Indeksy wystartowały do góry w styczniu
REKLAMA
REKLAMA
GPW
REKLAMA
REKLAMA
Główne indeksy warszawskiej giełdy początkowo nie przejawiały chęci do większego wzrostu. WIG i WIG20 zaczęły dzień od zwyżki o 0,4-0,6 proc., a wskaźniki małych i średnich firm w okolicach ubiegłorocznego zamknięcia. Po godzinie nastąpiła wyraźna poprawa nastrojów. Dotyczyła ona głównie indeksu największych spółek, który jeszcze przed południem zyskiwał niemal 2 proc.
Poranny wzrost „zapewniały” głównie nasze spółki surowcowe. Akcje KGHM i PKN zyskiwały po 1,5-1,9 proc. Skala wzrostów szybko się zwiększała, w przypadku PKN do ponad 3 proc. Dołączyły też papiery kolejnych firm. Ponad 3 proc. zwyżką mógł pochwalić się Lotos, o 4 proc. rosły papiery BRE, walory PKO i Telekomunikacji Polskiej zyskiwały po 1,2-1,4 proc. Druga fala optymizmu nadeszła wczesnym popołudniem. Rosnące ceny surowców nadal wspierały zwyżkę cen głównie naszych rafinerii. Akcje PKN zyskiwały nawet 6 proc., ale „ruszyły” się także walory Pekao, rosnąc o 3,9 proc. przy wysokich obrotach, przekraczających 250 mln zł. Na tym tle bardzo słabo prezentowały się papiery Telekomunikacji Polskiej, w przypadku których skala zwyżki stopniała do 0,6-0,7 proc. Obroty, jak na „możliwości” tej spółki, były dość mizerne.
Ostatecznie WIG20 zyskał 2,34 proc., indeks szerokiego rynku wzrósł o 1,97 proc., mWIG40 o 1,37 proc., a sWIG80 o 1,48 proc. Obroty wyniosły 1,26 mld zł, nie należały więc do najwyższych.
Giełdy zagraniczne
REKLAMA
Sylwestrowa sesja na Wall Street zdecydowanie należała do niedźwiedzi. Przez większą część skróconego handlu indeksy przybywały na niewielkich minusach. Końcówka przyniosła jednak dość zaskakujący spadek. W efekcie indeksy straciły po 1 proc. Jedynym pocieszeniem jest to, że zniżka odbywała się przy bardzo niskich obrotach. Ale bierność popytu nie zrobiła dobrego wrażenia. S&P500 wylądował 15 punktów poniżej niedawno ustanowionego rekordowego poziomu 1130 punktów. Byki nie były w stanie utrzymać wskaźnika ponad nim i to się na nich zemściło w trakcie ostatniej sesji ubiegłego roku.
Na giełdach azjatyckich początek roku stał pod znakiem przewagi wzrostów. Niewielkie spadki zanotowano jedynie w Hong Kongu, Tajlandii i na Filipinach. Liderem zwyżek była giełda w Indonezji, gdzie wskaźnik zyskał 1,6 proc. Największe wrażenie zrobił jednak 1 proc. wzrost japońskiego Nikkei. Niemniej indeks ten podlegał w ostatnich dniach sporym wahaniom.
Główne parkiety europejskie zaczęły rok sporym optymizmem, niezrażone sylwestrowym spadkiem na Wall Street. Szybko osiągnęły poziom o około 1 proc. wyższy od czwartkowego zamknięcia. I pozostawały na nim przez większą część dnia. Gwiazdami były dziś pakiety w Tallinie i Rydze. Pierwszy notował około południa zwyżkę o ponad 2 proc., drugi zaś skoczył aż o prawie 6 proc. Pozostałe giełdy naszego regionu nie zachwycały. W Bukareszcie, Budapeszcie i Pradze zwyżki sięgały około 0,5 proc. Jedynym indeksem tracącym na wartości był turecki ISE100, który zniżkował o 0,7 proc. Inwestorzy przestraszyli się chyba ustanowionego przez ten wskaźnik rano rekordowego poziomu od dwunastu miesięcy. Popołudniowa poprawa nastrojów pomogła nie tylko inwestorom na giełdzie tureckiej, ale i na większości pozostałych. Jej powodem były zwyżkujące kontrakty na amerykańskie indeksy.
Waluty
Początek roku przyniósł kontynuację wahań typowych dla ostatnich dni 2009 r. Handel rozpoczął się od umocnienia amerykańskiej waluty do poziomu 1,4257 dolara za euro, stanowiącego „dalszy ciąg” ruchu zapoczątkowanego w Sylwestra. W jego wyniku dolar zyskał prawie 2 centy. Jednak w następnych godzinach tracił siłę, docierając około południa do niemal do 1,44 dolara za euro. Na wyklarowanie się sytuacji przyjdzie więc jeszcze trochę poczekać. Na razie amerykańska waluta trzyma się mocno i raczej mało prawdopodobne jest jej gwałtowne osłabienie do poziomu z początku grudnia, czyli do okolic 1,5 dolara za euro. Trzeba uważnie obserwować reakcję rynku walutowego na pojawiające się dane, dotyczące amerykańskiej gospodarki. To może dać nam pewną wskazówkę co do zachowania się dolara w przyszłości.
Po dość zagadkowym umocnieniu się naszej waluty w ostatnim dniu ubiegłego roku, dziś rano nie błyszczała ona siłą. Za dolara trzeba było płacić nieco ponad 2,88 zł, jednak już około południa „zielony” był tańszy już o ponad 4 grosze. Ruchy te trudno wiązać z jakimikolwiek czynnikami, mającymi źródło w sytuacji naszej gospodarki. Jest mało prawdopodobne, by gwałtowne umocnienie się złotego miało związek z publikacją wskaźnika aktywności przemysłu PMI, którego poziom okazał się zgodny z oczekiwaniami ekonomistów. Podobnie rozwijała się sytuacja w przypadku euro i franka. Za wspólną walutę trzeba było rano płacić ponad 4,11 zł, szybko jednak staniała ona o 3,5 grosza. O trzy grosze staniał także frank. Około południa można go było kupić już za mniej niż 2,74 zł, najtaniej od 14 grudnia ubiegłego roku. Od czasu przedświątecznego szczytu „szwajcar” potaniał już o 8 groszy. Od południa złoty znów zaczął się osłabiać, co ciekawe, głównie wobec euro i franka. Pod koniec dnia za wspólną walutę trzeba było płacić 4,09 zł, a za franka ponad 2,75 zł. Dolar w tym czasie nieznacznie staniał do 2,835 zł.
Podsumowanie
Słabość z ostatnich sesji ubiegłego roku okazała się jedynie przejściowa. Inwestorzy nabrali apetytu na zyski także w nowym. Tym razem nasz rynek „postanowił” nie zostawać w tyle i nadrobić grudniową opieszałość. Wskaźnik naszych największych spółek wyraźnie szykuje się do poprawienia rekordowych poziomów. Należał do najsilniejszych w Europie, jeśli nie liczyć giełdy w Rydze. Jego śladem poszedł także indeks szerokiego rynku oraz średnich firm. Styczeń bywa dobrym miesiącem na rynkach akcji, ale w niepewnych czasach statystyczne prawidłowości mogą być zawodne. Ryzyko rośnie wraz ze wzrostem cen akcji. Popadanie w euforię może być kosztowne.
REKLAMA
REKLAMA