Gdy rząd nie robi nic, mniej szkodzi
REKLAMA
Spychana na dno urzędniczych szuflad lista niedawnych priorytetów stale rośnie. W martwym punkcie utknęła naprawa publicznych finansów, reforma zdrowia, nie doprowadzono do znaczącego obniżenia bezrobocia. Oddalają się strategiczne decyzje dotyczące prywatyzacji, jak np. giełdowego debiutu Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa, na przygotowanie którego wydano ponad 23 mln zł.
REKLAMA
REKLAMA
Łączne koszty będą jednak wyższe, bo firma nie uzyska spodziewanych z emisji akcji 1,5 mld zł potrzebnych na zwiększenie wydobycia, co dla wszystkich będzie skutkować podwyżkami gazu. Trudno także wyliczyć wszystkie koszty opóźnień w tworzeniu holdingu węglowo-koksowego opartego na Jastrzębskiej Spółce Węglowej i 3 zakładach koksowniczych, w tym drugiej w kraju koksowni Przyjaźń.
Ta ostatnia, choć w ubiegłym roku zarobiła 600 mln zł netto, w tym roku zadowoli się najwyżej jedną trzecią tej kwoty, bo koks tanieje. Jeśli trend się utrzyma, to samo czeka holding: choć będzie największy w Europie, im później znajdzie się na parkiecie, tym mniej będzie wart. Brak decyzji, na przykład określających politykę podatkową, ma zły wpływ nie tylko na ekonomiczne perspektywy.
– Uderza nawet w krótkoterminowe działania przedsiębiorstw – twierdzi Marek Kukuryka, prezes znanego z wyposażenia łazienek Sanitec Koło.
Spółka, jak pozostałe z branży, walczy ze złą koniunkturą, więc tym bardziej oczekuje klarownych regulacji prawnych.
REKLAMA
Wybory hamują nie tylko strategię działań gospodarczych, ale także zwykłą pracę urzędów. Zwalnia tempo przetargów, wydłuża się czas obiegu dokumentów. Niektóre procesy praktycznie stają w miejscu, jak sprzedaż resztówek należących do państwa przedsiębiorstw, na której już wcześniej suchej nitki nie zostawił kontrolujący jej przebieg NIK.
Tymczasem to, co zwalnia obroty polskich urzędników, wcale nie musi przeszkadzać za granicą. Dzięki autonomiczności służby cywilnej, administracja rządowa w tak niestabilnym politycznie kraju jak Włochy – czy przed, w trakcie, czy po wyborach – pracuje bez zastrzeżeń. Równie stabilnie działa machina urzędnicza we Francji, Holandii czy Stanach Zjednoczonych, żadnych zmian nie odczuwają osoby obsługiwane przez urzędników w Szwajcarii.
Czy zatem na finiszu kadencji rządzący powinni podkręcić tempo? Wielu ekspertów uważa, że lepiej przez te kilka miesięcy brać pieniądze za nic, niż podrzucać przyszłej koalicji kukułcze jaja w postaci niechcianych decyzji. Jak twierdzi Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha, w ostatnim czasie działania rządu i parlamentu nabrały charakteru regulacyjnego, szkodliwego dla gospodarki, więc chwilowy brak aktywności nie zaszkodzi.
– Przeciwnie. Takie wakacje, rządowe i parlamentarne to wręcz dobrodziejstwo – przekonuje A. Sadowski.
REKLAMA
REKLAMA