Unia chce ceł dla taniego obuwia z Azji
REKLAMA
- Komisja zdecydowała się na taki krok, bo po dochodzeniu okazało się, że w obu krajach sektor obuwniczy dotuje państwo. A to oznacza, że towary z Azji konkurują z unijnymi w nieuczciwy sposób - mówi "Gazecie" Peter Power, rzecznik unijnego komisarza ds. handlu Petera Mandelsona. Te nieuczciwe sposoby to m.in. tanie kredyty dofinansowywane przez państwo, ulgi podatkowe itd.
Chiny już zapowiedziały, że jeżeli cła antydumpingowe wejdą w życie, pozwą Unię do Światowej Organizacji Handlu.
Po co więc Unii kolejna wojna handlowa z potężnym partnerem? - To nie będzie wojna handlowa, tylko wyrównanie szans w handlu. Nasze dowody na to, że konkurencja z Azji w zakresie obuwia nie jest uczciwa, są mocne. Komisja Europejska jest przekonana, że jeżeli będzie proces w WTO, wygramy sprawę - mówi "Gazecie" Peter Power.
Jednak wygląda na to, że buty mocno rozgrzeją unijno-chińskie stosunki handlowe. Azjatyckie obuwie dzięki niskim cenom zalewa Europę: w ub.r. tylko z Chin i Wietnamu sprowadzono buty za ponad 4 mld dol. W ub.r. import skórzanego obuwia z Chin wzrósł o 320 proc., z Wietnamu - o ponad 700 proc. Dlaczego? Buty z Azji są znacznie tańsze. Produkcja pary skórzanego obuwia np. w Polsce kosztuje średnio 60-80 zł. W Chinach czy Wietnamie jej kopia kosztuje zaledwie jedną piątą europejskiej ceny.
- Ale te buty są produkowane z pominięciem norm środowiskowych, socjalnych, zdrowia, które w Unii są wyśrubowane. Do tego mają wsparcie państwa. Polskie firmy cierpią więc wobec nieuczciwej konkurencji z Azji - mówi "Gazecie" Aleksandra Krysiak z Polskiej Izby Przemysłu Skórzanego. Jak podkreśla przedstawicielka lobby obuwniczego w Polsce, walka Komisji z importem z Azji to w Polsce nie tylko walka o zachowanie produkcji. - Szacujemy, że w przemyśle obuwniczym i powiązanych z nim garbarniach, zakładach produkujących obcasy itd. pracuje około 100 tys. Polaków. Walka o wyższe cła to przede wszystkim walka o to, czy te miejsca pracy zostaną w Polsce. Będziemy walczyć ostro, bo wiemy, na co stać importerów z Azji - mówi Krysiak.
Izba wspólnie ze swoimi odpowiednikami z pozostałych krajów UE już od siedmiu miesięcy domagają się przynajmniej 50-proc. ceł antydumpingowych na obuwie skórzane z Azji. Mają na to niewielkie szanse - cła zaproponowane prze Komisję mają sięgać maksymalnie 20 proc. i będą wprowadzane stopniowo. Najwcześniej mogą wejść w życie w kwietniu.
Polskie firmy alarmują, że czasu nie ma, buty z Azji dały się im mocno we znaki. Izba szacuje, że w ub.r. od stycznia do września liczba produkowanych butów w Polsce spadła o blisko 15 proc. Produkuje się u nas co roku około 35 mln par obuwia. Importuje - ponad 100 mln par obuwia. - Prym wiodą oczywiście Azjaci, którzy są najtańsi, a Polacy są wyczuleni na cenę - mówi Aleksandra Krysiak. Podobnie jest w krajach starej Unii, ale straty tamtejszych producentów są znacznie większe. We Włoszech i w Hiszpanii wolumen produkowanych butów obniżył się o ponad jedną piątą, dlatego włoskie i hiszpańskie firmy obuwnicze upadają. W Polsce z powodu importu upadł m.in. But-S, jedna z większych polskich firm obuwniczych. Kondycję firm obuwniczych pogarszają dodatkowo spadające ceny. W ub.r. były one średnio o 10-20 proc. niższe niż w roku 2004.
Jak więc konkurować z Azją? - Przede wszystkim jakością wykonania, wzornictwem, stylem. Konkurencji się nie boimy, byle była uczciwa - mówi "Gazecie" Jan Szczurek, dyrektor ds. kolekcji Gino Rossi, jednego z większych graczy na polskim rynku obuwniczym.
REKLAMA
REKLAMA