dużym udziale kapitału zagranicznego w finansowaniu i wysokich kosztach obsługi długu, zdaniem The Economist niemal gwarantują konieczność restrukturyzacji. Tygodnik podpowiada, że lepiej będzie dokonać jej jak najszybciej. Ryzyko kolejnej fali eskalacji kryzysu jest wciąż wysoce prawdopodobne.
REKLAMA
REKLAMA
© Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A.