W jakim kierunku zmierzają dyskonty?
REKLAMA
REKLAMA
Dyskonty na fali wzrostu
REKLAMA
Bliskość, łatwość dotarcia, bezpieczeństwo, wejście do sklepu bezpośrednio z parkingu oraz stosunkowo nieduża powierzchnia sklepu, która pozwala szybko zrobić zakupy – to czynniki, które sprawiły, że w ostatnich miesiącach klienci jeszcze chętniej odwiedzali dyskonty. Tak popularna praca zdalna również sprawia, że rzadziej bywamy w dużych obiektach handlowych, gdzie znajdują się hipermarkety. Chętniej za to korzystamy z usług pobliskich sklepów wolnostojących i parków handlowych, w których najemcami są często dyskonty spożywcze.
REKLAMA
Widzimy także, że sieci sprzedaży takich sklepów jak Biedronka, Lidl, Aldi oraz Netto stale się powiększają. Ostatni z wymienionych operatorów przejmuje sklepy Tesco, dzięki czemu zwiększy swoją sieć z 400 do około 700 lokalizacji, co tylko potwierdza ten trend. Oczywiście, nasycenie rynku jest coraz większe. Biorąc jednak pod uwagę to, jaki potencjał mają małe miejscowości, do których wchodzą dyskonty spożywcze oraz fakt, że wielu inwestorów coraz przychylniej patrzy na parki handlowe jako format stosunkowo odporny na pandemię, bardzo pozytywnie oceniamy dalszy rozwój dyskontów FMCG w Polsce.
Nowe „hard dyskonty” w Polsce
REKLAMA
Okres, w którym mogliśmy określić wiodących na polskim rynku dyskonterów „hard dyskontami”, już minął. Sieci Biedronka, Lidl, Netto oraz Aldi ciągle podnoszą jakość zarówno sklepów, jak i sprzedawanych produktów, co obok niskiej ceny jest bardzo ważne dla statystycznego klienta. Nie oznacza to jednak, że nie ma na naszym rynku miejsca dla takich „hard dyskontów”, jak Mere i Vollmart. Pandemia, a co za tym idzie poczucie niepewności co do stałości zatrudnienia i płynności finansowej, sprawiają, że Polacy robią zakupy w bardziej przemyślany sposób, a cena produktów oraz promocje mają większe znaczenie niż dotychczas.
Jakość sklepu i ekspozycji na pewno straciła na ważności. Jest to szansa dla nowych dyskonterów, którzy zrezygnowali ze wszystkich zbędnych dla funkcjonowania sklepu elementów, aby żeby zapewnić swoim klientom jak najbardziej atrakcyjne ceny. Nie znajdziemy tam gazetek z produktami, czy akcji marketingowych, niektórych elementów wystroju i standardowych półek z produktami, ale zakupy zrobimy bezpośrednio z palet i kartonów. Cena jest tu najważniejsza. Pewnym minusem może okazać się kwestia asortymentowa, ponieważ nowi najemcy posiadają mniej pozycji asortymentowych – nie kupimy u nich m.in. produktów szybko psujących.
Inwestycje w e-grocery
Sprzedaż internetowa artykułów spożywczych to obecnie ok. 1% udziału w całej sprzedaży rynku FMCG. Jako klienci nie jesteśmy jeszcze przyzwyczajeni do robienia zakupów spożywczych w taki sposób. Zdecydowanie częściej przez Internet kupujemy odzież, obuwie, czy elektronikę. Mimo wszystko zainteresowanie tym kanałem sprzedaży ciągle rośnie, a klienci z niego korzystający to w większości ludzie młodzi, przyzwyczajeni do nowych rozwiązań oraz technologii. Szacuje się, że 1/3 osób, które kupują artykuły spożywcze przez Internet, jest w wieku 25-34 lat.
Jednak z biegiem czasu przestaniemy widzieć duże różnice w przedziałach wiekowych klientów e-grocery. Pokolenie świadome technologicznie będzie coraz starsze, a nowi klienci przyzwyczajeni do tego rodzaju zakupów. Ważną kwestią jest to, aby operatorzy spożywczy utrzymali obsługę na wysokim poziomie. Wszyscy gracze rynkowi muszą być więc przygotowani na duże inwestycje właśnie w ten kanał sprzedaży. Internetowe zakupy spożywcze muszą przede wszystkim gwarantować szybkie i poprawnie skompletowane zamówienia, szybką dostawę, możliwość odebrania zamówienia w formie click&collect oraz w razie pomyłki – sprawną reklamację, czy zwrot poszczególnych towarów. Klienci internetowi powinni być też traktowani na równi z klientami stacjonarnymi – korzystać z benefitów wynikających z promocji w sklepach stacjonarnych czy kart lojalnościowych.
Mimo że wolumen sprzedaży przez Internet nie ma jeszcze dużego udziału w obrotach sieci spożywczych, na pewno jest to temat przyszłościowy. Pandemia tylko przyspieszyła rozwój modeli sprzedaży wielokanałowej i pokazała, że wzrosty w obrotach, jakie będą notować operatorzy tego kanału sprzedaży, będą zdecydowanie większe niż te, które przewidywaliśmy rok temu.
Dostawa – własna czy współpraca?
Współpraca z platformą delivery na pewno pomaga w ograniczeniu kosztów związanych z uruchomieniem tego kanału sprzedaży na własną rękę. Pozwala też na korzystanie z już opracowanych rozwiązań i stworzonej sieci dostaw oraz minimalizuje ewentualne straty związane z „nauką na błędach”. Może to być ciekawy sposób na przetestowanie, czy sprzedaż internetowa w przypadku konkretnej sieci sprzedaży się sprawdza, ale również sposób na stałe funkcjonowanie.
Minus takiego rozwiązania to utrata szansy na budowanie marki własnej. Biorąc za przykład Biedronkę, zakupy robimy nie przez ich autorską platformę, ale przez aplikację Glovo. Zakupy nie zostaną dostarczone przez kuriera w stroju z logo Biedronki, ale z logo Glovo. Kolejną kwestią jest to, że korzystanie z platformy delivery sprawia, że klient musi wykonać dodatkowy krok, jakim jest przejście ze strony internetowej swojego ulubionego operatora spożywczego na stronę platformy dostawczej.
Korzystanie z doświadczenia innych i podejmowanie decyzji przez sieć pod kątem opłacalności jest jak najbardziej logiczne, a dodatkowy krok wykonywany przez klienta nie utrudnia całego procesu. Konsument skupia się raczej na tym, aby poprawnie skompletowane zamówienie otrzymać w wyznaczonym terminie i zaoszczędzić czas. Nie zwróci dużej uwagi na to, jakie logo znajduje się na koszulce dostawcy.
Jakub Sadowski, Negotiator Retail Agency Cushman & Wakefield
Więcej informacji znajdziesz w serwisie MOJA FIRMA
REKLAMA
REKLAMA