Pułapki w kredytach hipotecznych
REKLAMA
REKLAMA
Rosnąca konkurencja na rynku sprawia, że dostawcy produktów finansowych stosują różnego typu zabiegi, aby przekonać klientów do swojej oferty. Gwiazdki i dopiski drobnym drukiem to stały element materiałów informacyjnych dotyczących pożyczek, kart kredytowych czy funduszy. Oferta, która na pierwszy rzut oka wydaje się bardzo atrakcyjna traci swój walor, gdy zapoznamy się z jej szczegółami.
REKLAMA
REKLAMA
Pół biedy, jeśli zorientujemy się w rzeczywistych warunkach przed podjęciem decyzji, gorzej, gdy nieprzewidziane koszty „wypływają” już po fakcie. Expander dokonał przeglądu „prima-apilisowych” niespodzianek, na jakie mogą natknąć się osoby zaciągające kredyt, korzystające z kart kredytowych czy też inwestujące nadwyżki finansowe. Warto się z nimi zapoznać i pamiętać o nich nie tylko 1 kwietnia.
Wiele banków reklamuje się, że oferuje kredyt hipoteczny bez prowizji. Haczyk jest w tym, że zamiast prowizji klient musi wykupić ubezpieczenie na życie lub od bezrobocia, którego koszt jest porównywalny z prowizją. Tak robi np. mBank w przypadku, którego klient musi albo zapłacić prowizję albo zawrzeć ubezpieczenia na życie. Koszt obu jest taki sam i wynosi 1,5% kwoty kredytu.
REKLAMA
Na tym nie koniec. Banki oferują niskie oprocentowanie kredytu, jednak tylko w sytuacji, gdy klient będzie korzystał dodatkowo z innych produktów banku. Na przykład w Lukas Banku klient może uzyskać bardzo niską marżę na poziomie 0,5 pkt proc. dla kredytu w złotych (przeciętny poziom to 1%.), jednak musi stać się posiadaczem pięciu innych produktów tego banku (lokaty, karty kredytowe, konta) i korzystać z nich przez okres co najmniej 5 lat (przykładowo, lokata musi opiewać na kwotę minimum 2,5 tys. zł).
Banki chętnie sięgają także po promocje typu „pierwszy rok taniej”. Rzeczywiście przez pierwszy rok kredyt jest tańszy, co banki eksponują chętnie w reklamach. Potem jednak wraca ono do normalnego poziomu, o czym nieświadomy klient nie zawsze wie. Promocję tego typu oferuje m.in. Deutsche Bank, który dla klientów kupujących mieszkania od deweloperów, przez pierwszy rok pobiera promocyjną marżę wynoszącą 0,25 pkt. proc.. Potem wraca ona do normalnego poziomu wynoszącego zależnie od kwoty kredytu nie mniej niż 0,7 pkt proc.
Kolejny haczyk w umowach kredytowych to tzw. spread dla kredytów walutowych, który stosują wszystkie banki (różnica pomiędzy kursem kupna i sprzedaży waluty; przy wypłacie kredytu stosowany jest kurs niższy, a przy spłacie wyższe). Jeden z najwyższych spreadów na rynku ma Dom Bank. Wynosi on ponad 15 gr i podnosi miesięczną ratę kredytu na kwotę 400 tys. zł (na 30 lat) o ponad 140 zł.
REKLAMA
REKLAMA