W co warto inwestować w 2009 roku
REKLAMA
Wartość indeksów Giełdy Papierów Wartościowych spadła w ostatnim roku o 50%, wielkość aktywów TFI stopniała od rekordowo wysokiego poziomu 144 mld zł w czerwcu 2007 do 73 mln w grudniu 2008 r. Po takiej obniżce trudno spodziewać się równie fatalnego roku. Do czasu powrotu stabilnych wzrostów na Giełdzie Papierów Wartościowych trudno spodziewać się powrotu klientów do TFI. Wyjątkiem mogą być fundusze inwestujące w krajowe obligacje. Wszystko za sprawą spodziewanych kolejnych obniżek stóp procentowych. Poniżej przedstawiamy subiektywny przegląd możliwości inwestycyjnych na 2009 rok. Przyjęta tu kolejność form inwestowania nie oddaje bynajmniej ich atrakcyjności.
REKLAMA
Akcje
REKLAMA
Miniony, 2008 rok większość krajowych inwestorów z pewnością pamiętać będzie jako rok pogromu. Najważniejsze indeksy giełdowe WIG20 i WIG spadły o 48% i 51%, co jest wynikiem najgorszym od początku funkcjonowania GPW. Przeceny wielu spółek sięgnęły 70-80%, licząc od ich rekordowych wycen z połowy roku 2007. Wydawać się może, że niskie ceny akcji powinny zachęcać do zakupów. Na rynku panuje jednak strach i niepewność. Słabnąca w szybkim tempie krajowa gospodarka w połączeniu z recesją u naszych sąsiadów bije w wyniki finansowe firm.
Pogorszenie sytuacji na rynku pracy, planowane zwolnienia oraz ograniczenie zamówień i inwestycji nie rokują dobrze na najbliższe miesiące. Pamiętając o prawidłowości, że giełda wyprzedza gospodarkę o ok. 6 m-cy, należałoby przyjrzeć się bliżej spółkom giełdowym. Wyniki większości z nich w pierwszym półroczu 2009 r. będą słabsze od tych z pierwszego półrocza 2008 r. To pozwoli ubijać cenom akcji tzw. twarde dno pod przyszłe wzrosty.
Dodatkowym wsparciem muszą być jednak pierwsze oznaki ożywienia w gospodarce amerykańskiej oraz dalsze obniżki stóp procentowych. Spadną wówczas koszty kredytów i, co ważne, oprocentowanie lokat terminowych. Stworzy to nadzieję na to, że oszczędności powoli zaczną wracać na rynek akcji i funduszy.
Jak widać, musi być spełnionych wiele czynników, aby na rynek akcji powróciły wzrosty trwalsze niż kilka kolejnych sesji. Niecierpliwi inwestorzy jednak muszą poszukiwać okazji, akcji, które są mało uzależnione od koniunktury globalnej. Spółek, które zwiększają udział w rynkach, mają zdywersyfikowane dochody i rozliczają się w walutach, które w ostatnich miesiącach bardzo zyskały wobec złotego. Pozwoli im to liczyć na osiągnięcie wyższych zysków właśnie za sprawą różnic kursowych. Tylko ile firm spełniających wyżej wymienione warunki działa na GPW?
Fundusze inwestycyjne
Wyniki funduszy są ściśle powiązane z koniunkturą panującą na rynku akcji. Ta, jak wiadomo jest fatalna. Dlatego w 2009 roku inwestycja w fundusze obarczona jest wysokim ryzykiem. Wyjątkiem mogą być fundusze obligacji oraz fundusze denominowane w walutach obcych. Obserwowane w ostatnich tygodniach osłabienie złotego to doskonała wiadomość dla posiadaczy jednostek funduszy. Dolar i euro osiągają poziomy nie notowane od połowy 2008 r.
Dla osób, które są zdeterminowane, aby wejść na rynek funduszy, w obecnej niepewnej sytuacji najlepszym rozwiązaniem wydają się inwestycje, które zminimalizują wahania wycen jednostek.
Jednym ze sposobów na to może być zakup jednostek „funduszu funduszy”, który inwestuje w jednostki wielu funduszy zmniejszając automatycznie ryzyko. Drugą propozycją są fundusze parasolowe, które, pod „parasolem” gromadzą różne fundusze, zaczynając od akcyjnych, poprzez fundusze zrównoważonego ryzyka, a na bezpiecznych (obligacyjnych) kończąc. Dzięki takiej budowie możliwe są płynne zmiany między poszczególnymi rodzajami funduszy pozwalające na uniknięcie opodatkowania podczas zmiany funduszu. Podatek zapłacimy dopiero po wycofaniu pieniędzy z funduszu.
Dla klientów bardziej samodzielnych trafna wydaje się strategia tzw. „uśredniania cen”. Mówiąc najprościej, polega ona na kupowaniu jednostek uczestnictwa różnych funduszy za określoną kwotę np. 500 zł co miesiąc. Wówczas w skali roku odłożymy w funduszach 6 tys. zł. Średnia cena zakupu będzie jednak bardzo różna. W dłuższej perspektywie takie podejście ogranicza ryzyko i pozwala często kupić jednostki wtedy, kiedy są bardzo tanie. Uśrednianie wymaga jednak systematyczności i śledzenia zmian na rynku, co nie każdemu odpowiada. Jedno jest pewne. Do czasu trwałych wzrostów na rynku akcji o łatwych zyskach w funduszach możemy zapomnieć.
Lokaty
REKLAMA
Rok 2008 był bez wątpienia rokiem lokat terminowych. Przeceny na rynku akcji i funduszy sprawiły, że pieniądze klientów płynęły szerokim strumieniem do banków i na rynek obligacji. Utrzymujące się wysokie stopy procentowe i silna konkurencja sprawiły, że banki już od wiosny 2008 r. rozpoczęły istną walkę o klienta. Walkę, która im zaszkodziła, ponieważ często dopłacały one do oprocentowania. Co dobre dla klienta, niekoniecznie dobre jest dla banku. Rok 2008 to także wysyp lokat pełnych pułapek. Pułapek rozumianych jako konieczność spełnienia przez klienta określonych warunków, jako wymogu uzyskania reklamowanego oprocentowania. Dla banku PKO BP skończyło się to nałożeniem kary finansowej w wysokości ponad 5 mln zł.
Dobry czas dla lokat jednak mija za sprawą decyzji Rady Polityki Pieniężnej. Po listopadowej i grudniowej obniżce stóp procentowych łącznie o 1% banki zmuszone zostały do obniżenia stawek. Teraz klientom pozostaje szukać okazji, np. banków, które z opóźnieniem wprowadzają zmiany oprocentowania. Innym rozwiązaniem dla osób z wolną gotówką jest szukanie najlepszych ofert w wyszukiwarkach produktów finansowych typu: comperia.pl, hipermarketfinansowy.pl lub wzięcie udziału w aukcjach lokat organizowanych przez niektóre banki. Niejako w odpowiedzi na konkurencję na rynku lokat, kilka tygodni temu powstał serwis aukcjelokat.pl, który pozwala bankom walczyć o nasze oszczędności.
Reasumując temat lokat terminowych, w bieżącym roku warto zakładać lokaty krótkoterminowe, trzymiesięczne lub krótsze, o stałym oprocentowaniu. Nie zamrażajmy gotówki i śledźmy oferty. Pozwoli nam to złagodzić skutki kolejnych obniżek stóp procentowych, które są jeszcze przed nami.
Obligacje
Obligacje i fundusze obligacji przeżywały w ostatnim roku prawdziwy renesans. Polacy masowo kupowali obligacje bijąc przy okazji rekordy wpłat. Nic dziwnego. Oprocentowanie obligacji dorównuje oprocentowaniu lokatom terminowych, a przy okazji nie zawierają typowych dla lokat „haczyków”. Dodatkowo spadek stóp procentowych zwiększa atrakcyjność obligacji o stałym oprocentowaniu. Bardzo atrakcyjna w ostatnich miesiącach okazała się również inwestycja w fundusze obligacji. Rekordziści w samym listopadzie zarobili ponad 6%, a w całym 2008 r. ponad 10%.
Choć oprocentowanie obligacji będzie spadać, wciąż warto inwestować w papiery o stałym oprocentowaniu, opóźniając tym samym efekt obniżek stóp procentowych. Wydaje się, że dopiero po spadku głównej stopy procentowej do przedziału 3,5-3,75% obligacje mogą nieco stracić blask.
O dalsze obniżki będzie ciężko, a to właśnie dzięki nim rentowność obligacji zakupionych w okresie wysokich stóp procentowych staje się bardzo konkurencyjna wobec oprocentowania lokat.
Produkty strukturyzowane
Moda na te produkty, która zaczęła się w 2006 roku, nieco przemija. Już pod koniec 2008 roku przedstawiciele emitentów produktów strukturyzowanych informowali o spadku zainteresowania ich ofertą. W pewnym momencie na rynku pojawiło się zbyt wiele instytucji tworzących „struktury”, aby dla wszystkich starczyło klientów.
Struktury mają dwie niezaprzeczalne zalety:
- pozwalają inwestować na kilku rynkach jednocześnie. Struktura może być oparta o ceny akcji, ceny surowców, a jednocześnie o kurs waluty. Dzięki temu łatwiej jest utrafić we wzrost na jednym z tych rynków.
- drugą ważną zaletą w dobie kryzysu jest gwarancja kapitału, jaką oferuje większość produktów strukturyzowanych dostępnych na rynku. Zazwyczaj wynosi ona od 90 do 100% zainwestowanej kwoty.
Minusem lokat są przede wszystkim:
- zamrożenie pieniędzy na dłuższy okres, zwykle są to 2-4 lata,
- dość wysokie kwoty minimalne, jakie można zainwestować w struktury - 10-20 tys. zł.
- skomplikowane i często mało przejrzyste dla klientów zasady partycypacji w zyskach.
Dość przeciętne wyniki już zakończonych inwestycji w struktury oraz jeszcze trwających rodzą jednak obawy o to, czy w roku 2009 będą one równie atrakcyjne dla inwestorów jak w poprzednich dwóch latach. Kryzys finansowy dotknął bowiem wszystkich ważniejszych rynków świata i jednocześnie objął zarówno rynki akcji, surowców jak i walut. Gwałtowne zmiany cen i kursów utrudniają zarabianie. W połączeniu z koniecznością zamrożenia gotówki na dłuższy okres, „struktury” mogą raczej stanowić uzupełnienie portfela inwestycji niż stać się jego główną częścią.
Dopiero po wyklarowaniu się sytuacji w globalnej gospodarce, co powinno ograniczyć gwałtowne zmiany na poszczególnych rynkach, struktury powinny odzyskać swój blask.
Surowce
Jeszcze rok temu surowce wydawały się ostoją i niemalże gwarancją osiągnięcia zysków. Inwestorzy spłoszeni z rynków akcji przenosili aktywa na rynki surowców. Swoje rekordy cen biły ropa naftowa, miedź i złoto. Kryzys finansowy, jaki opanował świat w połowie 2008 r., dotknął jednak również rynki surowców. Wraz z rosnącymi obawami o stan światowej koniunktury rozpoczął się spadek cen surowców. Ogromne straty zanotował rynek ropy naftowej, której cena spadła z rekordowych 147 USD za baryłkę w lipcu 2008 roku do 40 USD pod koniec grudnia ub.r. Podobnie sytuacja wygląda na rynku miedzi, która staniała do poziomów nie notowanych od lat. Tu również kluczem okazały się obawy o znaczne zmniejszenie popytu na surowiec ze strony gospodarki Chin i Stanów Zjednoczonych, które ograniczają inwestycje.
Złoto
W roku 2008 przecenie oparło się jedynie złoto, uważane powszechnie za lokatę na czarną godzinę. W dobie kryzysu, wysokiej inflacji, utraty wartości waluty (dolara amerykańskiego, w którym wyrażona jest cena złota), inwestorzy lokują część swoich oszczędności w złoto. Obserwując wzrost cen złota w ostatnich dwóch latach można śmiało powiedzieć, że na tle rynku akcji kruszec zachował się znakomicie przynosząc posiadaczom sztabek, złotych monet, bądź certyfikatów inwestycyjnych blisko 40% zysku. Polskim inwestorom dodatkowo sprzyja fakt, że cena złota wyrażona jest dolarach, które w ostatnim półroczu zyskały do złotówki 50%. Szansą na powrót surowcowej hossy będzie napływ pozytywnych informacji z gospodarki amerykańskiej, która pochłania ogromne ilości surowców, szczególnie ropy naftowej. Nim to jednak nastąpi, miną prawdopodobnie miesiące. Stany Zjednoczone czekają na efekty planu ratowania gospodarki. Wpompowanie w gospodarkę setek miliardów dolarów nie zadziała niczym dotknięcie czarodziejskiej różdżki.
O atrakcyjności inwestycji w złoto decyduje nie tylko jego cena, ale przede wszystkim kurs dolara wobec złotówki. O tej zależności powinien wiedzieć każdy, kto rozważa inwestycję w kruszec. Może się bowiem okazać, że pomimo wzrostu ceny złota, spadek kursu dolara zniweluje cały zysk. Właśnie dzięki umocnieniu dolara w drugiej połowie 2008 roku inwestycja w złoto była bardzo atrakcyjna dla krajowych inwestorów. Mieliśmy tu do czynienia z niecodzienną sytuacją, podobną jak na rynku funduszy dolarowych, w której o atrakcyjności inwestycji zadecydowały kursy walut.
W ostatnich dwóch latach złoto zyskało na wartości ponad 30%. Jego cena wzrosła z 626 USD za uncję 5.01.2007 r. do 853 USD dnia 5.01.2009 r. Tymczasem tylko w okresie lipiec - grudzień 2008 r. USD zyskał do PLN blisko 50%. Był to prawdziwie „złoty” okres dla inwestycji w złoto.
Czy złoto będzie nadal drożeć? Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta. Za taką wersją przemawiać jednak mogą obawy o stan światowej gospodarki. Stany Zjednoczone pogrążone są w kryzysie, kolejne gospodarki UE wpadają w ujemny PKB. Dodatkowo rekordowo niskie stopy procentowe w USA - 0,25% w połączeniu z dodrukowywaniem pieniędzy dla ratowania gospodarki rodzą obawy o nagły wzrost inflacji. Te czynniki powinny zatem sprzyjać cenom złota w 2009 roku. O ostatecznym zysku lub stracie zdecydować mogą kursy walut.
Nieruchomości
Rynek nieruchomości to z pewnością jeden z najgorętszych tematów ostatnich miesięcy. Wraz z kryzysem finansowym, jaki dotknął banki, zatrzymało się szalone tempo udzielania kredytów hipotecznych. Ceny nieruchomości wywindowane często do horrendalnych poziomów musiały zacząć spadać. Nie ma tygodnia, aby w prasie nie ukazał się raport na temat cen lokali. Deweloperzy z przerażeniem patrzą na zastój sprzedaży oddawanych do użytku mieszkań. Na efekty tej sytuacji nie trzeba było długo czekać. Obecnie ceny mieszkań spadły od kilku do kilkunastu procent, w zależności od lokalizacji i metrażu w porównaniu z cenami sprzed roku.
Sytuacja rynkowa sprzyja kupującym, a martwi deweloperów. Pierwsi mogą przebierać w ofertach, oczekiwać rabatów, dodatkowych zachęt, jak np. wykończenia mieszkania pod klucz lub garażu w cenie. Drudzy boją się, gdyż banki poważnie ograniczyły finansowanie inwestycji wiedząc, że zabraknie klientów na nowe lokale.
Taka sytuacja nie potrwa jednak długo. Deweloperzy, którzy przetrwają najgorsze czasy, wstrzymają swoje inwestycje i skupią się na sprzedaży już gotowych lokali. Z czasem więc ilość lokali ulegnie zmniejszeniu, co powinno spowolnić dynamikę spadków cen. Dalszy los deweloperów zależy od tego, na ile nowa polityka banków ograniczy ilość przyznanych kredytów. Ci, którzy mają zdolność kredytową, będą w uprzywilejowanej sytuacji. Pozostałym osobom, które potrzebują własnego M, pozostanie wynajem. I tu może czekać je niemiła niespodzianka. Wynajmujący widząc trudności klientów w uzyskaniu kredytu windują ceny najmu. Po części robią to z konieczności. Kupowali mieszkania z myślą o inwestycji. Tymczasem ceny mieszkań kupowanych na tzw. „górce” zaczęły spadać, a raty kredytowe, zwykle we frankach szwajcarskich, zaczęły rosnąć. Część kosztów z tym związanych z pewnością postarają się przerzucić na swoich klientów.
Sztuka
Panuje opinia, że rynek sztuki nie podlega takim wahaniom jak rynek akcji czy surowców.
Z pewnością jednak w dobie ogólnie panującej hossy dzieła sztuki mogą osiągać wyższe ceny niż w dobie kryzysu. Analogicznie jak na rynku akcji w pewnym momencie dzieła sztuki mogą być przewartościowane. Odporność cen na kryzys mogą zachować tylko najbardziej uznane nazwiska, a tych na polskim rynku jest niewiele. Tzw. modne „nazwiska” mogą nie sprostać obecnym czasom nadchodzącego spowolnienia gospodarczego. Tu właśnie pojawia się szansa dla doświadczonych kolekcjonerów, którzy mogą kupić ciekawe dzieła po atrakcyjniejszych cenach. Inwestorzy, którzy popadli w duże kłopoty finansowe, mogą zechcieć spieniężyć część swojej kolekcji. Może to dotyczyć zwłaszcza osób nowych na rynku, które zainwestowały na fali mody, a nie ze względu na długotrwałe plany. Teraz pod wpływem kryzysu mogą one obawiać się o dalsze spadki cen dzieł sztuki. Mogą zechcieć wyjść z biznesu, którego do końca nie rozumieją i pozostać przy sprawdzonych rozwiązaniach. Dla bardziej wytrawnych uczestników rynku okazją do zarobku może być rosnący kurs dolara lub euro. Dzieła sztuki zakupione pół roku temu za dolary, dziś są ponad połowę droższe na skutek samych zmian kursów walut. Takie transakcje wymagają jednak wiedzy o rynku sztuki, śledzenia zmian, uczestnictwa w licznych wystawach, aukcjach, zwłaszcza aukcjach zagranicznych.
O tym, że kryzys finansowy daje się we znaki również rynkowi sztuki, niech świadczą informacje o spadającej sprzedaży dzieł oraz ich wycen w jednym z największych domów aukcyjnych świata Christie's. Na skutek malejącej ilości transakcji dom aukcyjny wprowadził cięcia kosztów działalności ze zwolnieniami pracowników włącznie. (New York Times 13.01.09).
Reasumując, rok 2009 będzie pełen zmian na rynku. Inwestorzy powinni zachować spokój i nie podejmować przypadkowych decyzji. W czasach niepewności lepiej ochronić kapitał niż niepotrzebnie ryzykować. Nie warto iść pod prąd i liczyć na wzrosty tam, gdzie szanse na nie są znikome. Nie warto też zamrażać pieniędzy na dłuższy okres ze względu na szybko zmieniające się okoliczności takie jak poziom stóp procentowych czy kursy walut. To, co dziś wydaje się bardzo atrakcyjną inwestycją, za pół roku może nią nie być. Pamiętajmy o tym.
REKLAMA
REKLAMA